Nadchodzi trzęsienie ziemi w Lechu Poznań. Zagrożony jest nawet Adam Nawałka

WP SportoweFakty / Dawid Gaszyński / Na zdjęciu: Christian Gytkjaer
WP SportoweFakty / Dawid Gaszyński / Na zdjęciu: Christian Gytkjaer

Do zakończenia sezonu pozostało 11 kolejek, ale w Lechu myślą już głównie o tym co wydarzy się latem. Pozostał tylko jeden cel - uratowanie górnej ósemki. Na większe ambicje przyjdzie czas po kadrowej rewolucji.

Sześć punktów w sześciu meczach (zwycięstwa z Legią Warszawa i Arką Gdynia) - bilans "Kolejorza" w pierwszej fazie ligowej wiosny jest katastrofalny, a oprócz samych liczb, najmniejszej dozy optymizmu nie niesie także styl gry. Trener Adam Nawałka szybko się przekonał, że chęć jak najlepszego wykorzystania obecnej kadry i rezygnacja ze zmian już zimą była błędem. Wiedzą też o tym władze klubu, co zwiastuje olbrzymie przetasowania.

Mało kto się uratuje

Latem okoliczności do zmian personalnych będą sprzyjające, bo dużej grupie zawodników kończą się umowy. Jasmin Burić, Matus Putnocky, Dimitris Goutas, Rafał Janicki, Nikola Vujadinović, Vernon De Marco, Marcin Wasielewski, Łukasz Trałka, Maciej Gajos - to grupa, z którą już w czerwcu można się rozstać bezkosztowo i biorąc pod uwagę ich formę, poznański klub może pożegnać tych piłkarzy nawet w komplecie. Z części z nich Adam Nawałka nie korzysta bądź korzysta rzadko (Putnocky, Goutas, De Marco, Wasielewski), na innych zaś stawia, bo nie ma alternatyw (Burić, Janicki, Vujadinović, Trałka, Gajos). Całą dziewiątkę łączy jednak fakt, że delikatnie mówiąc nie dają drużynie tyle, by zapewnić jej dobre wyniki i powrót do walki o najwyższe cele.

Pożegnanie wspomnianych wyżej graczy to nie będzie koniec ruchów kadrowych. Do rozwiązania pozostaje sprawa przyszłości niechcianego w stolicy Wielkopolski Mihaia Raduta (Rumun nie gra ostatnio nawet w rezerwach, a ma umowę do połowy 2020 roku), Piotra Tomasika, który też nie spełnia oczekiwań (związany z klubem jeszcze przez ponad dwa lata), permanentnie ostatnio zawodzącego Macieja Makuszewskiego (kontrakt do końca przyszłego sezonu), czy Timura Żamaletdinowa (głównie siedzi na ławce). Pożegnanie wszystkich piłkarzy, do których sztab szkoleniowy i władze klubu mają zastrzeżenia, doprowadziłoby do prawdziwego trzęsienia ziemi, ale takie są dziś oczekiwania sfrustrowanych trybun. Kibice "Kolejorza" mają dość upokorzeń i braku sukcesów, a zła passa ciągnie się przecież od połowy 2015 roku, gdy poznaniacy wywalczyli ostatnie jak dotąd mistrzostwo Polski.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Ta scena mówi wiele o meczu z Łotwą. "To idealnie pokazuje, jak zagraliśmy"

Do tego dochodzi fakt, że Burić czy Trałka pamiętają jeszcze pucharowe kompromitacje z Żalgirisem Wilno czy Stjarnan FC i również dlatego publika domaga się gruntownej przebudowy składu. W gabinetach przy Bułgarskiej wyzbyto się zresztą resztek wiary, że z obecną szatnią da się osiągnąć cokolwiek.

Adam Nawałka płaci za bierność w zimie

Jeszcze przed zimowym okresem przygotowawczym były selekcjoner był przekonany, że wytężona praca pozwoli odbudować wielu lechitów i wiosna przyniesie poprawę gry. Poza nim w taki scenariusz nie wierzył praktycznie nikt i dziś pesymiści mogą triumfować. Sam Nawałka zaś najadł się wstydu za beznadziejną grę swojego zespołu choćby w starciach z Miedzią Legnica (2:3) czy Górnikiem Zabrze (0:3).

Trener "Kolejorza" kładzie ogromny nacisk na pracę i nieustanne analizy, co budzi niechęć części szatni i rodzi spekulacje nawet o zmianie na ławce. Obecnie taki scenariusz wydaje się mało prawdopodobny, bo zwalniając Nawałkę, Lech naraziłby się na kolejne koszty (do listopada będzie jeszcze spłacał Ivana Djurdjevicia), a następna zmiana sztabu szkoleniowego zakrawałaby już na absurd.

Nie oznacza to jednak, że 61-latek może spać spokojnie. Dziś jego zespół balansuje na granicy grupy spadkowej (nad dolną ósemką ma zaledwie jeden punkt przewagi) i gdyby wylądował w gronie drużyn walczących w rundzie finałowej o utrzymanie, byłby to nieprawdopodobny wizerunkowy cios dla klubu. Po reformie rozgrywek "Kolejorz" nigdy nie miał takich kłopotów.

Realizacja najgorszego scenariusza to jedyne, co może zachwiać posadą Nawałki. Sezon i tak spisano na straty, jednak władze Lecha nie wyobrażają sobie aż takiej kompromitacji jak nieobecność w czołowej ósemce.

Sprzedaż najlepszych będzie koniecznością

Od kilku okienek wisi w powietrzu transfer Roberta Gumnego i latem z pewnością zostanie on już sfinalizowany. To dziś zresztą zdecydowanie najdroższy zawodnik "Kolejorza". Rok temu Borussia M'gladbach była gotowa zapłacić za niego ponad 6 mln euro, lecz transakcja upadła na ostatniej prostej, bo zabrakło czasu na dodatkowe testy medyczne.

Po sezonie 2018/2019 poznański klub zapewne sprzeda młodego obrońcę, zwłaszcza że musi zbilansować budżet. Z kolei brak awansu do europejskich pucharów (a w szczęśliwe zakończenie obecnych rozgrywek nie wierzy już nikt) wymusi drugi gotówkowy transfer, co oznacza, że "Kolejorz" pozbędzie się jeszcze jednego kluczowego gracza.

Kto nim będzie? Dziś wydaje się, że najciekawsze oferty mogą wpłynąć za Christiana Gytkjaera. Duńczyk jako jeden z niewielu lechitów spełnia oczekiwania (w trwającej edycji zdobył w Lotto Ekstraklasie 12 goli i dołożył do nich 5 asyst) i niewykluczone, że jego transfer będzie koniecznością.

"Kolejorz" może też spróbować spieniężyć Darko Jevticia, jednak trudno sobie wyobrazić, że przy bardzo chimerycznej, a momentami wręcz słabej formie Szwajcara, dałoby się na nim zarobić dużą sumę.

Pewne jest jedno: lato w Poznaniu będzie najgorętsze od dawna. Oprócz wielu rozstań, kluczowe będzie wypełnienie ogromnych luk. Dlatego przynajmniej wśród kibiców nie ma wielkiego parcia na grę w europejskich pucharach. Panuje przekonanie, że dłuższa przerwa w rozgrywkach i dodatkowy czas na przebudowę składu przyniosą znacznie więcej pożytku. Trudno się z tymi opiniami nie zgodzić, zwłaszcza że ostatnie występy Lecha w eliminacjach Ligi Europy były dalekie od oczekiwań.

Źródło artykułu: