Kamil Górniak: Jak oceni pan spotkanie Stali z Wisłą Płock?
Robert Chwastek: Stalówce potrzebny był punkt. Gratuluję im utrzymania, ponieważ zasługuje na to publiczność, która na pierwszą ligę jest naprawdę dobra. Stal to nie jest klub poukładany organizacyjnie, ale w każdym pojedynku pokazują charakter. Jeśli chodzi o mecz, to graliśmy lepiej piłką od gospodarzy. Remis nas do końca nie zadowala, ale przecież graliśmy już o nic. Chcieliśmy jedynie pokazać się naszym sympatykom z jak najlepszej strony.
W pierwszej połowie mieliście kilka dobrych okazji do zdobycia bramki.
- Zgadza się. Ja miałem doskonałą okazję do zdobycia gola. Biorę całą odpowiedzialność na siebie, za to że nie trafiłem do siatki rywali. W tej akcji zostałem bardzo dobrze obsłużony przez Mariusza Soleckiego, ale nie udało mi się wygrać pojedynku sam na sam z bramkarzem Stali. Biorę to na siebie. Przykro mi, że przeze mnie nie zdobyliśmy kompletu oczek w Stalowej Woli.
Druga polowa była już wyjątkowo bardzo słaba.
- W drugiej części meczu chyba nie chcieliśmy już za bardzo strzelić gola. W ogóle nie atakowaliśmy. Dobrze rozgrywaliśmy akcje, ale brakowało czegoś, żeby móc je wykończyć.
Ogólnie to w tej konfrontacji żaden z zespołów nie chciał chyba trafić do siatki przeciwnika.
- O ekipie Wisły już mówiłem. Natomiast jeśli chodzi o gospodarzy, to można było z trybun takie wrażenie odnieść. Dla Stali był to bardzo ważny mecz. Prawdopodobnie byli sparaliżowani stawką tej potyczki. Obawiali się zapewne kontry z naszej strony. Nie wydaje mi się, żeby nie zależało im na zdobyciu bramki. Stalowcy nie chcieli stracić głupio bramki i dlatego nie odkrywali się.
Wisła na Podkarpacie przyjechało w nieco osłabionym składzie.
- Nękają nas kontuzje. Dwaj byli zawodnicy Stali, którzy chcieli tu zagrać, czyli Kamil Gęśla i Janusz Iwanicki, są kontuzjowani. Pozostali, którzy nie przyjechali mają inne problemy zdrowotne czy rodzinne. Nie był to na pewno nasz najsilniejszy skład.
Wisła to trzeci klub, który wiosną zdobył punkty w Stalowej Woli, jednak tylko jednej ekipie udało się tutaj trafić do siatki Stali.
- To tylko świadczy o Stalówce i można śmiało mówić, że jest to twierdza Stalowa Wola. Tak samo mówi się o Wrocławiu czy Świnoujściu. Nie wiem czy jeszcze o innych miastach mówi się, że są twierdzą.
W Wiśle doszło do zmiany na stanowisku szkoleniowca i zaczęliście chyba lepiej się prezentować.
- Czy lepiej to nie wiem. Na pewno trener Bekas ma ogromną widzę taktyczną. Myślę, że dobrze nas poukładał, wyjaśnił jak mamy grać i to miało dość duże znaczenie.
W Płocku w pewnym momencie nie myślano o barażach, jednak seria porażek znacznie przybliżyła widmo dodatkowych gier i walki o utrzymanie.
- Tak, zgadzam się. To jednak tylko i wyłącznie nasza wina. Zabrakło nam konsekwencji, ponieważ parę spotkań przegraliśmy lub zremisowaliśmy na własne życzenie. Co najmniej dziewięć punktów nam uciekło, dlatego że zabrakło czegoś, takiej „kropki nad i”.
Nie do końca kibice Wisły są zadowoleni z tego sezonu.
- Na pewno nie są, tak samo jak i my piłkarze. Graliśmy dobrze z tymi rywalami z wyższej półki, ale przegrywaliśmy jednym golem. Wiemy, że fani są na nas trochę źli. Chciałbym jednak, żeby byli bardziej wyrozumiali, ponieważ nasza kadra dopiero się kształtuje. Do Płocka przyszedłem w ubiegłym roku i cel jakim był awans miał być zrealizowany w następnym sezonie. Włodarze chcieli, żeby młodzi piłkarze, tacy jak ja, ogrywali się w pierwszej lidze.
Tak naprawdę dopiero pod koniec sezonu zaczęli się ogrywać.
- Rodowici płocczanie dopiero pod koniec zaczęli pojawiać się na placu gry, kiedy zmienił się trener. Mariusz Bekas w ostatnich grach postawił na Daniela Miturę.
Czy to sygnał dla tych kluczowych i doświadczonych postaci, żeby mieli się na baczności?
- Raczej tak. Wydaje mi się, że do Płocka przestano sprowadzać zawodników, którzy przychodzili, zarobili pieniądze i odchodzili. Teraz jest coraz więcej graczy, którzy się urodzili właśnie w tym mieście.
Czy mówi się już w Płocku jaki będzie przyszły sezon?
- Jeśli chodzi o finanse to nic nie wiem na ten temat, ponieważ nie było jeszcze żadnych rozmów z prezesami. Jeśli chodzi o poziom sportowy, to wydaje mi się, że na pewno będzie walczyć o awans do ekstraklasy. Z tego powodu trzeba by było wzmocnić drużynę i to dość konkretnie. Na pewno na dobre transfery musi pozwolić rynek. Nie wiadomo, czy zawodnicy z ekstraklasy będą chcieli przyjść do Płocka.
W tym sezonie nie było chyba niespodzianek.
- Zgadza się. Myślałem, że Korona nie będzie miała takich problemów z awansem. Podbeskidzie pokazało jednak charakter, co sugeruje, że właśnie owy charakter jest bardzo ważny i wiele można dzięki niemu osiągnąć. Na pewno zaskoczyła też bardzo słaba pierwsza runda w wykonaniu GKS-u Katowice. Organizacyjnie nie było tam dobrze, jednak kadrowo prezentowali się przyzwoicie. Reszta drużyn, może Flotą Świnoujście, mnie nie zaskoczyła. Jeśli tam się jedzie, to trzeba się liczyć z tym, że będzie bardzo ciężki mecz. Zdziwiła mnie postawa tych piłkarzy, którzy specjalnie nie mają głośnych nazwisk. Grali jednak ambitnie i pozycja w tabeli mówi sama za siebie.
A jak pan oceni swoje występy w tym sezonie?
- To był mój debiutancki sezon w pierwszej lidze. Organizacyjnie było tak, jak się tego spodziewałem, jak mi mówiono. Te ekipy z góry jak Widzew czy Zagłębie mocno odstają od reszty zespołów. Dzieli nas jeszcze przepaść pod względem organizacyjnym czy logistycznym.
Jest pan dość ofensywnie nastawionym piłkarzem, mimo że gra pan jako obrońca.
- Jeszcze w poprzednim sezonie grając w Młodej Ekstraklasie występowałem na pozycji napastnika lub ofensywnego pomocnika. W Wiśle trener Mieczysław Jabłoński postawił mnie na lewej obronie. W pierwszej rundzie nie grałem tak ofensywnie, ale w drugiej fazie rozgrywek nabrałem już zaufania do siebie i zacząłem częściej włączać się do gry w ataku. Teraz obowiązuje taki styl gry, aby właśnie boczni obrońcy włączali się do akcji ofensywnych swojego zespołu.