Świetna końcówka GKP

Zawodnicy GKP Gorzów rzutem na taśmę - można to już chyba powiedzieć - uratowali się przed spadkiem z I ligi. Chociaż przez całą rundę byli oni obok Odry Opole czerwoną latarnią rozgrywek, na trzy kolejki przed końcem nastąpiło przebudzenie piłkarzy prowadzonych już przez Adama Topolskiego. Dzięki trzem zwycięstwom z rzędu beniaminek mógł powalczyć w barażach, gdzie w pierwszym spotkaniu ze Ślęzą dorzucił czwartą wygraną. - Od początku rundy mówiłem, że ten zespół potrzebuje jednego zwycięstwa, żeby zacząć grać na miarę swoich możliwości - skomentował tą eksplozję formy Szymon Sawala.

Mateusz Dębowicz
Mateusz Dębowicz

GKP wiosną rozczarowywało. Zespół, który przeszedł zimą rewolucję kadrową nie potrafił wygrać meczu. Gorzowianie coraz bardziej spadali w tabeli, aż osiągnęli w końcu poziom, gdzie niżej były już tylko Odra Opole i wycofany Kmita. - Wcześniej może graliśmy nieźle, ale nie zdobywaliśmy bramek i punktów. Teraz gramy już konsekwentnie z tyłu, spokojnie z przodu i to przynosi efekty - porównał grę GKP pytany przez portal SportoweFakty.pl Sawala.

Licząc z jesienią, zawodnicy beniaminka nie potrafili wygrać 18 kolejnych spotkań, ostatni raz komplet oczek dopisując sobie po pojedynku z GKS-em Katowice 27. września. Receptą na słabą skuteczność nie stały się ani roszady na stanowisku trener, ani gruntowana przebudowa kadry. Od początku sezonu GKP było prowadzone przez Grzegorza Kowalskiego, Czesława Jakołcewicza, tymczasowo przez Arkadiusza Dragona i Mieczysława Broniszewskiego. Ten ostatni został jednak zwolniony w trakcie rundy rewanżowej, a decyzja o zatrudnieniu na jego miejsce Adama Topolskiego okazała się kluczowa dla ligowego bytu klubu z Ziemi Lubuskiej. - Możemy tylko to potwierdzić, bo trener zrobił tutaj dobry wynik. Od kiedy przyszedł wygrywamy - stwierdził Mouhamadou Traore, który za jego kadencji strzelił już siedem bramek.

Osoba szkoleniowca wydaje się głównym powodem nagłego przebudzenia GKP w końcówce sezonu. - Odkąd przyszedł trener Topolski zmieniliśmy system gry i wychodzimy w ustawieniu 4-3-3 i tutaj jest jego zasługa. Jak widać przyniosło to dobry skutek i pozwoliło nam wygrywać - powiedział napastnik beniaminka Mateusz Piątkowski, a dokładniej założenia taktyki opisał na konferencji prasowej opiekun gorzowian. - Nasz system to jest duże utrudnienie dla rywali, szczególnie grających czwórką w linii, bo obrońcy zawsze muszą wtedy grać jeden na jeden, a nie strefą - stwierdził były szkoleniowiec m.in. Tura Turek.

Zdaniem trenera ważne są też kontakty między zawodnikami. - Piłkarze tworzą kolektyw, jakby rodzinę. Aż miło na to się patrzy - stwierdził i na sam koniec wypowiedzi pomeczowej dodał: - Ten zespół, który grał we Wrocławiu to nie jest drużyna na walkę o utrzymanie czy baraże, ale o pierwszą piątkę. O naszym potencjale przekonała się już Warta i Motor, który doznał sromotnej porażki. Szansę na udowodnienie słów trenera gorzowianie będą mieli w przyszłym sezonie, o ile utrzymany zostanie trzon drużyny, a nie jest tajemnicą, że na przykład o Emila Drozdowicza pytają już lepsze kluby.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×