Tomasz Skrzypczyński: Upadek Sa Pinto szansą Legii (komentarz)

Newspix / Na zdjęciu: Ricardo Sa Pinto (z lewej) i Dariusz Mioduski (z prawej)
Newspix / Na zdjęciu: Ricardo Sa Pinto (z lewej) i Dariusz Mioduski (z prawej)

Niedzielna klęska z Wisłą oznacza koniec Ricardo Sa Pinto w Legii Warszawa. To jednak pozytywna informacja dla kibiców tego klubu i jedyna szansa na konieczne zmiany.

Mistrz Polski, płacący swoim piłkarzom blisko milion euro rocznie, doznał klęski przeciwko drużynie, której dwa miesiące temu jeszcze nie było. To nie koszmar, to rzeczywistość kibiców Legii Warszawa.

Niedzielne 0:4 z Wisłą Kraków to kompromitacja nie tylko piłkarzy, ale też Dariusza Mioduskiego. To właściciel i prezes klubu wybrał i dał pełnię władzy Ricardo Sa Pinto  którego zadanie zbudowania drużyny przerosło. Jego dni na Łazienkowskiej są już policzone. I to teraz najlepsza wiadomość dla kibiców Legii.

Mam wielki szacunek dla piłkarskiej kariery Portugalczyka, jednak ta trenerska jest pełna porażek, mniejszych lub większych. Legia jest jego dziewiątym klubem, w każdym z wcześniejszych nie pracował dłużej niż rok. Średnia? 6 miesięcy. Największy sukces? Puchar Belgii ze Standardem Liege.

ZOBACZ WIDEO Serie A: piękny gol Milika! Napoli rozbiło Romę [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]



To wszystko można sprawdzić w przeciągu kilku minut w internecie. Kilkanaście minut wystarczy, by dowiedzieć się, że w każdym z ośmiu klubów, w których pracował w roli trenera, wywoływał skandale i awantury, toczył wojny z dziennikarzami, różne opinie mieli o nim jego piłkarze. Zawsze było coś nie tak.

Czytaj także: Juras domaga się zwolnienia Sa Pinto

Jak więc ocenić research Mioduskiego i jego pomocników, jeśli myśląc o długofalowym projekcie, zatrudnili właśnie Sa Pinto? Portugalczyk robi w Warszawie dokładnie to co wcześniej. Jest tutaj siedem miesięcy i zdążył w tym czasie: wejść w otwarty konflikt z mediami, dwoma ekstraklasowymi trenerami, przeprowadzić publiczną kłótnię z wyrzuconym piłkarzem, a kolejnego upokorzyć i przesunąć do rezerw. Do mediów przedostają się kulisy tego, jak wygląda zachowanie trenera w klubie, co można zawrzeć w dwóch słowach: buta i arogancja.

Jego wypowiedzi po przegranych meczach (wiosną już cztery) wprost kompromitują klub i wystawiają na pośmiewisko. Sa Pinto nie szanuje wartości, opowiada bzdury o nierównych murawach, niezasłużonych porażkach, atakuje sędziów. To czerpanie z Jose Mourinho, ale tylko z jego najgorszych cech, bo nie wierzę, że Portugalczyk wierzy w swoje słowa.

Zwolennicy Sa Pinto, których nie brakowało, przekonywali, że jego wielką siłą jest charyzma i charakter. Tego jednak nie zdobywa się krzykiem, awanturnictwem i rygorem. To albo się ma, albo się nie ma. Sa Pinto tego nie ma i w swoich próbach jest po prostu nieudolny.

Jak przytomnie zauważył niedawno Jakub Rzeźniczak, Stanisław Czerczesow nie mówił wiele, pewnie z 1/100 tego co Portugalczyk. Posłuch w szatni miał jednak ogromny i piłkarze poszliby za nim w ogień. Nie potrzebował do tego zakazów, nakazów czy sztucznego regulaminu dot. odebranych połączeń telefonicznych.

Najważniejsze jednak że prowadzona przez Sa Pinto Legia gra wiosną wprost beznadziejnie i trenera nie bronią wyniki. Najlepszy mecz rozegrała w Płocku przeciwko Wiśle (1:0), co jak pokazały kolejne wyniki Nafciarzy, nie było żadnym miernikiem wartości.

Później było już tylko gorzej, odpadła z Pucharu Polski, a w niedzielę oglądaliśmy prawdziwą degrengoladę. To nie była drużyna, tylko zlepek kopaczy nie mających żadnego pomysłu na grę. Każdy z nich grał po swojemu, nie widać spójnej myśli. Zdeklasowali ich m.in. Sławomir Peszko czy Krzysztof Drzazga, czyli człowiek od atmosfery i drugi, który jeszcze kilka miesięcy temu był anonimem dla kibiców Lotto Ekstraklasy.

Różnica była taka, że oni tworzyli zespół. Coś, czego w Warszawie nie ma i nie będzie w tym składzie personalnym. To koniec Sa Pinto i koniec tej drużyny.

Z Łazienkowskiej dochodzą głosy, że zachowań Portugalczyka i jego kompromitujących klub wypowiedzi ma dość ma nawet ten, który go zatrudniał, a zwolnienie jest kwestią dni. Być może utrata mistrzostwa Polski na rzecz Lechii Gdańsk spowoduje, że w klubie dojdzie do poważniejszych zmian, nie tylko na ławce trenerskiej, ale przede wszystkim w całym pionie sportowym.

Sama zmiana szkoleniowca nie wystarczy, chyba że Legia chce podążać drogą Lecha Poznań.

Źródło artykułu: