Mimo remisu 0:0 z Legią Warszawa, Lechia Gdańsk utrzymała pięć punktów przewagi nad resztą stawki. - Gramy w piłkę coraz lepiej. Nie zwracamy uwagi na to, co mówią inni - czy gramy ładnie czy mamy szczęście. Chcemy grać jak najbardziej skutecznie i realizujemy zadania, które powierzy nam trener. Nie ma złotego środka, jak układać mecze, tylko trzeba dostosowywać styl gry do zawodników, jakich się ma. Jeżeli nasza taktyka przynosi efekty, to nie ma co zmieniać. Nagle nie zaczniemy grać jak FC Barcelona i nie zaczniemy wjeżdżać piłką do bramki. Wykorzystujemy to, co mamy najlepsze i na tym to polega - powiedział Jakub Arak, napastnik gdańskiego klubu.
Kibice zgromadzeni na stadionie mogli mieć wrażenie, że Lechia przez większość czasu grała po to, by Legia się do niej nie zbliżyła w tabeli. Dopiero w końcówce się to zmieniło, gdy weszli dwaj ofensywni piłkarze. - Naszym założeniem było zwycięstwo i broń Boże nikt nie chciał kalkulować. W przypadku wygranej, mielibyśmy już osiem punktów przewagi nad Legią Warszawa i byłaby to już dobra zaliczka. Bardzo chcieliśmy wygrać. Nie udało się, ale pod koniec już to my przeważaliśmy. Najłatwiej zdobyć bramkę prostym środkiem, gdy bombarduje się przeciwników wrzutkami. Tak też było z Arką, gdzie przy stanie 1:1 trener wpuścił mnie na lewą stronę, bym stworzył przewagę liczebną przy dośrodkowaniach. Podobnie było dzisiaj. Ja i Artur Sobiech doszliśmy do strzałów. Proste środki są najlepsze - ocenił Arak.
Właśnie Jakub Arak wrzucał w 91. minucie spotkania piłkę do Artur Sobiecha. Ten jednak zmarnował doskonała szansę na strzelenie gola. - Szkoda ostatniej akcji. Ja goniłem piłkę, by zdążyć przed linią końcową i wrzuciłem piłkę. Szkoda, że Artur nie strzelił, ale trzeba docenić to, co zrobił Adam Hlousek. Pomimo że był spóźniony, wywierał presję na Arturze. Z perspektywy boiska wydawało się, że Artur trafił w jego rękę. Nie trafił, ale ciągle to nasz ważny piłkarz. To doświadczony zawodnik i nikt nie ma dla niego pretensji. Z perspektywy trybun mogło to wyglądać na łatwą sytuację, ale ja jako napastnik doskonale go rozumiem. Nie była to łatwa piłka. Wydawało mu się, że jest osamotniony, a tak nie było - wytłumaczył kolegę.
ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". PZPN wprowadził nakaz gry młodzieżowca. "To ruch na krótką metę"
Po spotkaniu doszło do scysji Filipa Mladenovicia ze sztabem Ricardo Sa Pinto. Obaj panowie mają zatargi po wspólnej pracy w Belgii. - Filip nie chciał nikogo sprowokować, prędzej sam był prowokowany. To są emocje i nie ma co tego roztrząsać. Każdy z nas powinien to zrozumieć. Ci panowie współpracowali ze sobą, może była jakaś zadra, ale nie ma co tego rozpatrywać. Filip zagrał dobre zawody i powinien być z tego rozliczany - stwierdził Jakub Arak.
Gdańszczanie po 18. kolejce wciąż mogą patrzeć z góry na resztę ligi. Stąpają jednak twardo na ziemi. - Ja wyznaję zasadę, że na tabelę wypada patrzeć po 37 kolejce. Teraz nie ma to znaczenia. Skupiamy się na tym, by wygrać z Miedzią Legnica, która się odbudowała po kryzysie. Wygrała drugi raz z rzędu i musimy przygotować się najlepiej, jak potrafimy. Będzie trudno, ale każdy musi być gotowy, by dać z siebie wszystko - podkreślił Arak. - Do końca sezonu jest bardzo długa droga. Mamy pięć punktów przewagi, ale to nie dawałoby nawet komfortu po 30. kolejce. Musimy skupić się na tym, na co mamy wpływ i kontrolę, czyli na spotkaniu z Miedzią. Nic innego nie powinno nas interesować. Takie wybieganie w przyszłość często jest zgubne i może prowadzić donikąd. Skupmy się na ciężkiej pracy i efekty będą na koniec sezonu - dodał.