Glenn Hoddle. Umrzeć wyleczonym

Według tradycji drugi listopada to dzień, w którym wspominamy osoby zmarłe. Mało brakowało, a do tego grona dołączyłby w zeszłą sobotę legendarny Glenn Hoddle. Chociaż jak mawiał sam Anglik: - Tak naprawdę umierałem całe swoje życie.

Maks Chudzik
Maks Chudzik
Glenn Hoddle Getty Images / Richard Heathcote / Na zdjęciu: Glenn Hoddle
Gary Lineker nazwie 27.10.2018 roku najczarniejszym dniem w historii angielskiego futbolu. Późnym wieczorem pod stadionem King Power Stadium rozbija się helikopter z właścicielem Leicester City na pokładzie. Z kolei rano w krytycznym stanie do szpitala trafia Glenn Hoddle, czyli zdaniem wszystkich ekspertów najmniej brytyjski piłkarz, jaki kiedykolwiek się urodził. Jego asystenci twierdzili, że sposobem myślenia Glenn wyprzedzał swoją epokę. Czy to jako piłkarz, trener, a nawet celebryta. Doradcy Davida Beckhama stawiali Hoddle'a za wzór oraz przede wszystkim anty-wzór tego jak do granic wycisnąć marketingowe oblicze sportowca.

W końcu jak opowiadał legendarny już napastnik Teddy Sheringham: - Gdy jako nastolatek grałem dla młodej drużyny Tottenhamu, przychodziłem na boisko seniorów, aby tylko zobaczyć Hoddle’a na rozgrzewce. Kiedy jednak po latach poznałem Glenna twarzą w twarz, od razu pomyślałem: O Jezusie. Jaki z niego ch..j.

ZOBACZ WIDEO Mecz na Old Trafford od kuchni. Nasz reporter był na hicie Ligi Mistrzów Manchester United - Juventus Turyn

Anglik w ostatnią sobotę świętował swoje 61. urodziny. Robił to tak jak uwielbiał, czyli tytaniczną pracą. Dokładniej jako ekspert w studiu telewizyjnym BT Sport: - Jak zawsze był najgłośniejszy. Śmiał się, czasem palnął coś nieprzyzwoitego - tłumaczył inny stały gość stacji Harry Redknapp. Nagle ciało Glenna runęło na ziemię. Nikt nie potrafił wyczuć oddechu, pulsu również nie było. Wstępna diagnoza: zawał serca. Wszyscy obawiali się najgorszego, dopóki podrzędny pracownik Simon Daniels nie przeprowadził udanej próby reanimacji. Rodzina została poinformowana, że bez szybkiej reakcji znajomego, któremu Hoddle nie mówił nawet cześć na powitanie, Anglik już by nie żył.

Po latach przerwy, przez parę godzin nazwisko Glenna znów zaczęło pojawiać się w mediach. Emisję programu BT Sport odwołano, słowa otuchy docierały z całego świata, tak jak śmigłowce pod szpital, w którym Anglik leżał podłączony do respiratora. Po tragedii w Leicester nikt jednak nie przejmował się jego losem. Kamerzystów odwołano, tłumy oglądały już inne relacje. Glenn został zapomniany, odstawiony na boczny tor. Czyli tak jak miało to miejsce przez całe jego dotychczasowe życie.

Żona w 5 minut

Po bliższym poznaniu ludzie nienawidzili Anglika, bo jego pomysłów nie dało się zrozumieć. Jego zdaniem działo się tak, gdyż był ponad wszystkimi: - Co wolę? Styl Guardioli czy Mourinho? Preferuję swój. Jest najlepszy. Glenn był niebywale przystojny, porównywał siebie do ludzkiego wcielenia Boga oraz nigdy nie gryzł się w język. Jak mówił miłości nie potrzebuje, bo od tego jest żona. Gdy pytano go o to co się stanie kiedy i ona odejdzie, odpowiadał: - Wymienię ją sobie na nową. Chętną znajdę w parę minut.

