Były reprezentant Polski Janusz Dobrowolski sparaliżowany po wypadku. Ma szansę wstać z wózka

Materiały prasowe / gofundme.com / Na zdjęciu: Janusz Dobrowolski
Materiały prasowe / gofundme.com / Na zdjęciu: Janusz Dobrowolski

Lekarz powiedział: proszę pożegnać się z mężem, umiera - mówi pani Dorota. Były piłkarz Janusz Dobrowolski miał wypadek i jest sparaliżowany. - Panie Boniek, obudź się, pomóż! - nawołuje Wiesław Wraga. Dobrowolski szuka wsparcia, ma szansę chodzić.

Pani Dorota miała sen. Janusz Dobrowolski spada z drabiny. Raz już to zrobił, skończyło się na uszkodzeniu barku i prawej ręki. Dlatego pomysł córki nie spodobał się żonie byłego piłkarza. Córka poprosiła, żeby ojciec umył jej okna w budynku nad wjazdem do garażu, dziesięć metrów nad ziemią. - Daj mu spokój, wysoko jest - ostrzegała pani Dorota. Mężowi powiedziała o śnie, o złych przeczuciach. - Przestań, sportowiec jestem - odpowiadał Dobrowolski ze śmiechem. No bo jak to, był przecież w formie. 15 lat w poważnej piłce, później jeszcze wieloletnia gra w zespole z Calgary. Na karku 53 lata, ale nadal mentalność zwycięzcy: co to dla niego umyć cztery okna - myślał.

Z wykształcenia jest elektrykiem, ale całe życie grał w piłkę. W najwyższej lidze w Śląsku Wrocław i Stali Mielec. Rozegrał ponad pięćdziesiąt meczów w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Z kadrą do lat 20 zajął czwarte miejsce na mistrzostwach Europy w 1982 roku i trzecie miejsce na mistrzostwach świata dwanaście miesięcy później.

Dobrowolski był jednym z większych talentów tamtego pokolenia. Występował w jednej drużynie z Józefem Wandzikiem, Markiem Leśniakiem czy Wiesławem Wragą. - "Jasiu" robił nam wtedy wyniki, świetnie grał - wspomina ten ostatni.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 100. Jacek Gmoch wspomina masakryczną kontuzję. "Jak trzęsienie ziemi" [2/4]

Po karierze wyemigrował z rodziną do Kanady. To był rok 1991. Były piłkarz zajmował się budowlanką: remontował domy i wnętrza mieszkań. W Calgary grał i trenował w drużynie White Eagels, złożonej z Polaków. Rywalizowali w lidze "miastowej", latem na dużym boisku, zimą w hali. W piątek, wiele lat później, grał w meczu, w poniedziałek był już sparaliżowany.

Miał być rośliną 

Minęło kilka godzin od rozmowy piłkarza z żoną i córką. Pan Janusz się uparł i zabrał się za mycie okien. Żona pojechała do miasta, za kilka godzin wracała po męża. W drodze panią Dorotę wyprzedziła karetka na sygnale. Za kilka minut ten sam pojazd stał pod domem córki. Janusz był już w środku.

Lekarze wyliczyli, że w momencie upadku z drabiny Dobrowolski uderzył głową o betonowy podjazd osiem razy. Dobrze, że rozciął głowę. Inaczej krew, która zalała mózg w 25 procentach, pod ciśnieniem rozsadziłaby wnętrzności. W karetce jadącej do szpitala był cztery razy reanimowany. W klinice Dorota usłyszała, że operacji nie będzie, a mężowi zostały trzy godziny życia. Miała się z nim pożegnać.

Fot. Archiwum prywatne
Fot. Archiwum prywatne

- Był w dramatycznym stanie, umierał. Lekarze zrobili mu dziurę z przodu głowy. Musieli oczyścić mózg z krwi, żeby w ogóle móc przystąpić do operacji kręgosłupa. Moment kryzysowy minął i udało się zacząć zabieg. Ale po czterech godzinach operacji pleców znowu pojawił się krwotok. Lekarze myśleli, że to już koniec, krwawienie jednak ustało - opowiada żona.

