Weekendowe popołudnie w mediolańskim metrze. Ludzie w czerwono-czarnych szalikach wymieszali się z turystami i mieszkańcami, którzy zmierzają do pracy po czasie sjesty. Wagonowi metra bliżej do puszki z sardynkami niż środka komunikacji. Czasy takie, że niemal wszyscy spuścili głowy do swoich smartfonów. Ale i pora taka, że prawie każdy wyświetlacz pokazuje to samo. Opcje były dwie: albo otwarta strona z wynikami, albo transmisja na żywo z meczu. Teraz już nie ma wątpliwości. Zaczęła się 21. kolejka Serie A i w tym wagonie niczego nie przeoczę. Sasuolo wygrało 3:0 z Cagliari, a później Sampdoria rozgromiła Udinese (4:0).
Barwy AC Milan zalały miasto już od samego rana. Jedni, ci spokojniejsi, wieczór spędzą na meczu z drugą połówką lub z którymś z przyjaciół, drudzy tłumnie wejdą na Curva Sud i będą zdzierać gardła do ostatku sił.
Uczy Włochów polskiego
I zdzierali. Ponad 50 tysięcy kibiców zagrzewało Rossonerich do walki. Jednak największy aplauz zgarnął Krzysztof Piątek, najnowszy nabytek Milanu. Tutaj Polak nie musiał się nikomu przedstawiać.
- Wszyscy moi genueńscy znajomi pytali mnie, jak poprawnie wymawia się jego nazwisko, bo dla nich to był Piatek – opowiada Agata Rosińska, mieszkanka Genui. To było jeszcze kiedy wychowanek Lechii Dzierżoniów nosił barwy Gryfonów.
Teraz jest inaczej.
- Czy jesteś zadowolony z transferu Krisa Piatka do AC Milan?
- Tak, myślę, że będzie tu strzelał co najmniej tak często jak w Genoi - odpowiada Antonio wyciągnięty z kilkunastoosobowej grupy fanów przechodzącej obok stacji metra Portello (wideo z rozmów z innymi kibicami znajdziesz TUTAJ). - Nie możecie być z Polski. Przecież tam wymawia się Piątek, nie Piatek - kontratakuje. Włosi szybko uczą się polskiego. Zostało im tylko opanowanie wymowy imienia. Łamią sobie język próbując powiedzieć "Krzysztof". Żeby ułatwić sobie życie mówią "Kristof" lub "Kris".
Debiut 23-latka był wydarzeniem meczu. To jego wejście w 71. minucie rozgrzało San Siro. - Na pewno fajne uczucie, po to się gra w piłkę. Cieszę się bardzo, ale wiele muszę zrobić, żeby mnie pokochali - przyznaje na gorąco po spotkaniu (całą wypowiedź przeczytasz TUTAJ).
Żeby znowu było pod sam sufit
Milan ciągle walczy o powrót do swoich najlepszych czasów. A o nich na każdym kroku nie pozwala zapomnieć. Mimo że od ostatniego scudetto minęło siedem i pół roku. Klubowe muzeum w Casa Milan robi wrażenie. I jest jednym z najlepszych przykładów na kultywowanie momentów chwały.
Na samym wejściu trzeba zmierzyć się z ogromną historią Rossonerich. Od podłogi do końca ściany mamy obraz kolejnych sezonów w wykonaniu czerwono-czarnych. Im wyższe miejsce, tym dłuższy pasek. Mistrzostwo oznacza, że ciągnie się do samego sufitu. A jeśli rozgrywki udało się okrasić triumfem w Pucharze Europy/Lidze Mistrzów, to zamiast prostej mamy puchar.
I wejście do sali trofeów. Miejsce bardzo podobne do szatni Milanu. Tyle, że zamiast trykotów, za szkłem stoją puchary. A na środku zamiast stołu jest wielki puchar Ligi Mistrzów. Nad nim, w suficie ekran pokazujący najpiękniejsze momenty w historii klubu. Wszystko przy przygaszonym świetle i ogłuszającej muzyce.