Krytyką gardził. Nawet gdy jej autorem był Elton John, czy premier brytyjskiego rządu Tony Blair, który raz musiał tłumaczyć się z jego zachowania w popularnej telewizji śniadaniowej. Legendarny obrońca Gary Neville nazwał natomiast byłego selekcjonera w swojej biografii osobą, przez którą jego kariera w reprezentacji to tylko "strata czasu".

Lecz gdy prywatne animozje schowa się do kieszeni, każdy określa Glenna jednym słowem: geniusz. Hoddle to taki Zlatan Ibrahimovic sprzed trzydziestu lat, którego koledzy z boiska za odzywki i arogancję najchętniej wysłaliby na drugi koniec globu. Reszta świata natomiast zakochałaby się w nim bez pamięci. Bo jak opowiadał Rio Ferdinand: - Czego byśmy nie powiedzieli na temat Hoddle’a, jego odejście z roli trenera Anglików zabiło nasz futbol. I nie sądzę czy zdążyliśmy kiedykolwiek zmartwychwstać.

Skarpetki podczas seksu

Hoddle był piłkarzem wybitnym. Niech świadczy o tym fakt, że szatnię jego Tottenhamu po wyeliminowaniu Feyenoordu Rotterdam w rozgrywkach Pucharu UEFA odwiedził sam legendarny Johan Cruyff. Powód? Holender chciał jako wyraz szacunku do umiejętności Glenna wymienić się z nim koszulkami. Nigdy wcześniej, ani później żaden piłkarz nie dostąpił już tego zaszczytu. Według komentatora Johna Motsona z BBC, angielskiego odpowiednika Dariusza Szpakowskiego, Hoddle jako piłkarz posiadał tak ogromne umiejętności, że mógłby zagrać około 200 spotkań dla drużyny narodowej. Glenn jednak zatrzymał się na 53 meczach w koszulce "Trzech Lwów". Dla porównania jest to o parę starć mniej niż tak przeciętni zawodnicy jak Joe Cole, Emile Heskey czy Glen Johnson.

Wyżej wymienieni gracze niczym nie wyróżniali się wśród innych piłkarzy swojego pokolenia. Glenn wręcz przeciwnie. Czynił to jednak na tyle mocno, że selekcjonerzy bali się na niego stawiać. Nie chcieli ryzykować buntu w drużynie. Wyłamać próbował się Bobby Robson. W latach 80. Anglik zapowiadał, że na Hoddle’u wybuduje sukcesy reprezentacji. Z tych planów szybko się jednak wycofał, bo sam nie potrafił rozstrzygnąć czy jego podopieczny to naprawdę geniusz, czy może jednak skończony idiota.

Jako piłkarz AS Monaco za czasów Arsene’a Wengera Anglik stał się pierwowzorem piłkarza, który regularnie odwiedza stoły fizjoterapeutów oraz korzysta z porad dietetyków. Nawet po zakończeniu kariery piłkarskiej, już jako selekcjoner reprezentacji "Trzech Lwów" Hoddle otwarcie przekonywał, że kadra powinna grać taktyką z trzema obrońcami. Mówi dziennikarz Stephen Tudor z "FourFourTwo": - Był wówczas rok 1997, w którym zmiana z formacji 1-4-4-2 była uważana za akt herezji. Wtedy nosiło się skarpetki podczas seksu, a Glenn chciał przekonać kogoś do jeszcze gorszej rzeczy.

Lista przebojów

Nie umiał. Zwłaszcza, iż na ludzi patrzył zawsze z góry. Nie potrafił ich przekonywać do własnych pomysłów, tylko odtrącał i wyzywał od głupków. Autor jego biografii Phil Shirley pięknie to ocenił, mówiąc: - Glenn Hoddle lepiej potrafił czytać piłkę niż ludzi. Dlatego zawsze z niecierpliwością oczekiwano na każde jego potknięcie. Tak jak wtedy, gdy z jedynym wiernym boiskowym kompanem Chrisem Waddle'em nagrali w 1987 roku komercyjny utwór "Diamond Lights". Piosenka niemal znalazła się w pierwszej dziesiątce listy przebojów BBC, a obu czynnych zawodników zaproszono do popularnego programu muzycznego "Top of the Pops".