Operacja trwała osiem godzin. Po niej przez trzy tygodnie Dobrowolski był w śpiączce. Na głowie był tak opuchnięty, że nie było widać mu uszu. Do dziś nie słyszy na prawe. Długo widział też podwójnie. Diagnoza specjalistów nie nastawiała pozytywnie: "Dobrowolski będzie żył, ale jak roślina, już nigdy nie będzie mówił". To był cud, gdy kilka dni po wybudzeniu ze śpiączki krzyknął "Dorothy" (Dorota).

Okazało się, że jednak może się porozumiewać. Musiał uczyć się mówić od nowa, ale nie po polsku, nie chciał. - Śpiewał po hiszpańsku, recytował po rosyjsku wiersze z dzieciństwa. Komunikowaliśmy się po angielsku. Dopiero po trzech tygodniach się przełamał i zaczął mówić w naszym języku. Po miesiącu rozmawialiśmy już płynnie - opowiada Dorota Dobrowolska.

Nie poznawał najbliższych: żony i dwóch córek. - Córka chciała przyprowadzić dzieci do szpitala. Janusz pytał: to ty masz dzieci? - wspomina żona sportowca. Po miesiącu pamięć wróciła, po pięciu opuścił szpital. Były zawodnik znał przed wypadkiem kilka języków, to też działało na jego korzyść, dzięki temu szybciej ją odzyskał. Pomagał też fakt, że był piłkarzem. W mózgu osoby często spotykającej się ze wstrząsami (w tym przypadku odbijaniem piłki głową), szybciej regenerują się mięśnie.

Balkonik czeka

Po dwóch latach od wypadku (do tragedii doszło w lipcu 2016 r.) Janusz Dobrowolski ma czucie w nogach. Efekty przynosiły codzienne, kilkugodzinne ćwiczenia rehabilitacyjne. W domu i specjalnej siłowni. Były piłkarz zakłada na nogi protezy stymulujące mięśnie, wytężając biodra i mięśnie brzucha powoli stawia kroki trzymając się barierek. O własnych siłach nie jest w stanie chodzić, robi to podłączony do aparatury, na lokomacie, czyli urządzeniu przeznaczonym do treningu chodu. Czuje, jak żona masuje mu stopy, naciska na nerwy. Wyczuwa też kiedy jest gorąco, a kiedy zimno.

- Oglądam stare zdjęcia z reprezentacji, brązowy medal, patrzę na swoje nogi i walczę. Do nikogo nie mam pretensji. Nie pamiętam, jak to się stało. Chciałbym jeszcze o własnych siłach pójść na mecz kolegów - opowiada.

Jest nadzieja, Dobrowolski może wstać z wózka. Takimi przypadkami zajmuje się klinika Unique Access Medical w Bangkoku. Dokonuje się tam innowacyjnych zabiegów wszczepiania komórek macierzystych w zniszczone miejsca. Taka metoda pomogła wcześniej między innymi Michałowi Globiszowi. Trener stracił wzrok, a po operacji w Chinach go odzyskał. Na pana Janusza czeka miejsce w szpitalu w Tajlandii, w październiku został zakwalifikowany na operację. Ale potrzebne są pieniądze: 55 tysięcy dolarów na dwunastodniowy pobyt w tamtejszej klinice. Rodzina Dobrowolskich uruchomiła zrzutkę, na razie uzbierała nieco ponad 7 tys. dolarów. Operacja gwarantuje korzyści.

