Pomogła nam porażka z Cracovią - rozmowa z Dariuszem Fornalakiem, szkoleniowcem Piasta Gliwice

Piast Gliwice cel zrealizował i utrzymał się w szeregach ekstraklasy. Szkoleniowiec Dariusz Fornalak, który prowadził drużynę beniaminka w spotkaniach rundy wiosennej, nie ma wątpliwości, że przełomowym momentem w poczynaniach jego zespołu była porażka z Cracovią. To po tym meczu zdecydował się na dokonanie kilku roszad w składzie, które w ostatecznym rozrachunku wyszły gliwiczanom na dobre.

Agnieszka Kiołbasa: Sezon ligowy w ekstraklasie dobiegł końca. Jakby pan ocenił postawę Piasta w minionych rozgrywkach?

Dariusz Fornalak: Mogę ocenić tylko postawę zespołu w rundzie, w której byłem szkoleniowcem Piasta. Aczkolwiek na pewno nie możemy zapomnieć o tych piętnastu oczkach zdobytych w ubiegłym roku. Sumując to, zgromadziliśmy taką liczbę punktów, która pozwoliła nam pozostać w ekstraklasie. Co do naszej postawy, to w większości spotkań prezentowaliśmy się nieźle i muszę przyznać, że byłem z gry drużyny zadowolony. Zdarzyło się jednak kilka wpadek. Mam tu na myśli najgorszy w naszym wykonaniu mecz ze Śląskiem Wrocław, bo za taki go uważałem do ostatniej kolejki i to spotkanie z Lechią, które było w mojej ocenie kompromitacją.

Piast utrzymał się w ekstraklasie, taki był cel przed sezonem, ale na koniec pozostaje chyba niedosyt, bo pana zespół mógł zakończyć te rozgrywki nawet na siódmym miejscu...

- Zdecydowanie tak. Stąd właśnie moje duże pretensje skierowane pod adresem drużyny. Zawiodła w meczu, który mógł być rozegrany na większym luzie psychicznym, bo pragnę przypomnieć, że od pierwszego spotkania tej wiosny, czyli od tego z Cracovią, każde kolejne było bardzo dużym obciążeniem dla tych ludzi. Cały czas te losy ważyły się to w jedną, to w drugą stronę. Po spotkaniu z Cracovią znaleźliśmy się nawet na ostatnim miejscu w tabeli i nasza sytuacja była nieciekawa. Chwała zespołowi, że potrafił ten ciężar utrzymać, udźwignąć na swoich barkach i odbić się od dna. Natomiast nie ma usprawiedliwienia dla sytuacji, w której drużyna gra o bardzo duże jak na nasze warunki pieniądze i... poddaje się. Tego nie potrafię zrozumieć. Ktoś kiedyś powiedział, że jesteś tak dobry jak twoje ostatnie spotkanie i jest w tym trochę racji. Jeżeli chcemy być drużyną, która jest postrzegana jako solidna, takie momenty nie mają prawa nam się przytrafiać.

Czy przychodząc do Piasta w przerwie zimowej spodziewał się pan, że ta walka o utrzymanie niekoniecznie musi trwać do końcowego gwizdka?

- Od początku powtarzałem, że każdy punkt zdobyty przez nas należy szanować i przyjmować z pokorą. Każde kolejne oczko dopisywane na nasze konto przybliżało nas do tego celu, który przed sezonem sobie zakładaliśmy. Tak to się ułożyło, że to utrzymanie mogliśmy sobie już zapewnić wcześniej, mam tu na myśli mecz z wrocławskim Śląskiem. Cały czas staraliśmy się w ten sposób trafiać do zawodników, żeby zrozumieli, że im wcześniej ten cel zostanie osiągnięty, tym lepiej dla nas wszystkich, a najgorsze co może się zdarzyć to ostatnie spotkanie sezonu, z takim ciężarem gatunkowym, z jakim przyjechała do nas np. Lechia. Z drugiej jednak strony muszę powiedzieć, że jako szkoleniowiec byłem cały czas bardzo zadowolony z tego, że mimo że ta tabela zmieniała się z kolejki na kolejkę, my cały czas byliśmy zależni tylko od siebie. Nie musieliśmy oglądać się na wyniki innych, ale po prostu wygrać swój mecz. To na pewno miało niemałe znaczenie. Mieliśmy tą świadomość, że ta walka może się toczyć do ostatniej kolejki, ale nawet gdyby się toczyła, to w dalszym ciągu tylko od nas zależało, czy się w tej ekstraklasie utrzymamy czy nie.

Wielu twierdzi, że to pan odmienił oblicze tej drużyny, tchnął w nią nowego ducha. Jaka była recepta na ten niewątpliwy sukces?

