Dla Serba Lech jest pierwszym zagranicznym klubem. Początkowo dostawał bardzo często szanse gry. Był pewnym punktem w środku pola. Potrafił odebrać piłkę, a także zagrać ją w niekonwencjonalny sposób.
Początek bieżącego sezonu nie był dla Injacia udany. Musiał pogodzić się z rolą rezerwowego, a na boisku pojawiał się na ostatnich kilkanaście minut. Potem po kontuzjach innych lechitów powrócił do pierwszej jedenastki. Zimą po przyjściu Tomasza Bandrowskiego pozycja Serba się osłabiła.
W meczu z PGE GKS Bełchatów wrócił do gry po raz pierwszy w tym roku. Miał zastąpić Rafała Murawskiego, który nabawił się urazu i po raz pierwszy, gdy trafił do Lecha nie wystąpił w meczu. Gdy trener Franciszek Smuda wspomniał, że to Injać dostanie szansę gry z wicemistrzem Polski, dziennikarze dopytywali czy sobie poradzi. - Jeśli chce u nas grać to musi sobie radzić - odpowiedział szkoleniowiec Kolejorza.
Nikt chyba nie przypuszczał, że 28-letni zawodnik nie tylko zagra na wysokim poziomie, ale także zdobędzie bramkę, która była ozdobą spotkania. - Chciałbym na stałe wskoczyć do podstawowej jedenastki, ale czas wszystko pokaże. W dużym stopniu będzie to zależało od mojej dyspozycji i postawy na treningach - powiedział po spotkaniu Injać.
Serb ma podpisany kontrakt z Lechem do 31 grudnia 2009 roku. Do tej pory w Orange Ekstraklasie zagrał w 32. spotkaniach, w których zdobył trzy bramki, wszystkie ładnej urody. Mecz z Bełchatowem dla Injacia z pewnością był bardzo ważny, bo teraz powinien częściej dostawać szanse gry. - Jestem dobrej myśli - zakończył lechita, który ciągle gra na solidnym poziomie, ale rzadko kiedy jest doceniany.