- Wierzę, że zabieg przyniesie zamierzony efekt. Że mężowi wrócą prawidłowe czynności fizjologiczne i będzie mógł się samodzielnie załatwić - mówi Dorota. - Przy założeniu najbardziej optymistycznym stanie na nogi. Będzie mógł chodzić z "balkonikiem" (urządzenie pomagające poruszać się osobie niepełnosprawnej), a kto wie, może i bez. Nawet mamy już taki balkonik w domu, czeka na męża - opowiada żona sportowca.

W lutym ubiegłego roku Janusz napisał list do Polskiego Związku Piłki Nożnej z prośbą o wsparcie finansowe. Lidia Borska z Rady Funduszu Pomocy Koleżeńskiej odpowiedziała, że PZPN przyznał Dobrowolskiemu zapomogę w wysokości 5 tysięcy złotych brutto. Po opodatkowaniu i innych wydatkach, były sportowiec otrzymałby na rękę niecałe 4 tysiące zł. - Z odebraniem tej kwoty wiązałoby się mnóstwo dodatkowej papierologii, chodzenia po urzędach w Calgary, a ja muszę być przy mężu, pomagać mu w ćwiczeniach, wozić na rehabilitację, robić masaże, dlatego zrezygnowaliśmy z zapomogi - mówi Dorota.

"Niech się Boniek obudzi!"

Wraga apeluje do władz związku o pomoc. - Niech się w PZPN obudzą! Panie Boniek, trzeba człowiekowi pomóc! Nie wszystkim udało się zarobić, a jak trzeba było, to dla Polski graliśmy za 3 dolary dziennie! Na mistrzostwach świata w 83 r. taką mieliśmy dniówkę. W ciągu całego turnieju zarobiliśmy na głowę 105 dolarów. Dobrze pamiętam, że wtedy mówiono w związku, że z takim składem wstyd gdziekolwiek jechać. A zdobyliśmy medal. Później żadna inna drużyna tego nie powtórzyła. Myślę, że Januszowi należy się pomoc. Choćby za ten sukces - komentuje Wraga.

Przypomina, że w maju odbędą się w Polsce mistrzostwa świata do lat 20. - To idealny pretekst, by pomóc Januszowi. Można przecież nas zaprosić, na otwarcie turnieju. Nas, medalistów, żebyśmy byli dla młodych chłopaków inspiracją. A przy okazji można zorganizować zbiórkę. Panie Boniek, to zadanie dla pana - proponuje były gracz Widzewa.

Dobrowolski walczy o coś więcej niż wstanie z wózka. - Chcę pokazać, że się nie poddałem. Nawet mimo tragedii. I znowu pojechać na ryby. Wierzę, że mi się uda -
kończy.

Jeżeli chcesz pomóc byłemu piłkarzowi reprezentacji Polski, link do zbiórki na jego operację znajduje się TUTAJ.

Komentarze (6)
avatar
Katarzyna Kosmala
22.01.2019
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
55 tys dolarów to ok 200 tys zł. Owsiak ma taka sumę pieniędzy i jeszcze mu dużo zostanie z tegorocznej zbiorki WOSP 
avatar
Neros
22.01.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Głupota kompletna i kolejne żebractwo. Jak już wyzdrowieje to polecam się przejść po linie na wysokości 100 metrów jak córka poprosi. 
avatar
zawodowiec
22.01.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Córka poprosiła, żeby ojciec umył jej okna w budynku nad wjazdem do garażu"... to sa wspolczesne dzieci.. 
avatar
Emil Grzybowski
22.01.2019
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Za co wsparcie? A może wsparcie dla budowlańców co w tych latach stawiali budynki dla PZPN? Każdy pracownik coś wniósł do Polski to i każdemu zapomoga by się przydała. A ty leszczu uciekłeś z k Czytaj całość
Morfeusz Pierdzistołek
22.01.2019
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Rozumiem, że to wielka tragedia i problem dla rodziny ale tak to niestety jest jak się chce zaoszczędzić kilka groszy. A było wynająć profesjonalną firmę, która umyła okna i nie byłoby kłopotu. Czytaj całość