Musimy postawić wszystko na jedną kartę - rozmowa z Bartłomiejem Niedzielą, pomocnikiem Motoru Lublin

24-letni piłkarz dołączył do lubelskiego zespołu w przerwie zimowej na zasadzie wypożyczenia z Jagiellonii Białystok i okazał się sporym wzmocnieniem dla Motoru. Na łamach portalu SportoweFakty.pl mówi on m.in. o nerwowej końcówce, jaką zafundowała sobie drużyna z Lublina.

Paweł Patyra
Paweł Patyra

Paweł Patyra: Porażką z Dolcanem zakopaliście się po uszy i praktycznie wszystko jest już przesądzone, szczególnie mając na uwadze, że wiosną wygraliście tylko raz na boisku...

Bartłomiej Niedziela: Ta porażka na pewno nie przesądziła wszystkiego, bo mamy jeszcze ostatni, decydujący mecz w Gorzowie. Uważam, że teraz musimy postawić wszystko na jedną kartę i tam wygrać. Mamy taki plan i mam nadzieję, że uda nam się go zrealizować.

Patrząc na wyniki osiągane przez Motor w rundzie wiosennej wcale nie jest łatwo być optymistą przed piątkowym meczem.

- Na pewno będziemy walczyć do końca. Niektóre mecze nie układały się nam, remisowaliśmy, nie mieliśmy szczęścia. Może to wszystko odwróci się w ostatnim meczu i szczęście będzie nam sprzyjało, dzięki czemu przywieziemy 3 punkty. Mam nadzieję, że po barażach się utrzymamy.

W meczu z Dolcanem osiągnęliście przewagę, ale niewiele z niej wynikało. W pierwszej połowie nie oddaliście ani jednego celnego strzału.

- Ma pan rację. Było mało klarownych sytuacji. Może z przebiegu gry wyglądało to nieźle, ale nie potrafiliśmy oddać celnego strzału na bramkę. Przegraliśmy 0:2, ale na pewno nie poddajemy się i jedziemy po 3 punkty do Gorzowa.

Momentami gra przypominała piłkarski ping-pong, obie drużyny grały tylko długimi podaniami. Skąd to się wzięło?

- Może troszeczkę wkradła się nerwowość. Staraliśmy się grać do przodu długimi piłkami. Mieliśmy nadzieję, że coś z tego wyniknie, no ale cóż... Otworzyliśmy się, poszliśmy do przodu i straciliśmy drugą bramkę. Na pewno nie jesteśmy zadowoleni z tego spotkania.

Ale nawet remis nic Motorowi by nie dał, ponieważ GKP wygrał w Poznaniu z Wartą. Zrównalibyście się punktami, ale gorzowianie mają lepszy bilans po jesiennym zwycięstwie 2:0.

- Rzeczywiście remis nic by nam nie dał. Może dobrze się stało, bo pojechalibyśmy do Gorzowa po remis, zagralibyśmy asekuracyjnie i może stracili bramkę i przegralibyśmy. A tak musimy od początku iść zdecydowanie do przodu, musimy wygrać mecz. Na pewno dobrze się do niego przygotujemy.

Pan chciał się odbudować w Motorze, jak ocenia pan czas dotychczas spędzony w Lublinie?

- Z takim zamiarem tu przychodziłem. Początek wyglądał tak, że leczyłem kontuzję i praktycznie nie przygotowywałem się z żadnym zespołem. Później wystąpiłem w kilku meczach i druga kontuzja - miałem nogę w gipsie. Prześladuje mnie pech, ale staram się szybko dochodzić do formy. Ocenę pozostawiam trenerom i wam, dziennikarzom.

Spodziewał się pan aż tak emocjonującej końcówki sezonu, że ostatni mecz o wszystkim zadecyduje?

- Spodziewaliśmy się, że będzie nerwowo. Nie zdobyliśmy zbyt wielu punktów, remisowaliśmy i wygraliśmy tylko jeden mecz. Taka jest piłka - jedni wygrywają, a drudzy przegrywają. Tak w górze tabeli, jak i w dole do końca będzie sporo emocji.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×