AS Monaco. Książęta na budowie

Getty Images / Michael Steele / Na zdjęciu: piłkarze AS Monaco
Getty Images / Michael Steele / Na zdjęciu: piłkarze AS Monaco

- Widzisz, z tym miejscem jest tak jak z naszym klubem. Na razie jest tylko fasada, z której wszyscy się śmieją. Lecz za parę lat pozazdrości nam jej cały świat - mówi mi ochroniarz w AS Monaco. A Kamil Glik prosi: Dajcie nam czas.

Dziewięć koparek, robotnicy w odblaskowych kurtkach i stary barak. Tak wygląda baza AS Monaco, z której jednak nawet podrzędny pracownik wyjeżdża lśniącym mercedesem. I tylko dwa boiska, czyli mniej niż w klubach wyśmiewanej Ekstraklasy. Drużyna nie wygrała 16 kolejnych meczów, aż w końcu w sobotę zwyciężyła 1:0 w meczu z Caen. Klub z księstwa od początku sezonu jest w ruinie. Jest też jednak jednym wielkim placem budowy.

[b]

560 milionów euro [/b]

O permanentnej odbudowie często mówił już były trener klubu Leonardo Jardim. To było jego podstawowe zajęcie, a nie trenowanie piłkarzy. Klub prowadzi jasną politykę: w miejsce gwiazdy ma pojawić się nastolatek i zostać jego naturalnym następcą.

Tylko w ostatnich dwóch sezonach klub z księstwa opuścili zawodnicy za 560 milionów euro.

Ich średnia wieku, to ledwie lekko ponad 23 lata. Z drużyny, która zdobywała mistrzostwo oraz była o krok od finału Ligi Mistrzów odeszli m.in. Kylian Mbappe, Bernardo Silva, Benjamin Mendy, Fabinho, Thomas Lemar czy Tiemoue Bakayoko. Godnych ich następców na razie nie ma.

ZOBACZ WIDEO Pewna wygrana Interu. Salamon na ławce Frosinone [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Monaco jest więc obecnie najlepszym przykładem tezy: tanim kosztem kupować lub wychowywać młodych zawodników, a potem drogo sprzedać. I choć kasa się zgadza, to na boisku płaci za to wysoką cenę. Zespół zakotwiczył na samym dole tabeli francuskiej Ligue 1. Kamil Glik opowiadał na miejscu o sytuacji, gdy wchodził w sierpniu do szatni i nie poznawał jednego czy drugiego piłkarza.

Gwiazdy w garniturach

Od początku sezonu klub miał pod górę. W pewnym momencie połowa drużyny przebywała aktualnie w gabinetach lekarskich. W niedawnym meczu Ligi Mistrzów z FC Brugge w loży vipowskiej siedzieli tacy podstawowi zawodnicy jak Danijel Subasic, Andrea Raggi, Aleksandr Gołowin, Stefan Jovetić czy Rony Lopes. Na dodatek do listy kontuzjowanych dołączył po tym spotkaniu Kamil Glik. Reprezentant Polski doznał urazu mięśniowego i liczył, że wróci do występów po przerwie na mecze reprezentacji. W sobotę nadal brakowało go jednak na boisku.

Nerwowe tłumaczenia

Z tymi wszystkimi nieszczęściami od niedawna zmaga się już legendarny napastnik Thierry Henry. I w pierwszych czterech meczach zdobył tylko jeden punkt. W klubie wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że Francuz potrzebuje czasu. Jak mówią, to człowiek który żyje porażkami, przeżywa je jakby sam nadal grał w piłkę. Piłkarze czują, że to jednocześnie ich szef, ale też w pewnym rodzaju kumpel. Legenda francuskiej piłki namaściła Glika jako jednego z liderów szatni. Henry mianował go jednym z wice-kapitanów zespołu.

I to Polak po porażce z Reims 0:1 na początku listopada był jednym z piłkarzy, który gorąco dyskutował ze wściekłymi kibicami. Latami utarło się, że klub z tego państwa-miasta nie posiada prawdziwych fanów, a na stadion przychodzi tylko garstka biznesmenów z garniturem i neseserem w dłoni. Nic bardziej mylnego. W Monaco też potrafią się wkurzyć na piłkarzy. Wezwali ich wtedy do swojego sektora.

Glik mówi nam: - Sami jesteśmy sfrustrowani tym, jak wygląda nasz sezon. Tymczasem ludzie myślą, że to nam przechodzi gdzieś koło nosa. My naprawdę jednak zdajemy sobie sprawę, z czym wiąże się gra dla Monaco. To specyficzny klub, ewenement w świecie piłki. Tu gra się nie tylko dla kibiców, ale i całego państwa, rodziny książęcej. Jesteśmy jakby nie patrzeć jedyną reprezentacją tego regionu.

Wyjście na idiotów gorsze od śmierci

Jakby problemów było mało, parę godzin po wspomnianej porażce z Club Brugge 0:4 policjanci zabrali do aresztu właściciela klubu, rosyjskiego miliardera Dimitrija Rybołowlewa. Zdaniem francuskiej prokuratury oligarcha miał dopuścić się wielokrotnej korupcji w swoich kontaktach z urzędnikami księstwa Monaco, a służby przeszukały nawet najdroższy apartament świata o imieniu "La Belle Epoque" (z francuskiego: Piękna Epoka), który zdobi centrum Monaco i znajduje się w posiadaniu 51-latka. Jego wartość to 323 milionów dolarów, czyli w przełożeniu na język piłkarski, gdzieś półtora Kyliana Mbappe.

Te wszystkie kłopoty miejscowych "książąt" jednak nie zrażają. Jak mówi mi jeden z klubowych ochroniarzy, nie ma innego wyjścia i AS Monaco znowu będzie wielkie: - Może jesteśmy małym narodem, a sam Kamil Glik mówi że to taka większa wioska, ale dumy nam nie brakuje. Na co nam będą te dekady czekania na renowację ośrodka treningowego, jeśli teraz będziemy kopali się w drugiej lidze francuskiej? Wyjdziemy tylko na idiotów, a to będzie gorsze niż śmierć. Jestem spokojny.

- Dlaczego? - dopytuję spokojnie, a ochroniarz tylko klepie mnie po ramieniu: - Pamiętam jak Mbappe podwoziła tutaj kiedyś mama albo przyjeżdżał taksówką. Teraz mógłby kupić fabrykę Bentleya. Bo widzisz, my dostrzegamy to, czego nie widzą inni. Ty widzisz baraki, a ja widzę, że za nimi znajduje się najpiękniejszy widok świata, czyli obraz Lazurowego Wybrzeża. Piłkarsko mierzymy właśnie w to miejsce. Daj nam parę lat, a z tymi piłkarzami, z których śmieje się obecnie cała Francja, trafimy tam bez problemu.

Komentarze (1)
avatar
ggdd
26.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Następnym razem porozmawiaj, Chudzik, z jakimś bezdomnym żulem.
Na pewno łatwo się dogadacie.