Była inspirującą Polką. Izabela Lechowicz zginęła w katastrofie w Leicester

Twitter / Polska Ambasada UK / Izabela Lechowicz zginęła w katastrofie w Leicester
Twitter / Polska Ambasada UK / Izabela Lechowicz zginęła w katastrofie w Leicester

Polka Izabela Lechowicz zginęła w katastrofie helikoptera w angielskim Leicester. Była doświadczoną pilotką i instruktorką latania. Jej partnera Erica Swaffera, który siedział za sterami maszyny, nazywają bohaterem.

O śmierci Polki poinformowała policja w Leicester, a następnie polska ambasada RP w Londynie. Lechowicz była jedną z pięciu ofiar sobotniej katastrofy śmigłowca, który rozbił się tuż po starcie ze stadionu King Power Stadium - WIĘCEJ O KATASTROFIE. Miała 46 lat. Oprócz niej zginęli też m.in. właściciel klubu Leicester City Vichai Srivaddhanaprabha oraz pilot Eric Swaffer.

[b]

Inspirująca Polka [/b]

- Pracowałam kiedyś dla klienta o dość specyficznym poczuciu humoru. Kiedy przedstawiłam się, że będę pilotem podczas naszego rejsu i powiedziałam, że jestem z Polski to zażartował: "O, miła różnica od Polaków hydraulików". W odpowiedzi się tylko krzywo uśmiechnęłam - tak Lechowicz opowiadała o sobie w rozmowie do programu #Polka100 polskiej ambasady w Wielkiej Brytanii. Ideą projektu było przedstawienie "wyjątkowych kobiet, które inspirują społeczność polską w Wielkiej Brytanii".

Konkurs był otwarty, każdy mógł się zgłosić. Lechowicz wysłała swoją historię, a ta okazała się jedną z najbardziej inspirujących. Potem mogła ją opowiedzieć.

Do Anglii trafiła w 1997 roku, po skończeniu studiów z technologii żywności we Wrocławiu. Przyjechała na kurs językowy w szkole dla obcokrajowców. I tak już została. Tam poznała Swaffera - pilota samolotów pasażerskich i helikopterów, który przewoził m.in. członków rodziny królewskiej i celebrytów. To on zaraził ją pasją do latania.

Pilot w spódnicy 

- W 2003 roku zebrałam się na odwagę, pożyczyłam pieniądze i zaczęłam szkolenie w Stapleford. Przy sprzyjającej pogodzie ten pierwszy krok zajmuje około pół roku, po czym otrzymuje się licencję prywatnego pilota - opowiadała. - To dopiero początek, bo później trzeba wylatywać godziny i mierzyć się z kolejnymi egzaminami, a prawdziwa zabawa zaczyna się od poziomu pilota komercyjnego. W pewnym sensie miałam szczęście, bo wówczas było dość trudno o pracę w liniach lotniczych, ale właśnie zaczynał się okres popularności prywatnych samolotów. Zaczynałam na mniejszych, sześcio-ośmioosobowych maszynach, a później przesiadałam się na coraz większe, np. odrzutowce Gulfstream.

Dziennikarz Jakub Krupa, który rozmawiał z Lechowicz do projektu #Polka100, napisał na Twitterze, że Polka była bardzo doświadczonym pilotem. Latała po całym świecie.

Z czasem zaczęła pracować jako instruktor, egzaminowała pilotów. Przede wszystkim jednak latała po całym świecie - także w parze ze Swafferem. Nie pracowała w dużych liniach lotniczych. Obsługiwała przede wszystkim prywatne połączenia czarterowe, bo - jak mówiła - były nieprzewidywalne.

- Właściwie nie wiem, co będę robić jutro, bo telefon może w każdej chwili zadzwonić i będę leciała do Szwajcarii, Rosji, na Bliski Wschód czy Seszele. W efekcie rzadko robię plany na weekend, bo wszystko może się zmienić w mgnieniu oka. Oczywiście, mogłabym być zatrudniona przez linie lotnicze i mieć tzw. roster, który zakłada kiedy i w jakiej porze latam w ciągu najbliższego miesiąca. To byłoby chyba jednak znacząco nudniejsze. Dzięki tej pracy mogę poznać kawał świata. Jedna z moich ulubionych podróży wiodła z Hong Kongu przez Nową Zelandię, Tahiti, Bora Bora i Australię. Nie wszyscy mają takie szczęście, żeby trafić tam w ramach codziennych obowiązków.

Kochani ludzie 

Policja w Leicester podaje, że za sterami rozbitego śmigłowca siedział właśnie Anglik, ją określiła mianem "pasażera". Swaffer już teraz w brytyjskich mediach ma status bohatera. Według świadków starał się tak manewrować uszkodzoną maszyną, żeby zabrać ją jak najdalej od stadionu i posadzić w miejscu z dala od tłumu. Anglicy piszą, że uratował życie setkom ludzi.

Para mieszkała w mieście Camberley w hrabstwie Surrey niedaleko Londynu. Angielscy dziennikarze dotarli do sąsiadów. Ci przyznali, że nie widzieli pary od czasu tragedii i przeczuwali najgorsze. Ktoś określił ich mianem "kochanych ludzi".

Źródło artykułu: