A ile było w ostatnich tygodniach gadania. Że to za szybko, z tym Milanem. Że to jakiś kompletnie bezsensowny ruch, bo w tak wielkim klubie chłopak się spali, nie dźwignie oczekiwań, presja rozsadzi go na pył, przez co zbierać w jeden kawałek będzie się musiał na wypożyczeniu w ligowych ogonach. Komentarzy zebrał się cały kontener, a Piątek po prostu włożył pasiastą koszulkę, wskoczył w ulubione buty i zrobił swoje. Z niebywałą pewnością siebie, lekkością, swobodą. We wtorkowym meczu Pucharu Włoch z SSC Napoli (2:0) sprawiał wrażenie, jakby w Milanie miał na koncie rozegranych już 120 meczów i strzelonych 89 goli.
A przecież w wyjściowym składzie włoskiego giganta dopiero debiutował. Wcześniej zaliczył tylko końcówkę ligowego starcia. Już wtedy pokazał, że kompleksów nie ma żadnych. Ale i tak można się teraz zastanawiać: jak to możliwe, że facet po kilku miesiącach grania poza Ekstraklasą został kupiony do klubu legendarnego, pucharami mogącego obdzielić całą ligę, gwarantującego presję z najwyższej, europejskiej półki, po czym wyszedł na boisko i już w pierwszym występie w wyjściowej jedenastce rywali przestawiał jak komodę w przedpokoju. Jak to możliwe, że bramki zdobywał z taką łatwością, jakby właśnie uczestniczył w treningu strzeleckim przy Wielickiej w Krakowie. Przecież to, co dzieje się wokół byłego zawodnika Cracovii, to historia wręcz filmowa. Chwycił byka za rogi i trzyma cholernie mocno. Robert Lewandowski musi na to wszystko z uznaniem zerkać z Monachium. Widzi, jak Piątek kradnie mu ostatnio snajperski show. Jerzy Brzęczek przed marcowym meczem z Austrią może mieć spory dylemat, jak wyglądać ma formacja ofensywna polskiej kadry.
Czytaj także - Tomasz Urban: Rewolucja w Bayernie już się zaczęła!
Kto dokładnie śledził jego wyczyny od początku pobytu we Włoszech, zszokowany po wtorkowym starciu z Napoli być nie może. Pozytywnie zaskoczony, pewnie i tak, ale na pewno nie zszokowany. Po transferze do Genoa CFC Piątek też wkroczył do szatni, jak po swoje. Mówił o tym zresztą w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego". - We Włoszech nie zderzyłem się ze ścianą. Piłkarsko nie ma efektu "wow", nasi zawodnicy są wyszkoleni na podobnym poziomie. Miałem dobrych trenerów w Polsce, dzięki temu jestem przygotowany - mówił pół roku temu. Podczas wtorkowego meczu przypomniał te słowa na Twitterze Łukasz Olkowicz. Piątek w Genui kanonadę rozpoczął od sparingów, później nie zatrzymywał się w Pucharze Włoch, wspaniale mknął też w meczach Serie A. W AC Milan kontynuuje to, co rozpoczął w Genui. Proste?
ZOBACZ WIDEO Milan nie będzie grał na dwóch napastników. Treningi kluczowe dla Piątka
Czytaj także - Opina z Włoch: Krzysztof Piątek. Jedne z najlepiej wydanych milionów Milanu!
Nowe pokolenie polskich kibiców mogłoby pewnie odpowiedzieć, że tak, proste jak drut. Jest przecież Lewandowski w Bayernie, Milik i Zieliński w Neapolu, Piszczek gra w Borussii, no to pojawił się też taki gość jak Piątek. Niby nic w tym dziwnego. Wcześniejsze generacje kibiców mogą się jednak czuć trochę skołowane, bo przecież jeszcze nie tak dawno wszyscy radowaliśmy się transferami Andrzeja Niedzielana do NEC Nijmegen czy golami Jacka Krzynówka w Leverkusen. Fajni to byli piłkarze, super chłopaki, ale jednak dziś mamy możliwość obcowania z poważniejszym futbolem w polskim wydaniu.
Przepiękne były to obrazki. Owacja na stojąco, San Siro skandujące "Krzysztof Piątek", koledzy z drużyny serdecznie ściskający Polaka, całujący go po głowie. Lepiej przygody z Milanem nasz reprezentant rozpocząć po prostu nie mógł. Presja rośnie, granice się przesuwają. Rewolwerowiec czeka na kolejne ofiary.
Paweł Kapusta