Trudny start beniaminka
Wrocławianie nie najlepiej zaczęli rozgrywki. Wszyscy spodziewali się zwycięstw na samym początku. Mieli je gwarantować nowi zawodnicy tacy jak Piotr Celeban, Sebastian Mila czy Vuk Sotirović. W pierwszej kolejce piłkarze Ryszarda Tarasiewicza zremisowali jednak z Lechią Gdańsk. Gospodarze prowadzili, lecz Sotirović nie wykorzystał rzutu karnego, Lechiści wyprowadzili kontrę i zdobyli gola. Ostatecznie pojedynek zakończył się wynikiem 1:1.
Kolejny mecz znów przyniósł podział punktów. Tym razem jednak w pojedynku wyjazdowym. Gracze ze stolicy Dolnego Śląska zremisowali, także 1:1, w Bytomiu z miejscową Polonią. Po dwóch remisach zaczęto mówić, że Śląsk może nie będzie tak mocny jak zapowiadano.
Wysoka wygrana i porażka
Dwie następne kolejki to huśtawka nastrojów. Najpierw pewne zwycięstwo z Odrą Wodzisław Śląski - aż 4:0. Dwa gole w tym meczu zdobył Janusz Gancarczyk, który jednak dopiero w następnych potyczkach pokazał znakomitą formę. Po tym sukcesie wrocławianie jechali do Warszawy na konfrontację z miejscową Polonią. Przebąkiwano o dobrym wyniku, jednak Czarne Koszule dały Śląskowi lekcję futbolu. Zawodnicy Polonii po trzech asystach Jarosława Laty do Filipa Ivanovskiego pokonali zespół z Wrocławia 3:0.
Po porażce w Warszawie nadszedł czas na zwycięstwo z PGE GKS-em Bełchatów. Trzy punkty zawodnicy Tarasiewicza wywalczyli w dramatycznych okolicznościach, bo zwycięską bramkę Tomasz Szewczuk zdobył w ostatnich sekundach gry. Po ciężkim boju piłkarze Śląska jechali do Zabrza na mecz z Górnikiem, w którym na ławce trenerskiej debiutował Henryk Kasperczak. Śląsk ten pojedynek wygrał i tym samym zespół WKS-u popsuł humor doświadczonemu szkoleniowcowi.
Kolejna seria remisów
Piłkarze Śląska w tym sezonie zremisowali wiele spotkań. To właśnie te podziały punktów zaważyły w głównej mierze na tym, że gracze WKS-u nie zagrają w europejskich pucharach. Po sukcesie w Zabrzu Śląsk kolejno zremisował u siebie z Cracovią Kraków i na wyjeździe z Jagiellonią Białystok ratując jedno oczko w samej końcówce potyczki. Potem, co prawda przyszło zwycięstwo nad odwiecznym rywalem - Arką Gdynia, lecz później znów jednak kolejny podział punktów - tym razem w Poznaniu z miejscowym Lechem. Ten wynik można jednak uznać za sukces, gdyż do tych zawodów wrocławianie przystąpili zdziesiątkowani epidemią grypy. Gdy wydawało się, że w następnej potyczce zawodnicy Śląska zdobędą trzy punkty - to ci... zremisowali. Na wyjeździe z ŁKS-em Łódź.
Padła twierdza Wrocław
Zła passa trwała dalej. Po podziale punktów z ŁKS-em do Wrocławia zawitał Piast Gliwice - wówczas jedna z najsłabszych ekip w lidze. Wszyscy byli już niemal pewni pełnej puli, a tymczasem we Wrocławiu kibice byli świadkami sensacji. Słaby Piast jako pierwsza drużyna w lidze pokonał Śląsk na jego terenie i tym samym zdobył twierdzę Wrocław.
Podopieczni Tarasiewicza przełamali się w następnej kolejce, gdzie w Chorzowie pokonali miejscowy Ruch. Była to druga wyjazdowa wygrana ekipy z Dolnego Śląska. Po tym spotkaniu wrocławianie jechali do Warszawy z myślą wywalczenia korzystnego rezultatu z Legią. Piłkarze Jana Urbana rozgromili jednak Śląsk 4:0. Wrocławianie po meczu zgodnie twierdzili, że zagrali jeden z najlepszych pojedynków w ekstraklasie, wynik mówił jednak co innego.