Od tamtego momentu minęło ponad 30 lat, a mowa wciąż o sytuacji bezprecedensowej. To tak jakby Robert Lewandowski wydał za miesiąc płytę i promował ją występami w "Dzień Dobry TVN". Hoddle oczywiście na śpiewaniu się nie znał, ale mało go to interesowało. I tak najważniejsze, aby łamać wytyczone schematy. Jedyne co udało mu się jednak przełamać to miejsce w ścisłym topie zestawienia najgorszych piosenek w historii muzyki pop. A emisja programu "Top of the Pops" ciągnęła się za Glennem latami.

Przez swój spektakl niemal nie stracił możliwości poprowadzenia reprezentacji Anglii. Powód? Osoby odpowiedzialne za decyzję uznawali, iż Hoddle ośmieszył swoje imię na tyle, że związek po prostu nie może powierzyć mu tak ważnej roli, jak selekcjoner drużyny narodowej.

Szarlatan

Po niezwykle udanym Euro 1996, gdzie angielska kadra awansowała na własnej ziemi do półfinału, selekcjoner Terry Venables podał się jednak do dymisji. Szkoleniowiec podjął taką decyzję parę miesięcy przed turniejem, a związek w ramach szacunku do trenera postanowił dać mu prawo głosu, kto jego zdaniem powinien przejąć drużynę. Venables wskazał, iż jedynym godnym tego miana trenerem jest Glenn Hoddle. Szybko jednak żałował tej decyzji, bo jak mówił w swojej biografii: - Trzy miesiące przed moim zwolnieniem oraz krótko przed naszym pierwszym meczem na Euro Glenn poprosił mnie, aby mógł odwiedzić chłopaków podczas pełnej jednostki treningowej. Uznałem, że ma do tego prawo. Zrobiliśmy mu tour, przeprowadził nawet odprawę. Po czym zaczął pytać: "Kiedy może złożyć nam wizytę podczas turnieju?". Uznałem to za akt arogancji. Przecież to była wciąż moja drużyna. Nie jego.

Hoddle uważał jednak inaczej. Szybko wprowadził swoje rządy. A najbardziej kontrowersyjnym ich symbolem pozostaje wprowadzenie do najbliższego sztabu współpracowników Eileen Drewery. Kobieta ze sportem nie miała nic wspólnego, na meczach kadry potrafiła pytać asystentów Glenna: "Którzy to nasi?". Drewery posiadała za to jedna cechę, której pozazdrościć mógł każdy znajomy Hoddle’a: jego pełne zaufanie.

Gdy piłkarz jako nastolatek miał problemy z kolanem, które zagrażały jego dalszej karierze, lekarze pozostawali bezradni. Zdrowie uratowała mu dopiero Eileen. Nie działała ona na zasadach wyuczonej medycyny. Jej metody to pogranicze szarlataństwa oraz wręczania bliżej niezidentyfikowanych ziół. A wizyty do Drewery stały się szybko wymogiem kadrowiczów. Hoddle negował co prawda te informacje, opowiadając, iż nikogo do niczego nie zmusza. Lecz jeden z ówczesnych piłkarzy Arsenalu przekazał do prasy, że ten kto nie odwiedza gabinetów prawej ręki selekcjonera, od razu wylatuje z kadry. Nie ma litości, o czym przekonał się sam Paul Gascoigne, który w latach 90-tych był największym celebrytą Wielkiej Brytanii.

Wielki "Gazza" potajemnie wyśmiewał umiejętności Drewery. Gdy dotarło to do Hoddle'a, postanowił pozbyć się intruza z kadry. Parę dni przed ogłoszeniem ostatecznego składu na mundial w 1998 roku pozwolił swoim piłkarzom na parę piw. Hoddle zdawał sobie sprawę, że w słowniku Paula "kilka" znaczy "kilkanaście" albo "kilkadziesiąt". Nie pomylił się. Gascoigne o poranku wylądował goły w hotelowym basenie. A selekcjoner dopiął swego i na turniej we Francji piłkarza nie powołał. Nie miał jednak czelności spojrzeć zawodnikowi w twarz. Postanowił więc przekazać podopiecznemu informację o wydaleniu z reprezentacji poprzez kolegę z zespołu Phila Neville’a, w którego Gascoigne miał uderzyć ze złości krzesłem.