Produkt niezgodny z opisem na opakowaniu
Tak nastraja się przyjezdnych do swojego - jak się najczęściej okazuje - pierwszego meczu na San Siro. Kiedy rozbrzmiewa pierwszy gwizdek, zaczyna się jeszcze większa powaga. Śledzenie każdego kroku swoich bohaterów i zagrzewanie ich do walki to obowiązek.
Nic nie zmienia się po spotkaniu. Mediolańczycy opuszczają stadion jak na wielkich przystało. Nie w dresie, a w modnych kurtkach z emblematami klubu. Dalej są traktowani jak bogowie. Dziennikarze nie próbują nawet się wysilać, by przekonać chociaż jednego z nich do wypowiedzenia jednego, krótkiego zdania. Zamiast tego prośby o autograf. Na papierze, koszulce, piłce. Czymkolwiek.
Ktoś, kto nie oglądał meczu, mógłby pomyśleć, że Milan przejechał się po Napoli i dla pewności zawrócił i zrobił to jeszcze raz. Nie do końca.
Mecz nie był widowiskiem, jakiego spodziewali się niedzielni fani ligi włoskiej. Skończyło się na bezbramkowym remisie, po którym większe wyrzuty sumienia może mieć Napoli. - Było bardzo ofensywne ustawienie. Szkoda jedynie, że nie strzeliliśmy gola - przyznaje Piotr Zieliński, który rozegrał bardzo dobre zawody.
I ruszyła lawina uszczypliwych komentarzy. - Gdzie magia tego całego calcio? To ma być szlagier? - czytamy w internecie.
Produkt okazał się niezgodny z opisem na opakowaniu. Zamiast bogów na murawie po stronie Milanu przeważali nowicjusze, którzy są dopiero w połowie drogi na Olimp. 19-letni Gianluigi Donnarumma, 22-letni Davide Calabria, 21-letni Patrick Cutrone czy jego rówieśnik sprowadzony tej zimy z Flamengo, Lucas Paqueta. Teraz w tym gronie jest również 23-letni Piątek. Szlifowanie diamentów pod okiem klubowych legend jest kolejnym planem Milanu na powrót na szczyt.
Przykład z dachu
I jest coś, co każe sądzić, że działacze wyciągnęli wnioski. Na starcie przestali darzyć piłkarzy bezgranicznym zaufaniem. W ostatnich latach zbyt wielu herosów okazało się zwykłymi parweniuszami, którzy nie dowiedli swojej wartości w Mediolanie. Dlatego Gattuso, Maldini, Leonardo i spółka chcą wykorzystać wielką historię Milanu. Z numerem "9" na plecach grali tu wielcy: Marco van Basten, George Weah czy Filippo Inzaghi. Po Super Pippo żaden nie podźwignął presji numeru. A potykali się różni napastnicy: ograni w Serie A jak Gonzalo Higuain czy młode nadzieje pokroju Alexandre'a Pato i Andre Silvy.
Dlatego teraz, najpierw trzeba udowodnić swoją wartość w nowym środowisku. - To prawda, że Krzysztof chciał "9", ale zdecydowaliśmy, że musi na grę z tym numerem zapracować. Dlatego ostatecznie wręczyliśmy mu koszulkę z "19" na plecach - wyjaśnia dyrektor techniczny Leonardo.
Rossoneri mają być teraz jak instalacja na dachu ich siedziby. Zaczynając od niższych stopni, powoli wspinać się na szczyt. Aż w końcu dopaść w odpowiednim momencie piłkę meczową i zdobyć złotą bramkę. Kolejną do ogromnej kolekcji. Tak jak piłkarz na szczycie budynku Casa Milan.
Z Mediolanu Maciej Siemiątkowski
ZOBACZ WIDEO AC Milan - SSC Napoli. To miało być starcie Piątek - Milik, a najlepszy był trzeci z Polaków
Pismaku Siemiątkowski daj sobie spokój z tą propagandą polskich kopaczy . Ten mecz był żałosnym widowiskiem .