- To są zawsze oceny subiektywne ludzi, którzy przyglądają się temu z boku. Ja nie będę oceniał tego, co się działo wcześniej. Wiedzieliśmy dobrze, że główną bolączką drużyny w tej pierwszej rundzie był brak skuteczności. Na pewno chcieliśmy to poprawić i powiem szczerze, że nie udało się nam to w takim stopniu, jakbyśmy sobie tego życzyli. Natomiast udało się nam coś innego. Byliśmy pod tym względem skuteczni, że zdobywaliśmy o jedną bramkę więcej od rywala. W wielu spotkaniach tej rundy nie straciliśmy żadnego gola i to był klucz do tego, że utrzymaliśmy się w ekstraklasie.

Piast przez całą jesień i część wiosny domowe spotkania rozgrywał w Wodzisławiu Śląskim. Można się zastanawiać, ile punktów zdobyliby gliwiczanie, gdyby mieli możliwość występów na własnym stadionie przez cały sezon...

- Na pewno gra na obcym boisku nie pomaga zespołowi. Jednak ta nasza statystyka, jeżeli chodzi o spotkania rozgrywane w Gliwicach, nie rzuca na kolana. Wygraliśmy tylko jeden mecz, z Górnikiem Zabrze i to na pewno nas martwi. Z drugiej jednak strony akurat terminarz tych spotkań w Gliwicach był taki, jaki był. Byliśmy gospodarzem meczów z całą czołówką polskiej ekstraklasy, z wyjątkiem oczywiście Lechii Gdańsk, ale to starcie pomińmy milczeniem. Być może właśnie to wpłynęło na to, że tych punktów nie było tyle, ile byśmy sobie życzyli, aczkolwiek były to spotkania dla kibica bardzo atrakcyjne i myślę, że fani nie narzekali na ich poziom, bo zarówno z Lechem, Legią jak i Wisłą drużyna pokazała się z bardzo dobrej strony. Mimo że w tych starciach zdobyła tylko jeden punkt, była bardzo bliska sprawienia kolejnych niespodzianek. Reasumując, na pewno cieszymy się z tego, że spotkania rundy jesiennej przyszłego sezonu rozegramy u siebie, nawet jeśli tylko do końca października, bo atut własnego boiska jest bezcenny.

Piast po rundzie jesiennej miał na swoim koncie 15 punktów i znajdował się w trudnej sytuacji. Po meczu z Cracovią było jeszcze gorzej, bo zespół sięgnął dna. Drużyna nie załamała się jednak i przetrzymała te trudne chwile. Co pana zdaniem było tym momentem przełomowym?

- Człowiek uczy się przez całe życie. Kolejny raz potwierdziła się taka prawda, że gry kontrolne nigdy nie mogą być obiektywną oceną przydatności poszczególnych zawodników dla zespołu. Jest to na pewno jakiś element pomocniczy, ale tak to jakoś się dzieje, że w tych sparingach nigdy nie jesteśmy w stanie na 100 procent zmobilizować drużyny, by pokazała swoje prawdziwe oblicze. Tak paradoksalnie powiem, bo zastanawialiśmy się nad tym niejednokrotnie. Może mój wniosek jest taki mocno subiektywny, ale uważam, że porażka z Cracovią nam pomogła. Gdyby nie to, że np. Piotr Prędota nie zdobył tej bramki, jakby nie było w stuprocentowej sytuacji, to być może tylu punktów byśmy nie zdobyli. Być może po tym spotkaniu nie doszłoby do pewnych roszad w składzie, które spowodowały, że ta drużyna zaczęła grać inaczej. Trzy zmiany bodajże po spotkaniu z Cracovią i oczywiście zwycięstwo z Bełchatowem spowodowały, że ta nasza praca nabrała sensu i pokazała, że jesteśmy w stanie swój cel zrealizować.

Po tym pierwszym wiosennym meczu z Cracovią media skreśliły Piasta. Pana zespół wbrew opinii znawców polskiej piłki utrzymał się jednak w ekstraklasie. Można powiedzieć, że zagrał na nosie tym wszystkim ekspertom...

- Na pewno takie opinie się pojawiły, ale nie wiem, czy miało to związek tylko z tym meczem z Cracovią, bo muszę powiedzieć, że to spotkanie nie było najgorszym w naszym wykonaniu. My na boisku przeciwnika, dla którego to również było pierwsze spotkanie rundy rewanżowej. Przeciwnika, który miał przed sobą ten sam cel do zrealizowania, który dysponuje nieporównywalnie większym budżetem, który przed startem rundy dokonał spektakularnych transferów, wydał jak na nasze warunki bardzo duże pieniądze, toczyliśmy bardzo wyrównany pojedynek. Dopiero od momentu straty bramki ta nasza gra nie była taka, jakiej byśmy sobie życzyli. Na pewno zabrakło nam w tym spotkaniu skuteczności, bo stworzyliśmy sobie co najmniej trzy stuprocentowe sytuacje do zdobycia bramki. Dlatego ja bym nie mówił, że ten mecz był taki be. Na pewno ludzie, którzy tak źle wypowiadali się o Piaście w kontekście tej pierwszej rundy, po tym spotkaniu utwierdzili się w tym przekonaniu i z dozą dużej pewności siebie założyli, że jeden kandydat do spadku już jest. Mało tego, niektórzy podawali nawet, że w ekstraklasie występuje piętnaście drużyn. Dlatego ja bardzo się cieszę, że zrobiliśmy to, co zrobiliśmy. Dzisiaj jakoś nie czytam opinii w prasie sportowej, że "się pomyliłem", ale nie oczekuję tego i powiem szczerze, że mam to gdzieś.

Piast w minionym sezonie imponował solidną defensywą. W ataku nie było już tak różowo, bo zespół zdobył tylko siedemnaście bramek. W żadnej innej lidze tak słaba skuteczność nie gwarantuje utrzymania. Można więc powiedzieć, że Piast pod tym względem jest fenomenem...

- Jest to rzeczywiście niewiarygodna rzecz i też się nad tym zastanawiam. Taką przechodziłem w tym sezonie huśtawkę nastrojów, jeżeli właśnie chodzi o grę ofensywną, bo pierwszą rundę spędziłem w Zagłębiu Lubin i drużyna zdobyła w niej 40 goli, w drugiej prowadziłem Piasta Gliwice i tu tych bramek było jak na lekarstwo. Ja powiem tak, że drużyna która nie ma w swoim składzie zawodników kreatywnych, takich jak np. Wisła Kraków, nie może sobie założyć, że od pierwszego do ostatniego gwizdka będzie cały czas konsekwentnie dążyć do tego, żeby strzelić jedną czy kolejne bramki. Taka drużyna jak nasza musi mieć świadomość tego, że jednak główna uwaga skupi się na grze defensywnej całego zespołu. Także ja nie oceniałbym tutaj tylko Grzegorza w bramce i tej czwórki, która występowała przed nim, ale chciałbym pochwalić wszystkich. Dużo uwagi zwracaliśmy na tą skuteczną grę w tyłach. Temu elementowi poświęciliśmy bardzo dużo czasu. Mieliśmy świadomość tego, że mamy w swoim składzie kilku zawodników, którzy swoją szybkością, przede wszystkim po odbiorze piłki, mogą spowodować zamęt w szeregach przeciwnika i staraliśmy się to wykorzystać. Do tego element szczęścia i kilka spotkań w ten sposób wygraliśmy. Mam tutaj na myśli np. mecz w Gdyni, w którym swoją sytuację wykorzystaliśmy. Arka, mając kilka lepszych okazji do zdobycia bramki, tych goli nie zdobyła. Na szczęście to też element rywalizacji sportowej.

Które spotkanie wspomina pan najmilej?

- Trudno wybrać jedno. Co jakiś czas pojawiało się takie pytanie i my tak sobie odpowiadaliśmy, że jedna połowa meczu z Bełchatowem, jedna połowa spotkania z Lechem, w której muszę powiedzieć, że zespół może mając świadomość tego, że przegrywa i że przy takim dopingu publiczności nie wypada nam grać źle, był bardzo bliski odniesienia zwycięstwa. Nie jestem w stanie powiedzieć, że akurat to jedno spotkanie było tym najlepszym. Mieliśmy kilka dobrych fragmentów i te poszczególne dobre elementy złożyły się na całość i zrealizowaliśmy nasz cel.

Punktów straconych w którym meczu żałuje pan najbardziej?

- Takim meczem, którego żałowałem, chociaż wiedziałem i zdawałem sobie sprawę z tego z kim gramy, było spotkanie z Lechem. Gdybyśmy wykorzystali te dwie piłki meczowe w tamtym starciu, to śmiem twierdzić, że byśmy wygrali i byłoby nam dużo łatwiej w następnych spotkaniach. Kolejną taką konfrontacją był mecz ze Śląskiem Wrocław, w którym ponownie skomplikowaliśmy swoją sytuację. Zagraliśmy słabo, a to było takie spotkanie, w którym zwycięstwo dawało nam utrzymanie w ekstraklasie i nie musielibyśmy przeżywać kolejnych rozterek i dużych nerwów w meczu w Wodzisławiu.

