Czerwone Diabły trzykrotnie grały w finale Ligi Mistrzów i za każdym razem po końcowym gwizdku wznosiły puchar za zwycięstwo w tych prestiżowych rozgrywkach. W ubiegłym roku zespół Alexa Fergusona pokonał po rzutach karnych londyńską Chelsea, a Tomasz Kuszczak mógł choć przez chwilę potrzymać cenne trofeum. Polski bramkarz był jednak tylko zmiennikiem Edwina van der Sara. Podobnie zresztą jest teraz, bo pewniakiem do gry w bramce Manchesteru jest Holender, a 27-letni Polak będzie finał oglądał z wysokości ławki rezerwowych. - Będę gotowy. Edwin jest numerem jeden, ale ja jestem zaraz za nim. Nigdy nie wiadomo co zdarzy się w mecz - mówił z wiarą Kuszczak.
Wychowanek Śląska Wrocław może wzbogacić swój okazały dorobek. Oprócz zwycięstwa w Champions League, ma w swoim piłkarskim CV triumfy w Klubowych Mistrzostwach Świata, Pucharze Anglii i Premier League. Ten ostatni sukces jest połowiczny, bo podobnie jak w 2007 roku Kuszczak medalu za zdobycie mistrzostwa nie otrzymał. Przepisy jasno wskazują, że trzeba zagrać w minimum dziesięciu spotkaniach, by móc odebrać medal.
Jeśli Red Devils wygrają Ligę Mistrzów, to Tomasz nie ma się co martwić, że nie otrzyma medalu. Już w poprzedniej edycji bronił w pięciu meczach tych rozgrywek. W tym sezonie zagrał tylko w dwóch spotkaniach. - Nie wydaje mi się, żebym zagrał w finale, ale jeśli tak się stanie będzie to najlepszy dzień w moim życiu - stwierdził.