W sobotni wieczór (godz. 18:00) dopiszemy do historii szlagierowych konfrontacji mecz numer 231.
Były wielkie skandale, jak w lutym 2012 roku, gdy sędzia Paolo Tagliavento nie uznał prawidłowej bramki strzelonej przez Sulleya Muntariego, co nazajutrz włoska prasa nazwała "golem widmo".
Były bijatyki, jak choćby w tym samym spotkaniu, gdzie obrywali nie tylko piłkarze obu drużyn, ale też członkowie sztabów szkoleniowych.
Były wielkie upokorzenia, wysokie wygrane jednych powodujące wstyd u tych drugich. Bohaterowie, którzy jednym golem strzelonym odwiecznemu rywalowi mogli być pewni szacunku i wolnego wejścia na stadion do końca życia, a także piłkarze, którzy stawali się dla kibiców przeciwnej drużyny wrogami numer jeden.
Kibice Interu Mediolan nie mają wątpliwości, że prawdziwymi Derbami Włoch są starcia ich drużyn z Juventusem. Czerwono-czarna część Mediolanu i stolica Piemontu uważają jednak, że tylko starcia Milanu z Juve zasługują na takie miano.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Odejście Sa Pinto oczyści atmosferę w szatni Legii? "Zniknęła normalność. Tego nie powinien robić żaden trener"
Katarczycy przejmą AC Milan?
Fakty są takie, że to Stara Dama i Rossoneri są dwoma najbardziej utytułowanymi włoskimi klubami. Wspólne mają na koncie aż 52 tytuły mistrzowskie, 14 Pucharów Włoch i aż 9 triumfów w Pucharze Europy. Ich rywalizacja trwa aż od 1901 roku. 118 lat konfliktu Mediolanu z Turynem, nie tylko na boisku.
Konkurują ze sobą mieszkańcy, uważający swoje miasta, największe w północno-zachodniej części Włoch, za gospodarczą i przemysłową stolicę kraju. Ich starcia zapisały się nie tylko w historii włoskiej piłki, ale także telewizji.
To właśnie mecz Juventus - AC Milan z 3 stycznia 1954 roku był pierwszym w historii meczem piłkarskim na Półwyspie Apenińskim transmitowanym przez telewizję, a dokładnie RAI. Goal-line wprawdzie nie było, systemu VAR również, ale nie zachowały się wzmianki o sędziowskim skandalu.
Takie pojawiły się później. Wspominana na wstępie sytuacja z meczu rozegranego 25 lutego na San Siro sprawia, że na nazwisko byłego sędziego Paolo Tagliavento kibice z Mediolanu do dziś zaciskają pięści. Piłka po strzale Muntariego minęła blisko o metr linię bramkową za plecami Gianluigiego Buffona, jednak arbiter gola nie uznał.
Tagliavento: ‘Muntari’s goal my biggest mistake. Mourinho’s handcuffs gesture…’ https://t.co/XF6itlEKgK pic.twitter.com/34cn456zVm
— CalcioMercato (En) (@CmdotCom_En) 30 maja 2018
- To skandal. Nie wiem, jakim cudem sędzia tego nie widział - grzmiał potem pomocnik Milanu Antonio Nocerino, a wtórowali mu jego partnerzy. - To był największy błąd w mojej karierze - mówił potem Tagliavento, tłumacząc, że sugerował się sędzią liniowym. Po końcowym gwizdku tego spotkania, w tunelu prowadzącym do szatni, miało dojść do pyskówki między dyrektorem Adriano Gallianim i trenerem Juve, Antonio Conte.
Jeszcze na murawie do gardeł skoczyli sobie piłkarze i członkowie sztabów szkoleniowych obu drużyn. Skończyło się na gigantycznej bijatyce, czerwonych kartkach i ogromnym skandalu. Następnego dnia włoska prasa pisała o wstydzie i "golu widmo".
Tak się składa, że największego wstydu w historii swoich ligowych występów oba kluby najadały się w bezpośrednich starciach, jakby ktoś złączył ich losy.
W 1950 roku doszło do tzw. cudu 7 bramek. Juventus przystępował do tego spotkania w glorii najlepszej włoskiej drużyny. Ten tytuł przejął po Torino FC - rok wcześniej doszło do pamiętnej katastrofy lotniczej na wzgórzu Superga, w której zginęło 18 członków drużyny ze stolicy Piemontu.
Złe wieści dla Milanu przed hitem z Juventusem
Italia, mając świeżo w pamięci tragedię jaka spotkała lokalnego rywala, nie była przyjaźnie nastawiona do Juventusu i życzyła zwycięstwa Milanowi. Na Stadio Comunale w Turynie goście nie mieli tego dnia litości - rozgromili wówczas Juventus aż 7:1 a trzy gole strzelił legendarny Gunnar Nordahl. Jest to do dzisiaj najwyższa porażka klubu w ligowej historii na własnym boisku.
