Liczymy na działaczy - rozmowa z Wojciechem Grzybem, kapitanem Ruchu Chorzów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Kibicom, piłkarzom i działaczom Ruchu Chorzów po wygranej na Stadionie Śląskim z ŁKS Łódź spadł "kamień z serc". Niebiescy, których sytuacja kilka tygodni temu wyglądała fatalnie, na kolejkę przed końcem sezonu zapewnili sobie utrzymanie w ekstraklasie.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Piegza: Udało się. Można powiedzieć, że marzenia się spełniły. Ruch zapewnił sobie utrzymanie w ekstraklasie.

Wojciech Grzyb: - Nie nazwałbym tego marzeniem. Naszym głównym celem była gra w górnej połowie tabeli. Rzeczywistość zweryfikowała jednak nasze marzenia i musieliśmy walczyć o utrzymanie ligowego bytu aż do przedostatniej kolejki.

Stadion Śląski nie był w rundzie wiosennej sprzymierzeńcem piłkarzy Ruchu Chorzów.

- Całe szczęście, że w końcu, w decydującym momencie, udało nam się odczarować ten obiekt i w końcu odnieść zwycięstwo na naszym boisku. Do tej pory Stadion Śląski nie był dla nas zbytnio szczęśliwy.

Ruchowi należał się rzut karny w sześćdziesiątej minucie? Piłkarze ŁKS bardzo protestowali po decyzji Jacka Walczyńskiego.

- Nie widziałem dokładnie tej sytuacji, bo stałem do niej plecami. Generalnie wszystko zależy od odwagi sędziego. Jest to faul, ale takie zdarzenia nie zawsze są odgwizdywane. Ja jestem za tym, aby za takie przewinienia dyktować rzuty karne.

Przed wykonaniem rzutu karnego była chwila zawahania? Wszyscy obecni na stadionie pamiętali mecz z Legią sześć miesięcy temu, gdy z tego samego miejsca nie udało się Wojciechowi Grzybowi pokonać Jana Muchy?

- Przyznam szczerze, że od nie strzelonego karnego ze spotkania z Legią minęło trochę czasu. „Jedenastkę” wykonywałem na tą samą bramkę. Był moment zwątpienia. Zapytałem się kolegów czy któryś z nich nie chciałby wykonać karnego. Nie chciałem się wychylać przed szereg, ale chłopcy po raz kolejny zaufali mi. Nie mogłem zrezygnować ze strzelania, więc wziąłem sprawy w swoje ręce i udało się zdobyć gola. Noga na szczęście nie zadrżała.

Końcówka spotkania była bardzo nerwowa. Dwóch łodzian opuściło boisko po czerwonych kartkach. Co spowodowało tak napiętą atmosferę?

- Nie chcę za bardzo tego komentować, bo to nie jest nasz problem, ale piłkarzy ŁKS. Przegrywać też trzeba umieć. Być może po prostu nerwy wzięły górę.

Jesteście już pewni ligowego bytu. Czy sytuacja w klubie dzięki temu poprawi się?

- Myślę, że jest to przede wszystkim pytanie do działaczy. My od momentu wydania oświadczenia o problemach z płatnościami robimy co w naszej mocy, aby pomóc klubowi. Myślę, że wstydu nie przynosimy Ruchowi, a raczej chwałę, bo przypomnę, że graliśmy w finale Remes Pucharu Polski. Mimo porażki zaprezentowaliśmy się z bardzo dobrej strony.

Warto dodać, że w finale Ruch zagrał po trzynastu latach przerwy.

- Myślę, że dla klubu była to bardzo dobra promocja. Mam nadzieję, że nasi działacze staną na wysokości zadania i pozyskają sponsorów. Ostatnio powiało trochę optymizmem i myślę, że tak też będzie w niedalekiej przyszłości. Sezon za chwilę się skończy i trzeba będzie myśleć co dalej.

Czy sytuacja finansowa od momentu wydania oświadczenia uległa zmianie.

- Muszę przyznać, że od tego czasu niewiele się zmieniło.

Źródło artykułu: