Jerzy Brzęczek. Cierpienia młodego selekcjonera

WP SportoweFakty / Dawid Gaszyński / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek
WP SportoweFakty / Dawid Gaszyński / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek

Jerzy Brzęczek błądzi. Po wrześniowym meczu z Włochami wydawało się, że szybko znalazł rozwiązanie problemów reprezentacji Polski, po październikowych spotkaniach wydaje się, że jeszcze ograniczenia uwypuklił.

Przemysław Pawlak

Porażki z Portugalią i Włochami oznaczają, że spadniemy z dywizji A Ligi Narodów UEFA i w kolejnej edycji nie będzie nam dane mierzyć się z najsilniejszymi zespołami w Europie. Opowiastki, że może to i dobrze, bo przynajmniej trafimy na rywali z naszej półki, są bezsensowne. W dywizji A mogliśmy zagrać z przeciwnikami, którzy wskazali nam błędy, ograniczenia. Na tle rywali słabszych otrzymamy obraz zamazany, zniekształcony, nie w pełni prawdziwy.

Nietrafne ustawienie

Mając na uwadze nasz piłkarski potencjał, porażki z Portugalią i Włochami nie są zaskakujące, nie można ich traktować w kategoriach wypadku przy pracy. Natomiast trudno oprzeć się wrażeniu, że Jerzy Brzęczek nie zrobił wszystkiego należycie, aby utrudnić życie przeciwnikowi. Przed październikowymi meczami selekcjoner czytelnie sugerował, że najbliższy jest mu model gry 1-4-4-1-1 i jego mutacje. Tymczasem w meczach z Portugalią i Włochami zdecydował się na grę w ustawieniu 1-4-3-1-2.

W przypadku pierwszego spotkania z Portugalią można było to zrozumieć. W doskonałej formie strzeleckiej na zgrupowanie przybył Krzysztof Piątek, dlatego Brzęczek mógł szukać systemu, który pozwoli wykorzystać trójkę Piotr Zieliński - Robert Lewandowski - Piątek. Ale już wybór tego samego ustawienia na mecz z Włochami szokował! W pierwszym spotkaniu zostaliśmy zmiażdżeni, sami stworzyliśmy niewielkie zagrożenie pod bramką rywala, natomiast zespół Fernando Santosa stwarzał je regularnie, z dużą łatwością. Trzech polskich pomocników ustawionych przed linią obrony nie było w stanie poradzić sobie z szybko operującymi piłką Portugalczykami. Gra toczyła się z taką intensywnością, że po lewej stronie Artur Jędrzejczyk często zostawał sam z dwoma rywalami. Wyglądało to jak nękanie legionisty. Brzęczek dość szybko zrozumiał swój błąd, na drugą połowę wyszli na boisko skrzydłowi. No więc dlaczego z premedytacją powtórzył podobne ustawienie z Włochami?

- Można to było inaczej rozegrać, każda porażka ma zawsze wydźwięk negatywny. Mecze z Portugalią i Włochami dostarczyły trenerowi dużo materiału do analizy, trudno jednak doszukać się w nich pozytywów - mówi prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek. - Inna sprawa, że w trakcie kwalifikacji mistrzostw Europy trener nie będzie miał już czasu na podejmowanie ryzyka. Październikowe porażki nie niosą za sobą twardych konsekwencji. To, czy jesienią 2020 roku zagramy w dywizji A z Włochami, czy w dywizji B z Turcją, w procesie budowania drużyny na eliminacje mundialu nie będzie miało wielkiego znaczenia. Eksperyment Jurka nie zgrał się z formą zawodników. Wypadł negatywnie.

ZOBACZ WIDEO Primera Division: Mecz pięknych goli w Valladolid. Rażąca nieskuteczność gospodarzy [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

A może ustawienie na mecz z Italią było identyczne, ale założenia piłkarzy inne? W pierwszym meczu na placu pojawili się Rafał Kurzawa, Grzegorz Krychowiak oraz Mateusz Klich. Czyli piłkarze bardziej kreatywni niż ci ze spotkania z Włochami (Karol Linetty, Jacek Góralski, Damian Szymański). Nie brakuje głosów, że Brzęczek próbował grać atak pozycyjny, chciał, żeby nasz zespół utrzymywał piłkę, natomiast z taką trójką w środku jak z Włochami, musiałby być nie do końca świadomy potencjału własnych zawodników, żeby faktycznie zaordynować akurat im taki sposób grania.