200 tysięcy funtów

Przed tegorocznym mundialem na Wyspach istniało stwierdzenie, że turniej sprzed 20 lat za kadencji Hoddle’a był ostatnim, w którym Anglicy znaleźli się na ustach całego piłkarskiego świata. Grali pięknie, nowocześnie, czasem aż za bardzo tracąc remis w doliczonym czasie meczu fazy grupowej przeciwko Rumunii, gdyż Glenn zamarzył sobie zwycięstwa i posłał do przodu wszystkich pomocników. Piłkarze jednak i tak nienawidzili swojego trenera. Wielu zawodników porównywało szkoleniowca do nauczyciela, który uważa podopiecznych za grupę debili.

I rzeczywiście tak było. Hoddle traktował podopiecznych jak piłkarskich analfabetów. Każdy z nich musiał odwiedzić go przed spotkaniem na prywatnej rozmowie, podczas której Glenn uczył podstaw taktyki. Piłkarze zbierali się w jednym miejscu i musieli czekać na swoją kolej. Ostatni siedzieli w poczekalni, jak do lekarza. Czasem po parę godzin, kompletnie bezczynnie. Ostatecznie Anglicy zakończyli turniej porażką w 1/8 finału z Argentyną, po serii rzutów karnych. Kluczową jedenastkę zmarnował David Batty, który był wyznaczony do strzelania jako piąty, mimo iż ani razu w seniorskiej piłce nie dotykał się jakichkolwiek stałych fragmentów gry.

Hoddle został zrównany z ziemią. Lecz nie miał sobie nic do zarzucenia. Parę tygodni po zakończeniu mistrzostw wydał pamiętnik z turnieju, w którym wyśmiewał najskrytsze sekrety swoich piłkarzy. Za publikację miał otrzymać ponad 200 tysięcy funtów, a wściekli kadrowicze ostrzegali, że już nigdy nie zagrają w reprezentacji, dopóki Hoddle będzie piastował funkcję selekcjonera.

Karma wraca

Tym sposobem podopieczni chcieli zwolnić trenera. Nie udało się, ale parę miesięcy później zrobił to za nich sam Hoddle. Udzielił wywiadu dziennikowi "The Times", w którym tłumaczył, iż osoby niepełnosprawne są kalekami za karę za swoje grzechy z poprzedniego życia. Rozmowa trwała godzinę, podczas której takich pozapiłkarskich perełek było o wiele więcej. Następnego dnia gazety prześcigały się w ośmieszaniu wypowiedzi Anglika. Na najpopularniejszej okładce mężczyzna w wózku inwalidzkim, tłumaczy iż ukradł tylko batonika Mars i pytał czy istnieje dla niego jakakolwiek nadzieja.

Do telewizji śniadaniowej pofatygował się specjalnie premier Tony Blair zapowiadając, iż wyciągnie on prawne konsekwencje wobec selekcjonera piłkarskiej kadry. Mówiono o rozprawach sądowych oraz milionowych odszkodowaniach. Zakończyło się jedynie na zwolnieniu Hoddle'a. Co jednak dla niego najgorsze, jego nazwisko niemal momentalnie wyrzucono z życia publicznego. Włoska "La Republica" cytowała, iż Hoddle upadł od własnej broni. Był jednym trenerem, który wierzył w karmę a to ona go zabiła.

Bo jak mawiał sam Anglik: - Zaczynasz doceniać ludzi, wtedy gdy przestają cię otaczać. Kiedy zostałem sam, dopiero dostrzegłem jaką siłę ma drugi człowiek. Przez całe życie potrzebowałem poklasku, ale zapomniałem że potrzeba do niego osoby, która zaczęłaby mi klaskać.

Czy Glenn Hoddle to najbardziej niedoceniany piłkarz wszech czasów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×