Końcówka jak marzenie
Ostatnie spotkania przed przerwą zimową gracze Śląska mieli kapitalne. Na skutek zwycięstw w trzech meczach piłkarze z Oporowskiej mocno awansowali w tabeli. Dawało to nadzieje na lepszą wiosnę. Wrocławianie kolejno pokonali Wisłę Kraków, ŁKS Łódź i Ruch Chorzów. Zawodnicy Śląska w dobrych nastrojach żegnali się więc ze swoimi fanami. - Trzeba się cieszyć z tego co jest, ale nie ma co popadać w samozachwyt. W tej chwili cieszymy się z tego, że mamy te trzydzieści punktów. Czekają teraz na nas zasłużone urlopy. Od stycznia zaczynamy przygotowania, aby na wiosnę było podobnie jak teraz - wyjaśniał po tym spotkaniu Antoni Łukasiewicz.
Znów słaby początek
Pierwszy mecz wiosną wrocławianie rozgrywali w Gdańsku z miejscową Lechią. Mimo zdecydowanej przewagi gracze WKS-u tylko zremisowali. Bohaterem potyczki był Jarosław Fojut, który w swoim pierwszym meczu w polskiej ekstraklasie zdobył bramkę i był najlepszym zawodnikiem pojedynku. Szkoda, że każdych kolejnych zawodach na wiosnę Fojut grał coraz słabiej. Antybohaterem zmagań z Lechią był Przemysław Łudziński, który mimo wielu okazji nie potrafił skierować piłki do siatki.
W kolejnej grze wrocławianie gładko i bez problemów pokonali 3:0 Polonię Bytom. Cały czas były nadzieję na walkę o europejskie puchary. Te marzenia trzeba było jednak odłożyć na następny sezon po trzech kolejnych potyczkach. Beniaminek ekstraklasy najpierw zremisował w Wodzisławiu Śląsku z miejscową Odrą. Remis i tak jest sukcesem, bo w końcówce meczu gospodarze wykonywali rzut karny. Pewna interwencja Wojciecha Kaczmarka po strzale Jana Wosia uratowała Śląsk. W następnej konfrontacji, której stawką było przysłowiowe sześć punktów Śląsk poległ na własnym stadionie z Polonią Warszawa. - Wydaje się, że było to spotkanie decydujące. Po nim straciliśmy szanse na udział w europejskich pucharach - stwierdził Sebastian Mila. Kolejny mecz tylko to potwierdził. W Bełchatowie Śląsk uległ PGE GKS i pogrzebał szanse na pokazanie się w Europie.
Także kolejna gra znów wrocławianom nie wyszła. Z zamykającym tabelę Górnikiem Zabrze wszyscy oczekiwali zwycięstwa - skończyło się tylko na remisie 1:1. Podobnie było i w następnej kolejce - tym razem 1:1 w Krakowie z tamtejszą Cracovią.
W końcu trzy punkty
Piłkarze Śląska Wrocław wygrali dopiero 25 kwietnia 2009 roku. Na własnym boisku pokonali Jagiellonię Białystok. Potem przyszedł czas na dziwny remis w Gdyni z Arką. Śląsk Prowadził już 3:1, by w końcówce stracić dwa gole. - To był dziwny mecz. Graliśmy dobre spotkanie i na końcu zremisowaliśmy, a spokojnie mogliśmy wygrać i to nawet nie dwiema czy trzema bramkami, lecz znacznie wyżej. Być może ten punkt dał Arce szansę na utrzymanie - komentował Sebastian Dudek. Dwukrotnie fatalnie zachował się Jarosław Fojut, który w tych zmaganiach odniósł kontuzję i na zielonej murawie w tym sezonie już nie pojawił.