Bianconeri byli cierpliwi, na rewanż czekali aż 47 lat. W końcu, 6 kwietnia 1997 roku Stara Dama rozgromiła na San Siro będący w rozsypce Milan aż 6:1. Zinedine Zidane, Alessandro del Piero i spółka upokorzyli Rossonerich, w składzie m.in. z Roberto Baggio, przed własnymi kibicami. I oczywiście, to dla Milanu jest najwyższa porażka w historii występów w Serie A na swoim stadionie.
Wspomniany Baggio był jednym z wielu piłkarzy, którzy w trakcie swojej kariery grali w obu klubach. Większe sukcesy święcił jednak w Juventusie - wygrał Puchar UEFA i mistrzostwo Włoch. Odchodził z niego w kiepskiej atmosferze, przez wielu uważany już za wypalonego zawodnika. Na jaw wyszedł jego konflikt z Luciano Moggim i Giannim Agnellim, którzy woleli stawiać wtedy na młodego Del Piero, a Baggio był już niepotrzebny. Coraz częściej zajmował miejsce na ławce rezerwowych.
Inne zdanie od działaczy mieli kibice. Ci go uwielbiali i gdy pojawiła się informacja o jego odejściu właśnie do AC Milan, organizowali protesty, które miały na celu zmianę decyzji. Fani nic nie wskórali, a Baggio trafił na San Siro. Tam też zdobył mistrzostwo, jednak nigdy nie mógł liczyć na takie uwielbienie, jak ze strony fanów Starej Damy.
Baggio, Pietro Vierchowod, Andrea Pirlo, Edgar Davids, Christian Vieri, Filippo Inzaghi, Zlatan Ibrahimović sam Giuseppe Meazza, legenda... Interu Mediolan. Wszyscy byli nie tylko znakomitymi piłkarzami, wszyscy też grali w obu klubach z Turynu i Mediolanu. Nie wszyscy mogli potem liczyć na przychylność fanów.
Gdy w 2003 roku oba kluby spotkały się w finale Ligi Mistrzów, w ekipie Rossonerich występował m.in. wspomniany Inzaghi z przeszłością z Piemoncie, a w biało-czarnej koszulce biegał Davids, mający za sobą grę w Mediolanie. Spotkanie na Old Trafford przeszło do historii jako jeden z najnudniejszych finałów Champions League, jednak miał momenty, które przeszły do historii.
Tym był nie tylko decydujący strzał z rzutu karnego Andrieja Szewczenki. Jednym z bohaterów został też brazylijski obrońca Milanu Roque Junior, który mimo kontuzji nie pozwalającej mu biegać, dograł mecz do końca, czego w Lombardii nigdy mu nie zapomną.
W obecnym składzie Juventusu jest jeden piłkarz, który nie dość że grał w Milanie, to jest jego wychowankiem, czyli Mattia de Sciglio. Gdy w kwietniu 2017 roku, po 15 latach spędzonych w Lombardii zakomunikował, że nie przedłuży kontraktu z klubem i przenosi się do ekipy Starej Damy, stał się wrogiem numer jeden dla ultrasów z San Siro.
Z prawdziwego kapitana zespołu stał się dla nich szczurem, który opuszcza pokład jako pierwszy. Ci wygwizdywali go przy każdej możliwej okazji, obrażali, wysyłali pogróżki a także m.in. atakowali jego auto, gdy opuszczał teren stadionu. On przekonał się na własnej skórze, jak głęboko sięga rywalizacja obu miast. Podobnie jak Leonardo Bonucci, który na transferze z Juve do Milanu stracił szacunek obu klubów. Obecnie znów występuje w Turynie i próbuje odbudować swoją pozycję.
Wszyscy też w Mediolanie pamiętają, w jakim klubie, w latach 2010-2014 pracował Massimilliano Allegri.
W sobotę zobaczymy kolejny rozdział 118. letniej historii, choć może mu nie towarzyszyć tak wysoka temperatura. Juventus jest już niemal pewny mistrzostwa, a celem Krzysztofa Piątka i jego kolegów jest pilnowanie czwartej pozycji i awans do Ligi Mistrzów. Polski napastnik jest nadzieją fanów Milanu, że znów zobaczą ten klub w tych rozgrywkach.
To, że nasz rodak doprowadzi Rossonerich do Champions League, jest bardzo prawdopodobne. Jego znakomita forma może się jednak okazać dla fanów klubu obosiecznym mieczem. Jeśli wierzyć włoskiej prasie, Juventus już pytał o polskiego napastnika...
Baggio, Vieri, Inzaghi, Meazza. Historia pokazuje, że mimo wielkiej niechęci dwóch wielkich klubów, wszystko jest możliwe.
Podobnie jak to, że w sobotni wieczór napastnik reprezentacji Polski stanie się pierwszym naszym piłkarzem w historii, który w Wielkich Derbach Italii strzeli gola. Nigdy nie udało się to Zbigniewowi Bońkowi, który święcił z Juventusem wielkie triumfy, ale gdy grał w tej koszulce bramka Milanu zawsze była dla niego zaczarowana.
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)