W pogoni za Albionem

Od kilku lat wśród większości piłkarskich kibiców panuje opinia, że to Premiership lideruje w klasyfikacji najlepszych na świecie lig. Okazuje się, że rok 2009 przypuszczalnie będzie przełomowy, bowiem transferowe trzęsienie ziemi w Hiszpanii może spowodować, że na szczyt powróci Primera Division.

W styczniu bieżącego roku Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu (IFFHS) uznała za najsilniejszą i najbardziej atrakcyjną ligę piłki nożnej na świecie właśnie angielską Premiership. Dopiero na czwartym miejscu uplasowała się hiszpańska Primera Division, a wyżej znalazła się nawet argentyńska Clausura. Rzeczywiście przez kilka ostatnich lat futbolową scenę zdominowały wydarzenia z Wysp. Na angielskich boiskach swoje umiejętności prezentowali zresztą trzej zawodnicy, którzy znaleźli się w pierwszej dziesiątce najlepszych piłkarzy świata według plebiscytu FIFA z ubiegłego roku. Cristiano Ronaldo w minionym sezonie może nie grał tak efektownie, ale jego popisy wciąż przyciągały olbrzymią liczbę kibiców. Fernando Torres również specjalnie nie błyszczał, lecz i w tym przypadku mamy do czynienia z najlepszym napastnikiem ubiegłego roku według FIFA. Steven Gerrard to oczywiście ikona Liverpoolu, a więc kolejny punkt magnetyzujący futbolowy świat.

Z dniem 11 czerwca obraz świetności angielskiej ligi nieco się zachwiał. Real Madryt pod wodzą magicznego Florentino Pereza znów chce stać się Galacticos, a najjaśniej świecącą gwiazdą Królewskich ma być właśnie Portugalczyk z Manchesteru. Perez zapłacił za Ronaldo 80 milionów funtów, a Czerwone Diabły takiej oferty odrzucić po prostu nie mogły. Już wcześniej do Madrytu zdecydował się przeprowadzić Brazylijczyk Kaka, za sumę o 20 milionów mniejszą. Prawie 150 milionów funtów wydał więc Florentino na dwóch piłkarzy, a to z pewnością nie koniec. Prezes jeszcze głębiej sięgnie do kieszeni i niewykluczone, że wyciągnie dwa razy tyle, bo przecież właśnie to zapowiadał. O 300 milionach na transfery nie śniło się nawet szejkom z Manchesteru City i Romanowi Abramowiczowi z Chelsea. Ci nie wydali jeszcze na zakupy nawet marnego ułamka z kwoty, którą bez mrugnięcia powieki wydał Real.

Wracając do kwestii najlepszych z najlepszych. Teraz przyglądam się rankingowi FIFA z ubiegłego roku i nie trzeba być matematycznym asem, by policzyć, że w następnym sezonie po hiszpańskich boiskach będzie biegać aż ośmiu z dziesięciu najlepszych piłkarzy świata, w tym trzech, a może niedługo czterech w Madrycie. Nietrudno się domyślić, że wraz z nimi na Półwysep Iberyjski przeprowadzą się, przynajmniej wirtualnie, kibice z każdego zakątka świata. To przede wszystkim spora liczba stacji telewizyjnych transmitujących mecze Primera Division, a za tym jak zwykle podąża wielka kasa.

Poza tym można w nieskończoność podniecać się galaktycznymi wydatkami Florentino Pereza, ale trzeba też racjonalnie spojrzeć, ile madrycki klub zarobi na transferze dwóch świetnych zawodników. Specjalista z któregoś uniwersytetu oszacował, że rocznie aż 90 milionów euro trafi na konto Realu, oczywiście wyłącznie dzięki sławie Ronaldo i Kaki. Poprawią się dochody ze sprzedaży biletów, wzrośnie sprzedaż praw do transmisji, ale to wszystko nic w porównaniu z marketingiem. Mądry naukowiec twierdzi, że w tej kwestii Los Blancos skorzystają nawet o połowę więcej niż dotychczas. Kto najbardziej straci na finansowym sukcesie Hiszpanów? Ano między innymi włodarze angielskich klubów, na czele z bogatymi właścicielami Manchesteru City. Szejkowie dopiero wchodzą na rynek, a teraz będą musieli przełknąć naprawdę gorzką pigułkę.

I ostatnia kwestia, która najbardziej cieszy nas - kibiców. Od niepamiętnych czasów rywalizacja Realu z Barceloną o prym w Hiszpanii dostarcza niesamowitych emocji. Blaugrana w minionym sezonie nie miała sobie równych na trzech frontach, ale w ciągu kilkunastu następnych miesięcy będzie musiała zmierzyć się z nową potęgą Galacticos. Rywalizacja Ronaldo i Kaki z Leo Messim na pewno sprawi, że niebo nad Albionem będzie bardziej pochmurne.

Komentarze (0)