Z Cracovii do Barcelony. Polski ślad w stolicy Katalonii, o którym mało kto pamięta

Z Cracovii zrobił drużynę marzeń, o której było głośno w Europie, Polskę poprowadził w jej pierwszym oficjalnym meczu międzypaństwowym, a pracą w Krakowie zasłużył na szansę w samej Barcelonie. Imre Pozsonyi - oto trener, który wyprzedził epokę.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Imre Pozsonyi i mistrzowska drużyna Cracovii (1921) Materiały prasowe / Na zdjęciu: Imre Pozsonyi i mistrzowska drużyna Cracovii (1921)
Węgier zjawił się w Krakowie w marcu 1921 roku, tuż przed startem drugiej edycji nieligowych mistrzostw Polski. W pierwszej, zaplanowanej na rok 1920, mistrza nie udało się wyłonić, bo rozegranie fazy finałowej uniemożliwił wybuch wojny polsko-bolszewickiej. Murowanym faworytem do zdobycia pierwszego w historii tytułu mistrza kraju była Cracovia, ale władze krakowskiego klubu nie pozostawiły nic przypadkowi i powierzyły drużynę trenerowi pochodzącemu z lepiej rozwiniętego pod względem piłkarskim kraju. Piłkarze Pasów, na czele z Józefem Kałużą, słynęli z wirtuozerii, a Imre Pozsonyi narzucił im dyscyplinę, wcisnął w ramy taktyczne, nie pozbawiając przy tym radości z gry w piłkę. W ten sposób Węgier stworzył jeden z najlepszych zespołów w historii polskiej piłki.

Palcem po blacie

Pozsonyi pasował do Cracovii, której piłkarze uwielbiali operować piłką, ale cierpieli na tzw. "chorobą wiedeńską", jak prasa określała wtedy styl gry polegający na wymianie podań i zabawie z rywalem, zapominając o tym, co w futbolu jest najważniejsze, czyli o strzelaniu goli. "Położył nacisk na kondycję fizyczną i na taktykę. Mówiono, że Cracovię postawił na kółkach, bo kazał nam biegać wkoło boiska" - wspominał w swojej książce "Gole, faule i ofsajdy" Stanisław Mielech. "Był znakomitym gimnastykiem i teoretykiem, znawcą stylu szkockiego, którego zawiłość umiał bardzo przystępnie tłumaczyć. Robił to nie na boisku, lecz w kawiarni Bizanca. Maczając palce w piwie, wykreślał nam na blacie stolika pozycje zawodników i wyjaśniał, jak w danej pozycji należy zagrać, jak się ustawić, jak uwolnić od przeciwnika itp. Była to wspaniała szkoła taktyki" - pisał Mielech.

Węgier jest uznawany za współtwórcę "krakowskiej piłki", którą wzniósł na wyższy poziom. Prowadząc Cracovię, dokonał syntezy dwóch dominujących wówczas w Europie stylów: szkockiego i angielskiego. Tak pisał o swojej wizji futbolu w felietonie dla "Przeglądu Sportowego" (nr 2, 28.05.1921, pisownia oryginalna):

"Dwie dobre, a odmienne od siebie, metody gry szczególniej są rozpowszechnione wśród najpierwszych klubów footballowych europejskich: jedna to metoda gry uprawiana przez mistrzowską drużynę Szkocji Celticu, drugą, angielską, można by też nazwać metodą Sunderlandu. Szkoci hołdują systemowi krótkiego, niezbyt prędkiego, ale zato nader dokładnego podawania (passingu) pomiędzy poszczególnymi graczami drużyny (n.p. pomiędzy lewym skrzydłowym, lewym łącznikiem i lewym pomocnikiem, tworzącym w tym przypadku tak zwany trójkąt kombinacyjny).

ZOBACZ WIDEO Dwa gole Ronaldo ratują Juventus! Drugi gol to majstersztyk [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Anglicy natomiast rozciągają grę na całej szerokości linii ataku, kładąc przytem główny nacisk na szybkość kombinacji i na możliwie intezywne zużytkowanie obu skrzydłowych. Stąd to też pochodzi, że szkoccy footballiści odznaczają się głównie wyrafinowaną techniką w połączeniu ze sztuką precyzyjnego podawania piłki, podczas gdy Anglicy posiadający również znakomitą technikę piłki, nie tak dokładni może w podawaniu, górują nad Szkotami szybkością gry (tempem), a często przeto i skutecznością przeprowadzanych kombinacyj.

Oba wymienione sposoby grania przyjąłem tu za podstawę mych wywodów o taktyce footballowej, sądzę jednak, że połączenie ich razem, t.j. tempo błyskawiczne Anglików wraz z dokładnym, przyziemnym podawaniem Szkotów jeszcze lepiej prowadzi do celu, niż każda z tych metod z osobna. Chciałbym na koniec jeszcze zaznaczyć, że jestem również zdecydowanym zwolennikiem zupełnego wykluczenia wózkowania (dribblingu) z repertuaru gry footballowej".
Felieton Imre Pozsonyi'ego w Felieton Imre Pozsonyi'ego w "Przeglądzie Sportowym"
Pozsonyi przekonał do swoich metod piłkarzy Cracovii, choć ci początkowo nie patrzyli na niego ufnie. Dopiero, gdy okazało się, że za Węgrem stoi całkiem bogata przeszłość piłkarska, zawodnicy przeszli na jego stronę. "Piłki sam nie kopał. Wyszperaliśmy jednak, że grał w reprezentacji Węgier na pozycji środkowego pomocnika i to uratowało jego opinię w naszych oczach" - wspominał Mielech. Mieli w końcu do czynienia z byłym zawodnikiem MVE i MTK Budapeszt oraz reprezentacji Węgier. W 1904 roku Pozsonyi zdobył z MTK mistrzostwo kraju, a później był kapitanem tego najlepszego wówczas zespołu na Węgrzech. W 1902 roku natomiast wziął wziął udział w pierwszym meczu reprezentacji Węgier - był najmłodszym członkiem drużyny.

Imre wyprzedził swoją epokę nie tylko pod względem przygotowania drużyny taktycznie i fizycznie. Przykładał także wagę do stałych fragmentów gry, co w futbolu lat 20. ubiegłego wieku było myśleniem rewolucyjnym.

"Cracovia szybko opanowała kilka wariantów rozgrywania kornerów i zagrań ze stojącej piłki po faulach rywali, toteż miała w starciach z polskimi drużynami prawdziwego asa w rękawie. Piłkarze Pasów grali szybko i technicznie (połaczenie metody angielskiej ze szkocką - przyp. red.), dlatego przeciwnicy za nimi nie nadążali, często ratując się faulami. Wtedy gracze węgierskiego szkoleniowca umawiali się na rozegranie ustalonego wariantu i najczęściej padał gol" - czytamy w "Cracovia znaczy Kraków" Tomasza Gawędzkiego. W legendarnym, wygranym 10:1, co jest niepobitym do dziś rekordem klubu, wyjazdowym spotkaniu z Jutrzenką Pasy aż pięć bramek zdobyły po stałych fragmentach gry.

Pierwszy zgrzyt

Cracovia sunęła w krakowskich eliminacjach do mistrzostw Polski jak walec. Krakowscy dziennikarze początkowo uwielbiali trenera, który okiełznał pasiaste gwiazdy, ale po kilku miesiącach sam Pozsonyi poczuł się w Krakowie zbyt pewnie. Zajął się cateringiem na stadionie i przejął pieczę nad czymś, co dziś nazwalibyśmy prawami do wizerunku. W sierpniu 1921 roku "Tygodnik Sportowy" zarzucił mu, że działa na niekorzyść środowiska, rządząc niepodzielnie na stadionie Cracovii - tak w szatni i na boisku, jak i na trybunach (pisownia oryginalna).

"Ekstratury p. Pozszony'ego

Trener Cracovii p. Pozszony stracił od pewnego czasu równowagę. Nerwowość jego udzieliła się drużynie i temu należy przypisywać głównie widoczne obniżenie poziomu gry Cracovii. P. Pozsony jest trenerem footballowym i zadaniem jego jest ćwiczyć i uczyć gry w piłkę w nożną. Atoli nadprogramowo zajmuje się on wydawaniem programów matchowych oraz bufetem, czego nikt mu zabronić nie może i w czem mu powodzenia napewno każdy życzy. p. Pozsony jest jednak bardzo przedsiębiorczym człowiekiem i sprytnym kupcem i tam, gdzie on chce i robi interesa, uzurpuje sobie monopol i nie pozwala nikomu przeszkadzać" - czytamy.

