Budżet Legii Warszawa zakładał awans do fazy grupowej europejskich pucharów. Stołeczny klub odpadł jednak w eliminacjach, najpierw ulegając słowackiemu Spartakowi Trnava, a następnie przegrywając z luksemburskim Football 1991 Dudelange. To wywołało gigantyczną dziurę budżetową, która wynosić może nawet 40 milionów złotych.
W związku z tym komisja licencyjna nałożyła na klub nadzór finansowy. - Jesteśmy trochę zdziwieni, że nas to dotyka, bo nie mamy problemów. Ten nadzór to tylko kwestia formalna. Musimy bardziej doprecyzować pewne kwestie. Klub zostanie dofinansowany przez właściciela. Na razie dokładnie nie wiadomo w jakim stopniu, bo to zależy m.in od okna transferowego - powiedział w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Artur Adamowicz, dyrektor komunikacji i PR w Legii.
Dariusz Mioduski ma dofinansować Legię z własnych środków. Właściciel mistrzów Polski może przeznaczyć na ten cel nawet 30 milionów złotych. Sytuacja finansowa Legii nie odbija się na pierwszym zespole. Zawodnicy w terminie otrzymują wynagrodzenia, a przesunięcia w płatnościach dotyczą głównie premii.
Z samego faktu nałożenia na klub nadzoru finansowego nic nie wynika. Komisja licencyjna może poprosić o dodatkowe dokumenty dotyczące tego, w jaki sposób zostanie uzdrowiona sytuacja finansowego klubu. Legia na uregulowanie zaległości czas ma do marca. Wtedy rozpocznie się proces licencyjny przed nowym sezonem.
Jeśli jednak mistrzowie Polski nie zapłacą zobowiązań, konsekwencje mogą być poważne. - To wzięcie pod lupę, by w razie czego reagować, ale to "w razie czego" będzie w marcu, gdy ruszy proces licencyjny. Najważniejsze jest to, by Legia do marca uregulowała zobowiązania finansowe za ten rok. W innym przypadku z automatu nie dostanie licencji na grę w pucharów, ale oczywiście takiego scenariusza nie biorę pod uwagę - powiedział Krzysztof Sachs, były szef Komisji ds. licencji klubowych.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: rajskie wakacje Cibulkovej na Malediwach. Co za widok!