Trudno w to uwierzyć. Selekcjoner tłumaczył potem, że liczył, iż będą agresywnie odbierali piłkę Włochom i szybko przekazywali do przodu. Zamysł się nie powiódł, bo jak w przypadku meczu z Portugalią, Włosi doskonale operowali piłką. Marco Verratti grał właściwie bez strat, biało-czerwoni nie mieli pojęcia, jak mu futbolówkę zabrać. To był popis zawodnika Paris Saint-Germain - przy okazji występ Włocha dobitnie pokazał, dlaczego miejsca w klubie z Paryża nie ma dla Krychowiaka. Nie ten rozmiar kapelusza.

- W polskim rozumieniu zawodnik z pozycji 6 jest dobry, jak połamie przeciwnikowi nogi i kopnie w aut, rozgrywać już nie musi. A z pozycji 10 - rozgrywać powinien, ale bronić już niekoniecznie. Tymczasem Verratti, Jorginho, Bernardo Silva czy Luka Modrić odbierają piłkę nie dlatego, że są silni i szybcy, tylko dlatego, że inteligentnym ustawianiem się na boisku zmuszają przeciwnika do błędu - tłumaczy Zibi. - My takich piłkarzy nie mamy, nie produkujemy ich, tu jest problem. Jeśli ktoś chce, może powiedzieć, że winny jest temu Boniek. Wprowadzamy nowy projekt Talent Pro, otoczymy opieką kilkunastu najlepszych zawodników w Polsce, bo żeby wygrywać w dużej piłce, nie potrzebujemy tylko dobrych piłkarzy - potrzebujemy też indywidualności, które będą miały wpływ na drużynę. Na efekty trzeba jednak poczekać.

- Co do Grześka Krychowiaka, w ostatnich trzech latach zrobił krok do tyłu. Często zmienia kluby, właściwie w tym okresie nie przepracował w jednym zespole pełnych przygotowań. Jego piłkarska struktura wygląda tak, że gdy jest szybki, dynamiczny, drużyna ma z niego dużo korzyści. Po transferze do Lokomotiwu Moskwa bez przygotowania z zespołem zagrał sześć meczów w ciągu 21 dni. Kryzys formy musiał przyjść. Kiedyś Grzesiek grał z twarzą obróconą do przeciwnika, teraz go zazwyczaj goni w kierunku naszej bramki… Znamy walory Grześka, nie ma wątpliwości, że w odpowiedniej formie fizycznej jest reprezentacji Polski bardzo potrzebny.

Ucieczka przed Tysonem

Ustawienie było nietrafne, selekcjoner mówił o tym też po meczu z Italią. Inna sprawa, że być może za wcześnie obwieścił, że więcej Polska już tak nie zagra. Na pewno nie ugramy w ten sposób wiele z rywalami silniejszymi, umiejącymi utrzymać piłkę, ale już z przeciwnikiem słabszym lub naszego pokroju - tego nie wiadomo.

- Chyba właśnie to Jurek chciał powiedzieć. System z dwoma napastnikami i wysuniętym pomocnikiem może nie pasuje reprezentacji Polski w meczach z najlepszymi? Walcząc z Tysonem, pewnie lepiej uciekać po ringu i raz na jakiś czas samemu uderzyć, niż iść na wymianę ciosów - uważa szef PZPN. - Ale być może z rywalami słabszymi to ustawienie zadziała lepiej. Inna sprawa, że gdyby w meczu z Portugalią Łukasz Fabiański nie popełnił dwóch błędów, a przeciwko Włochom Kamil Grosicki w sytuacji sam na sam zachował się jak Boniek przy trzecim golu z Belgią na mundialu w 1982 roku, wyniki byłyby prawdopodobnie pozytywne. Kilka lat temu wygraliśmy z Niemcami, ale nie można powiedzieć, że grali gorzej w piłkę od nas. My byliśmy skuteczniejsi, bardziej zdeterminowani, mocni taktycznie, odpowiedzialni. I owszem, po pierwszej połowie z Włochami mogliśmy przegrywać 0:4, ale wszystkie okazje dla rywali wynikały z katastrofalnych błędów indywidualnych. W szczytowym momencie polskiej piłki w ostatnich kilku latach powtarzałem, że jesteśmy notowani za wysoko, że oczekiwania względem reprezentacji Polski są rozbuchane, ten zespół aż tak dobry nie jest. To mówili, że Boniek nie potrafi się cieszyć. A teraz zaskoczenie, bo zobaczyliśmy różnicę między Włochami a polskimi Włochami...

