- On trzymał stopę na twoim gardle i nie puszczał - mówi o swoim byłym trenerze Juan Cala, obrońca UD Las Palmas. Pepe Bordalás nie bierze jeńców. Piłkarzom przed meczami mówi: - Spędzasz tydzień przygotowując się do meczu. Każde spotkanie masz rozgrywać tak, jakby ważyły się losy twojego życia. Jeśli nie wygrasz, to będzie katastrofa.
Metody skutkują, ale nie od razu dane mu było smakować owoce swojej pracy. Pierwszą drużyną, jaką Bordalas wprowadził do Primera Division było Deportivo Alaves. Klub jednak po sezonie zakończonym awansem do elity, podziękował szkoleniowcowi. Zaraz po tym przyszła oferta z Getafe. Pepe Bordalas przywrócił zespół z przedmieść Madrytu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Na pracę w Primera Division czekał 24 lata odkąd został trenerem.
Jako piłkarz nie spełnił swoich marzeń. Karierę zakończył szybko przez kontuzję kolana. Jako napastnik najwyżej zaszedł na poziom trzeciej ligi. Być może dziś zainteresowałby się nim któraś z czołowych ekip Lotto Ekstraklasy.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Real Madryt szuka nowego trenera. "Powinni skupić się na piłkarskich wzmocnieniach"
Niespodzianka
Getafe, niczym Atletico Madryt Diego Simeone, gra jakby wyjęte z ram hiszpańskiego futbolu: defensywnie i do bólu pragmatycznie. Drużyna Bordalasa ma trzecią najlepszą obronę w lidze z wynikiem 23 straconych bramek. Na razie ten styl gry skutkuje, bo klub jest na czwartym miejscu w tabeli i na ten moment ma zapewnioną grę w Lidze Mistrzów.
- Dla nas wciąż liczy się przede wszystkim utrzymanie - zapewnia Bordalas. Taki cel zakładał sobie również przed rokiem, po awansie do Primera. Wtedy skończyło się na ósmym miejscu. Teraz ociera się o Ligę Mistrzów, a słowa dalej te same.
Rodzina
I Bordalas, podobnie jak wcześniej Simeone, oberwał już kilkukrotnie, że "zabija futbol". Bo bardziej niż na widowiskowej grze, skupia się na wyniku. Trudno uwierzyć, że tak gra zespół człowieka zafascynowanego Johanem Cruyffem i Pepem Guardiolą. A jednak.
Czytaj też: "La Stampa": Marcelo dogadał się z Juventusem
Złośliwi powiedzą, że kibice Getafe zjadają zęby podczas oglądania meczów własnej drużyny. Zawodnicy Bordalasa najpierw przeszkadzają rywalowi i najczęściej wszyscy bronią. A po przejęciu kontratak, często prostopadłe podania, do których przyzwyczajeni są już Jorge Molina i Jaime Mata. Według byłych i obecnych piłkarzy Bordalasa, pierwszy z nich, 36-letni weteran, jest jedynym niezastąpionym elementem w układance. - Może zabraknąć każdego, tylko nie jego - przyznał Juan Cala.
Molina i 30-letni Mata mają znakomite statystyki w tym sezonie. Do tej pory zdążyli zdobyć łącznie 25 bramek. A do nich dochodzi Angel Rodriguez z kolejnymi dziesięcioma trafieniami i nagle okazuje się, że ultradefensywne Getafe ma dość konkurencyjny atak.
- Jeszcze nigdy nie poświęciłem tyle czasu w pracę, jak teraz - opowiadał Bordalas. - On i jego sztab kontroluje każdy aspekt: dietę, odpoczynek, trening, taktykę. A sesje treningowe są niebywale trudne. Intensywność jest nieprawdopodobna - dodali piłkarze.
Zespół na miarę czwartego miejsca w Primera udało się zbudować niewielkimi kosztami. Bo i budżet Getafe nie należy do największych: wynosi zaledwie 52 miliony euro. Ale Bordalasowi po kosztach udało się wzmocnić zespół. Latem przyszli m.in. Mata czy obrońcy Leandro Cabrera i Vitorino Antunes. - Zespół jest jak rodzina - mówił ostatni z nich. - Powinieneś zobaczyć, jakie relację panują między drużyną, sztabem szkoleniowym a fanami - opowiadał dziennikarzowi Antunes. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. I tak też wygląda gra Getafe. Albo wszyscy próbują bronić, albo wszyscy próbują atakować.
"Fałszywy, zdrajca i tchórz"
Tym razem Pepe Bordalas nie musiał urządzać w składzie rewolucji. Inaczej niż po promocji do La Liga, kiedy pożegnał się z dziesięcioma piłkarzami. Wielu z nich zawdzięczał awans. Wśród odstrzelonych znalazł się doświadczony obrońca Cata Diaz.
Żona obrońcy nie przebierała w słowach, by powiedzieć trenerowi, co o nim myśli. - Fałszywy, zdrajca i tchórz - pisała na Instagramie. - Był też Alberto, który cię prosił o pozostanie, a potem wsadziłeś nóż w jego plecy. Wiesz dlaczego awansowałeś? Dzięki swoim piłkarzom, to oni na to zasługiwali, a nie ty.
Zobacz również: Madryckie przedszkole, czyli Florentino Perez wychowuje sobie galacticos
- Wpada w szał, kiedy nie wykonasz jego poleceń. W swojej pracy Bordalas próbuje wykorzystać każdy szczegół, jaki tylko może - usłyszeli z szatni dziennikarze "Guardiana". Pep Bordalas należy do grona trenerów, którzy nie dają sobie wejść na głowę. Przez lata się zmieniał. Kiedy prowadził kluby na niższych poziomach rozgrywkowych, potrafił demolować szatnie. Dziś Hiszpan jest już nieco spokojniejszy, ale to dalej nie jest oaza spokoju.
- Czasem udzielała się złość, ale po latach ludzie pamiętają więcej jego zabawnych słów - opowiadali brytyjskim dziennikarzom inni obserwatorzy.