"Tygodnik Sportowy zdejmował i zdejmuje stale na wszystkich zawodach druzyny, szczególnie zagraniczne oraz momenty z matchów. Cóż kiedy programy p. Pozsony'ego zawierają fotografie tychże drużyn, więc jakiem prawem prasa sportowa ma je również posiadać. (...) Jeśli Tygodnik Sportowy np. ma własnego zaangażowanego fotografa i pragnie sam zdjęcia dokonać, to tego mu nie wolno, bo sprowadzona przez Cracovię drużyna zagraniczna, a szczególnie węgierska, jest w Krakowie nieograniczoną własnością p. Pozsony'ego.

(...)
Tekst Tekst "Tygodnika Sportowego" o Imre Pozsonyim
Piętnujemy publicznie ten fakt nietolerancyi i ciemnoty geszefciarskiej i spodziewamy się, iż Zarząd Klubu Cracovia, znanego ze swoich zasług dla rozwoju sportu w naszem państwie, nie pozwoli swemu trenerowi na przekraczanie zakresu jego kompetencji i zwróci mu uwagę, aby bardziej dbał o drużynę mu powierzoną, a nie mieszał się w nieswoje sprawy i to takie, które przynoszą ogółowi sportowemu pożytek, a nikomu najmniejszej szkody nie wyrządzają” - pisał "Tygodnik Sportowy".

Na interesy Pozsonyi'ego przymknięto jednak oko, bo Cracovia grała najlepszy futbol w Polsce, co potwierdziła w następnych tygodniach. Dwa dni po tej publikacji ruszył bowiem turniej finałowy o mistrzostwo Polski, w którym Cracovia wygrała siedem z ośmiu meczów i w znakomitym stylu sięgnęła po tytuł. Pasy zdobyły mistrzostwo, nie ponosząc ani jednej porażki w całym sezonie - wyczyn ten powtórzył dopiero 75 lat później Widzew Łódź Franciszka Smudy.

"Żadna z drużyn krajowych nie dorównuje jej pod względem techniki, kombinacji i systemu gry. (…) Cracovia zdobyła w tym roku mistrzostwo Polski i tem się przynajmniej poszczycić możemy, gdyż wiemy, że Cracovia nam wstydu nie zrobi. Tytuł mistrza słusznie jej się należy, a na matchu z Pogonią zadokumentowała, że jest drużyną pierwszo klasową w znaczeniu międzynarodowym. Każdy bezstronny widz, któremu na rozwoju sportu polskiego zależy, radował się, że mamy w Polsce drużynę o tak wysokiej klasie.
Okładka Okładka "Przeglądu Sportowego" z mistrzowską drużyną Cracovii
Cracovia - mistrz, słowa: Cracovia, mistrz i zwycięzca splotły się już w jedno pojęcie, które słusznie należy się sympatycznej drużynie biało-czerwonych. Posiadając styl gry, tworząc odrębną dla siebie klasę w Polsce i utrzymując się przez rok cały mniej więcej w tej samej formie, potrafiła Cracovia pobić wszystkie drużyny" - pisał "Przegląd Sportowy".

Jo reggelt. Witaj, Europo!

Pozsonyi nie tylko zrobił z Cracovii drużynę, która nie miała sobie równych w kraju (za jego kadencji Pasy nie przegrały żadnego meczu przed własną publicznością!), ale też uczynił z niej zespół eksportowy. Pasy były jak Harlem Globetrotters dla innych klubów w kraju. "O mecze ze świetną jedenastką Kałuży dobijają się drużyny z całej Polski, przychodzą zaproszenia z zagranicy. (…) Nasza drużyna piłkarska była ambasadorem sportu polskiego" - czytamy w monografii wydanej z okazji 60-lecia Cracovii.

Kto wygra El Clasico?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×