Który z zawodników pozytywnie pana zaskoczył?

- Nie chciałbym tutaj wystawiać indywidualnych cenzurek, bo nie. Jestem zadowolony z tego, że Piast był takim połączeniem rutyny i doświadczenia z tą młodzieńczą fantazją. Najbardziej mnie cieszy to, że ci młodzi ludzie, dla których był to pierwszy sezon na tym szczeblu rozgrywek, w spotkaniach o niebywale dużym ciężarze gatunkowym, bo pragnę przypomnieć, że walka o utrzymanie ekstraklasy to walka o byt klubu, o jego przyszłość, a nawet przyszłość samych zawodników, wytrzymali to napięcie. Na starcie dostali taki zastrzyk adrenaliny i wywiązali się ze swoich zadań wzorowo, wytrzymali ciśnienie i z tego jestem najbardziej zadowolony. Sądzę, że jest to taki bagaż doświadczeń, który tylko może zaprocentować w przyszłości. Ta świadomość, że poradzili sobie w tak trudnych momentach, może spowodować i ja myślę, że tak właśnie się stanie, że ich gra w kolejnych latach będzie jeszcze lepsza i niektórzy z tych młodych ludzi bardzo szybko trafią do reprezentacji Polski.

Piast utrzymał się w ekstraklasie. Powierzone zadanie wykonał pan w stu procentach, zatem decyzję o przyjściu do Gliwic można uznać za trafną?

- Zawsze jak coś się uda, to możemy sobie powiedzieć, że wszystko było fajnie i że wiedziałem, że tak będzie. Ja powiem szczerze, że miałem obawy, bo one musiały być. Nasza sytuacja po zakończeniu pierwszej rundy i po dwóch meczach rewanżowych była trudna. Dodatkowo nasz kalendarz nie był najlepszy z racji tego, że z całą czołówką ligi graliśmy u siebie, a niemal ze wszystkimi potencjalnymi rywalami do utrzymania na wyjeździe. Czyli sytuacja teoretycznie na starcie niekorzystna. Ta wiara we mnie była, to na pewno, ale były również momenty zwątpienia. Tych wątpliwości nie było w trakcie rozgrywek, żeby była jasność, bo wtedy na takie chwile nie ma czasu i każdy przekaz, który trafia do zawodników, że trener wątpi, to jest sytuacja już nie do odwrócenia i nie może przynieść pozytywnego efektu. Przyznam szczerze, że moment zwątpienia miałem po okresie przygotowawczym, po ostatnich grach kontrolnych, szczególnie w Turcji. Wtedy zacząłem się tak zastanawiać: jak my to wszystko zrobimy, czy jesteśmy w ogóle w stanie cokolwiek w tej lidze zdobyć, ale jednak gra o punkty, gra o stawkę pewne rzeczy weryfikuje i dobrze, jeżeli weryfikuje je na plus. W naszym przypadku tak właśnie było. Okazało się, że zespół, który powiedzmy sobie szczerze nie jest potentatem w tej lidze i był absolutnym beniaminkiem, miał takie cechy w sobie, że zaskoczył również i mnie.

Mówi się, że dla beniaminka najtrudniejszy jest ten drugi sezon. Obawia się pan, że w przypadku Piasta będzie podobnie?

- Ja się niczego nie obawiam, jeżeli chodzi o pracę związaną w klubie. Jesteśmy bogatsi o pewne doświadczenia. Na pewno ważne będzie teraz to, jak ten zespół się przeobrazi. Czy się osłabi, pozostanie na tym samym poziomie, czy się wzmocni. Bardzo byśmy chcieli, żeby do tych ludzi, którzy spełnili nasze oczekiwania, dołączyli tacy, którzy wniosą coś nowego: inną, lepszą jakość. Życzymy sobie, aby kolejnym krokiem w przyszłości tego klubu było stworzenie takiej grupy, która spowoduje, że Piast będzie solidną drużyną ekstraklasy.

O jakie miejsca w przyszłym sezonie będzie się bił zespół Piasta?

- Trudno teraz zakładać, czy powalczymy o miejsca 5-8, 8-12,czy jeszcze inne. Takie kalkulacje czasami nie wychodzą na dobre. My będziemy się bić o to, żeby Piast Gliwice był postrzegany jako drużyna ekstraklasy i to w pełnym tego słowa znaczeniu. Chciałbym też, żebyśmy nie przeżywali w przyszłym sezonie takich momentów, jak w tym ostatnim meczu z Lechią Gdańsk, żeby takich spotkań w naszym wykonaniu więcej już nie było.

Komentarze (0)