Lista grzechów selekcjonera się jednak jeszcze nie kończy. Musi bowiem wrócić pytanie o sens powoływania do kadry zawodników niegrających regularnie w klubie. Gdyby Jakub Błaszczykowski i Kamil Grosicki od początku sezonu mieli miejsca w zespołach, eksperymentu z ustawieniem 1-4-3-1-2 moglibyśmy w ogóle nie doświadczyć. Brzęczek z jednej strony widzi ich w kadrze, ceni piłkarską wartość, z drugiej strony nie postawił na nich od początku meczów. Choćby z tej przyczyny, że organizmy zawodników niemających regularnej praktyki w określonej intensywności na boiskach ligowych nie byłyby w stanie udźwignąć gry w dwóch spotkaniach od początku na poziomie reprezentacyjnym. Siłą rzeczy powołaniami dla zawodników niegrających w klubach selekcjoner sam wiąże sobie ręce, bo ten fakt determinuje jego inne wybory. Dotyczące taktyki, ale też składu czy zmienników. Na przykład wtedy, gdy boisko w końcówce meczu z Italią opuścił Arkadiusz Reca (jeden występ w barwach Atalanty Bergamo w tym sezonie!), którego zaczęły łapać skurcze. A przecież w spotkaniu z Portugalią nie wystąpił w ogóle…

Mało świeżej krwi

 - Jeśli chcemy grać ze skrzydłowymi, czy muszą w tych rolach być obsadzeni tylko Błaszczykowski i Grosicki? - zastanawia się Boniek. - Czy może jednak warto szukać też innych rozwiązań z Przemysławem Frankowskim, Konradem Michalakiem, Maciejem Makuszewskim? Wiemy, jak grają Kuba i Grosik, a Frankowski był na dwóch zgrupowaniach, dostał tylko kilka minut na boisku i de facto nie wiemy, co może dać drużynie. Za dwa lata, kiedy odbędą się finały Euro 2020, jeśli Kuba i Kamil będą mieli taką pozycję w klubach jak obecnie, kadra może nie mieć z nich większego pożytku. Natomiast jeśli ich role w klubach urosną, czy będą to zawodnicy gotowi do wybiegania 90 minut na turnieju rangi mistrzowskiej, gdzie gra się co trzy dni? Nad tym trzeba się już dziś zastanowić. Grosicki w najlepszych momentach kariery był w stanie na najwyższym poziomie zagrać 50-60 minut. Pamiętając, co potrafią Kuba i Kamil, jaką wciąż mogą być wartością dla drużyny, powoli warto otwierać się na innych zawodników. To jest zadanie trenera. Inna kwestia to możliwość selekcji. Na niektórych pozycjach mamy taki potencjał, że gdy w słabszej formie jest Grosicki, zaczynasz się zastanawiać, czy w ogóle korzystać z ustawienia ze skrzydłowymi...

Na łamach "PN" Brzęczek mówił, że nie zamierza dokonywać rewolucji personalnej w kadrze. To słuszna koncepcja, wdrażana konsekwentnie w życie, niemniej pytanie, czy dopływ świeżej krwi nie powinien być mimo wszystko szerszy. Brzęczek obraca się przede wszystkim wokół zawodników wyselekcjonowanych przez Adama Nawałkę. Tłumaczy to tym, że nie mamy obecnie lepszych (stąd też powołania dla piłkarzy niegrających regularnie w klubach). Zakładając, że trener ma rację, po co w takim razie kombinuje z ustawieniem, skoro wiadomo, że zespół w tym składzie personalnym najlepiej czuje się w systemie 1-4-4-1-1 i jego odmianach? Pokazał to mundial, pokazał wrześniowy mecz z Włochami...