Na sam koniec rozgrywek zawodnikom Śląska przyszło mierzyć się z czołową trójką w ekstraklasie oraz Piastem Gliwice, który wcześniej trzykrotnie okazał się lepszy od zawodników Tarasiewicza.. Z Lechem Poznań u siebie Śląsk przegrał 2:0. - To był chyba nasz najsłabszy mecz w rundzie wiosennej - powiedział Mila. Później wrocławianie dość niespodziewanie pokonali w Gliwicach walczący o utrzymanie Piast. W przedostatniej kolejce Śląsk zremisował u siebie z Legią Warszawa, a na sam koniec poległ w Krakowie z Wisłą, która dzięki temu zwycięstwu zapewniła sobie tytuł mistrzów Polski.
Puchar Ekstraklasy
W Remes Pucharze Polski się nie udało, więc wrocławianie postanowili na serio potraktować rozgrywki o Puchar Ekstraklasy. Niedoceniane przez wszystkich trofeum ostatecznie wpadło w ręce ekipy ze stolicy Dolnego Śląska. W fazie grupowej tych rozgrywek piłkarzom Ryszarda Tarasiewicza przytrafiały się różne rezultaty - raz lepsze, raz gorsze. Ostatecznie jednak zawodnicy z Wrocławia wyszli z grupy na drugim miejscu. W ćwierćfinale Śląsk okazał się lepszy od Ruchu Chorzów. Chorzowianie w pierwszym meczu zostali ukarani walkowerem za nieprzepisową ilość zmian, w drugim Śląsk, już na boisku, wygrał 1:0. W półfinale piłkarze WKS-u okazali się bezapelacyjnie lepsi od Arki Gdynia. Finał rozgrywek został rozegrany w Wodzisławiu Śląskim. Rywalem Śląska była miejscowa Odra. Po dobrym i ciekawym widowisku padł wynik 1:0 dla Śląska, a bramkę zdobył Krzysztof Ulatowski. Było to 50. trafienie tego zawodnika dla drużyny z Wrocławia. - Bardzo chcieliśmy wywalczyć jakieś trofeum, ponieważ za szybko odpadliśmy z Remes Pucharu Polski. Zostały nam tylko rozgrywki ligowe i właśnie Puchar Ekstraklasy. Chcieliśmy więc, aby to trofeum trafiło w nasze ręce - mówił po meczu Tadeusz Socha.
Jedni do reprezentacji, drudzy do... prokuratury
Niektórzy z zawodników Śląska ten sezon zaliczą do bardzo udanych, inni wręcz przeciwnie. Piłkarze Śląska w aktualnym sezonie byli powoływani do reprezentacji Polski w różnych kategoriach wiekowych. Występy z orzełkiem na piersi zaliczyli Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Antoni Łukasiewicz i Janusz Gancarczyk. W młodzieżowej kadrze szansę dostali Tadeusz Socha i Kamil Biliński. Ten ostatni został najlepszym strzelcem i piłkarzem Młodej Ekstraklasy. Niedawno Śląsk podpisał z nim nowy, pięcioletni kontrakt. Jedni piłkarze trafiali do reprezentacji Polski, drudzy za grzechy z wcześniejszych drużyn do prokuratury. Z takimi klub z Wrocławia od razu rozwiązywał kontrakty, za co należy się jemu pochwała. W mało sportowych okolicznościach ze Śląskiem pożegnali się Zbigniew Wójcik i Jacek Banaszyński.
Co dalej?
Teraz władzę w Śląsku przejmie ekipa nowego większościowego udziałowca - Zygmunta Solorza-Żaka. Co to oznacza dla Śląska? Właściwie nie wiadomo. Możliwe, że nowe władze od razu będą chciały budować silną drużynę, możliwe że stanie się dopiero później. - Beniaminkom w kolejnym sezonie gra się zazwyczaj trudniej - mówił niedawno Jan Urban, trener Legii Warszawa. Czy te słowa okażą się prawdą? Obecnie jednak piłkarze myślą o urlopach i wypoczynku, na który w pełni zasłużyli. Śląsk w ekstraklasie spisał się bardzo dzielnie. Szósta lokata zajęta przez beniaminka na pewno jest sporym zaskoczeniem. W przyszłym sezonie wrocławianie na pewno będą walczyć o wyższe cele. Ten można uznać za bardzo udany.