Z Guimaraes Mateusz Skwierawski
Mecz z Portugalią w Lidze Narodów kończy fatalne dwanaście miesięcy naszej reprezentacji. W 2018 roku przegraliśmy sześć razy, w tym trzykrotnie za kadencji Jerzego Brzęczka. Jak zły to był rok niech świadczą wyniki z ostatnich lat. Sześć porażek przytrafiło się naszej drużynie od momentu, gdy reprezentację obejmował Adam Nawałka (2013 rok) do towarzyskiego spotkania z Meksykiem w listopadzie 2017 roku. Należy też pamiętać, co poprzedni selekcjoner zastał w szatni: zespół podłamany, bez wiary we własne umiejętności, po klęsce w eliminacjach MŚ 2014, w których wyprzedziliśmy w grupie tylko San Marino i Mołdawię. Streszczając nasze fatalne położenie: żeby przegrać sześć spotkań potrzebowaliśmy wcześniej nie roku, a czterech lat.
Ile można stracić w ciągu dwunastu miesięcy dobitnie widać po obecnej atmosferze wokół reprezentacji. Po blamażu w mistrzostwach świata w Rosji nasi kibice nie zapełniają już stadionów w komplecie nawet w przypadku, gdy związek obniża ceny wejściówek do 20 złotych. A nie tak dawno fani przecież zabijali się o bilety na spotkanie z Kazachstanem (!) w eliminacjach MŚ. Skończyły się też pielgrzymki kibiców do hoteli zamieszkiwanych przez kadrowiczów. Rok 2018 zamykamy przy akompaniamencie gwizdów z trybun, spadku z dywizji A Ligi Narodów, a kibice kadry robią się jeszcze bardziej czerwoni, gdy słyszą z ust selekcjonera i zawodników, że "wszystko zmierza w dobrym kierunku" i "można zauważyć wiele pozytywów".
Po jesiennych meczach reprezentacji wiemy jedynie, że trener Brzęczek niewiele wniósł do drużyny, choć wiele chciał. W pięciu spotkaniach testował różne warianty: grę bez skrzydłowych, z dwoma napastnikami, szukał też nowego lewego obrońcy, ale fakty są takie, że jego pomysły nie zdały egzaminu. Czy rotacje miały sens? Na pewno tak, ale smutny jest wniosek: inaczej grać nie umiemy, po prostu nie dysponujemy innymi możliwościami.
ZOBACZ WIDEO Kamil Grosicki: Wisi nad nami jakaś klątwa
Nie sprawdziły się również warianty szkoleniowca z nowymi zawodnikami. Arkadiusz Reca dawał nadzieję, ale nie ma prawa być powoływany do kadry jeżeli w klubie siedzi na trybunach. Rafał Kurzawa przechodził obok meczów, Damian Szymański nie wniósł nic do środka pola, Jan Bednarek popełnia szkolne błędy też przez brak gry w klubie, a inni jak Hubert Matynia, Rafał Pietrzak czy Adam Buksa nie dostali nawet prawdziwej szansy - i tu pytanie, dlaczego?
Brzęczek nie wprowadził do drużyny młodych zawodników, nie stworzył autorskiego dzieła, a do kadry powołał w końcu Thiago Cionka, który przecież nie pasował wcześniej do koncepcji selekcjonera. Oczywiście jest jeszcze za wcześnie, by oceniać Brzęczka, Nawałka potrzebował roku, by stworzyć drużynę, ale za dużo jak na razie w tym wszystkim sprzeczności, chaosu. Mimo 25 sprawdzonych przez Brzęczka piłkarzy znaków zapytania pozostaje tyle samo.
Wydaje się, że największy problem leży w tym momencie w głowach samych piłkarzy. Jeżeli trener do nich nie dotrze, w eliminacjach Euro 2020 nie będzie wcale łatwiej. Zastanawiające są również słowa Zbigniewa Bońka. Prezes PZPN wprost mówi o "problemie wewnątrz drużyny". Konflikt? A może niektórym zawodnikom zrobiło się w kadrze za dobrze, są zbyt pewni swojej pozycji, przez co psują reprezentację od środka? Oceniając formę wyłącznie piłkarską od narodowych barw należałoby dać odpocząć dwóm zawodnikom: Grzegorzowi Krychowiakowi i Piotrowi Zielińskiemu. Pierwszy gra słabo, drugiego trudno w ogóle dostrzec na boisku. Obaj na tę chwilę nic do tej drużyny nie wnoszą, niestety.
Wydaje się, że problem tej drużyny trafnie diagnozuje Wojciech Szczęsny. - Duża część piłki rozgrywa się w głowie, a nie w nogach. Gdyby było inaczej, to wyniki meczów byłyby dużo bardziej sprawiedliwe. Lepsi by wygrywali, słabsi przegrywali. My wiemy, że potrafimy osiągać dobre wyniki z mocnymi drużynami, ale brakuje nam wiary w osiągnięcie korzystnego wyniku w momencie wyjścia na boisko - opowiada bramkarz.
Jerzy Brzęczek wie, że jest źle, ale ciągle wierzy, że będzie lepiej. - Rozczarowania po mundialu nie udało nam się zatrzymać, ale nie stać nas na rewolucję, przechodzimy raczej ewolucję. Kończy się trudny rok dla reprezentacji, inny niż oczekiwaliśmy. Atmosfera wokół kadry nie jest teraz najlepsza, ale patrząc na historię, w takich momentach jesteśmy najniebezpieczniejsi - selekcjoner stara się wyciągnąć pozytywy z bardzo trudnej sytuacji.
Nie ułatwia jej kontuzja Roberta Lewandowskiego. Kapitan reprezentacji z powodu urazu kolana nie wystąpi w meczu o punkty po raz pierwszy od pięciu lat i wyjazdowego spotkania z San Marino. W ataku zastąpi go najprawdopodobniej Arkadiusz Milik, natomiast wiele wskazuje na to, że opaskę kapitańską założy Kamil Grosicki. Co ciekawe, trener nie zamierza dokonywać wielu zmian w składzie po przegranym meczu z Czechami (0:1). Co jednak zaskakuje: w środku obrony chce postawić na Cionka. Dla piłkarza SPAL byłby to pierwszy mecz w narodowych barwach od porażki 1:2 z Senegalem na mundialu.
Poprzedni rok kończyliśmy porażką 0:1 z Meksykiem. Jedno z powiedzeń głosi, że jaki ostatni dzień starego roku, w tym przypadku można mówić o meczu, taki cały następny. Jeżeli faktycznie tak jest, to spotkania z Portugalią nie możemy przegrać. Zwłaszcza, że remis daje naszej kadrze rozstawienie w losowaniu grup eliminacji Euro 2020. Żeby liczyć się w walce o występ na tym turnieju musi jednak znowu narodzić się drużyna.
Liga Narodów: Portugalia - Polska / 20.11, godz. 20.45
Przypuszczalny skład:
Szczęsny - Kędziora, Bednarek, Cionek, Bereszyński - Krychowiak, Klich - Grosicki, Zieliński, Frankowski - Milik.