Trudno też oprzeć się wrażeniu, że kadra w tym kształcie szczyt już osiągnęła. Oczywiście, nie da się wyobrazić sobie reprezentacji Polski bez Lewandowskiego, Zielińskiego, Kamila Glika, Łukasza Fabiańskiego czy Wojciecha Szczęsnego, ale czy wokół nich nie powinno pojawiać się coraz więcej nowych twarzy? Czy Brzęczek w swoich wyborach personalnych nie powinien być bardziej zdecydowany? Naturalnym kierunkiem, z którego powinien czerpać selekcjoner, jest reprezentacja U-21.

Brzęczek musi mieć w głowie plan powołania zawodników z kadry prowadzonej przez Czesława Michniewicza, skoro opuścił zgrupowanie pierwszej reprezentacji, aby z wysokości trybun obejrzeć mecz młodzieżówki z Danią. Wiadomo jednak, że Brzęczek i Michniewicz porozumieli się i selekcjoner pierwszej reprezentacji nie powołuje piłkarzy U-21, dopóki mają oni szansę na awans do młodzieżowych mistrzostw Europy. Czyli można zakładać, że w listopadzie, kiedy zagramy z Czechami i Portugalią, znów żadnego z tych zawodników w powołaniach Brzęczka nie znajdziemy, ponieważ zespół U-21 wystąpi w barażach o awans do finałowego turnieju. Kilku piłkarzy Michniewicza otrzyma szansę wiosną, ale wtedy startować będą już eliminacje Euro 2020. Nie za późno? Tylko pod warunkiem, że w obecnej koncepcji selekcjonera ci zawodnicy nie są przewidziani do odegrania znaczącej roli w kwalifikacjach.

Pełne zaufanie 

- Gdyby trener Brzęczek wystawił młodych zawodników na Portugalię i przegrał mecz, wszyscy by pytali, czy słusznie dokonał rewolucji w składzie. W teorii eliminacje Euro 2020 możemy zacząć pomocą w składzie: Michalak, Sebastian Szymański, Zieliński, Szymon Żurkowski, Frankowski. Fajnie wygląda, prawda? Tylko wątpię, żeby w praktyce dało to dobry wynik. Na wiosnę zobaczymy w reprezentacji więcej młodych zawodników - twierdzi Zibi.

I kontynuuje: - Na razie nie są jeszcze gotowi na ten poziom. Często dziennikarze czy kibice domagają się występu piłkarza w wyjściowym składzie, dostaje on szansę, i pojawia się wniosek, że jeszcze na poziom reprezentacji nie pasuje. Tak było w meczu z Włochami. Sebastian Szymański za kilka miesięcy może być ważnym punktem reprezentacji Jurka Brzęczka, zwróćmy jednak uwagę, że trzy miesiące temu jego forma była zła. Legia zatrudniła nowego trenera, zawodnicy więcej pracują na zajęciach, Sebastian zrobił postęp. Dajmy mu zrobić w spokoju jeszcze jeden krok. Żurkowski ledwo wyleczył poważną kontuzję, niech pogra jesienią, przepracuje okres przygotowawczy zimą. Pod względem piłkarskim najbliżej pierwszej kadry są Dawid Kownacki i Szymański. Jeśli Jurek ich powoła na mecze z Czechami i Portugalią, niech dołoży do tego jeszcze Żurkowskiego, Michalaka i Kamila Jóźwiaka, a oni w ogóle w tych spotkaniach nie zagrają, będzie to miało sens?

- Prawda jest taka: gdyby zawodnicy U-21 już byli w stanie odegrać poważną rolę w dorosłej kadrze, to z Wyspami Owczymi w swojej kategorii wiekowej by nie remisowali.

Brzęczek wciąż potrzebuje czasu. Choć do startu eliminacji Euro 2020 nie będzie miał go tyle co Nawałka przed kwalifikacjami Euro 2016. Tyle że w teorii nie powinien go aż w takim rozmiarze potrzebować, przejął kadrę w zupełnie innym punkcie niż poprzedni selekcjoner. Może nie w stu procentach gotową, na pewno jednak nie zastał spalonej ziemi. Dlatego reprezentacja Polski musi szybciej zacząć osiągać lepsze wyniki, ale też musi pojawić się pełne przekonanie, że człowiek nią kierujący, wie, jak do tego doprowadzić.

- Nie chcę, żeby reprezentacja Polski przegrała w listopadzie z Czechami i Portugalią, ale nawet jeśli się tak zdarzy, trener Brzęczek będzie pracował z kadrą do końca eliminacji mistrzostw Europy - deklaruje Boniek.

Źródło artykułu: