Wydawało się, że Wojciech Łobodziński sezon 2008/2009 będzie mógł spisać całkiem na straty. Sam zresztą wcześniej nie ukrywał, że nigdy nie był w równie słabej formie, zarówno sportowej, jak i fizycznej. Z czasem w trakcie sezonu stracił nawet miejsce w jedenastce krakowskiego zespołu na rzecz Patryka Małeckiego. Kiedy w 70. minucie meczu w Gdańsku Łobodziński zmieniał Juniora Diaza, nikt chyba nie spodziewał się tego, co miało się wydarzyć. "Łobo" zaliczył prawdziwe "wejście smoka". Strzelił dwie ładne bramki, które pozwoliły Wiśle zwyciężyć 4:2. W równolegle rozgrywanych meczach główni rywale w wyścigu po mistrzowską koronę oddawali punkty rywalom. Lech zremisował w Warszawie z Polonią 3:3, zaś Legia również zremisowała, tyle że 1:1 ze Śląskiem we Wrocławiu. Dzięki temu szanse na obronę tytułu przez Wisłę znacząco wzrosły, tym bardziej, że odpadła z rywalizacji Legia, a Lech musi czekać na cud, jakim byłaby porażka krakowian w meczu ze Śląskiem.
To niespełna pół godziny gry na stadionie przy ulicy Traugutta w Gdańsku sprawiło, że Łobodziński przypomniał o sobie selekcjonerowi reprezentacji Polski Leo Beenhakkerowi, który powołał piłkarza Wisły na czerwcowe zgrupowanie w RPA. Zastąpił on w kadrze kontuzjowanego kolegę z zespołu, Rafała Boguskiego. Powrót do reprezentacji po jednym udanym meczu to niecodzienna sytuacja, zważywszy na to, że Łobodziński faktycznie nie zachwycał od początku sezonu. Wcześniej dał się poznać kibicom jako przebojowy skrzydłowy, obdarzony niezłym dryblingiem. Wypromował się na dobre jako zawodnik Zagłębia Lubin, skąd w 2008 roku trafił do Krakowa. Runda wiosenna poprzedniego sezonu była udana dla Łobodzińskiego, co zaowocowało powołaniem na mistrzostwa Europy 2008. W Austrii Łobodziński był cieniem samego siebie i zaprezentował się równie bezbarwnie jak koledzy z reprezentacji. Forma z EURO 2008 towarzyszyła piłkarzowi Białej Gwiazdy od początku nowego sezonu ekstraklasy. Piłkarz w końcu się doigrał i słusznie wylądował na ławce rezerwowych. Tak też było wiosną i dopiero w Gdańsku kibice mogli ponownie zobaczyć prawdziwego Wojciecha Łobodzińskiego.
Metamorfoza, tymczasowa czy nie, ale jednak. Dwie bramki w Gdańsku sprawiły, że Łobodziński z pewnością może mówić, iż dołożył swoją cegiełkę do coraz bardziej prawdopodobnego sukcesu krakowian. Sam piłkarz załapał się jeszcze na wyjazd do RPA, co na pewno będzie dla niego pozytywnym impulsem przed rozpoczęciem przygotowań do nowego sezonu. Wypada się jednak zastanowić, czy fakt, że wystarczy 20 minut, by wywalczyć sobie miejsce w kadrze, dobrze świadczy o poziomie polskiej piłki...