"Nie zaoferował tego, czego się po nim spodziewano. Grał wiele minut, szczególnie, gdy kontuzjowany był Ousmane Dembele, ale nie znalazł swojego miejsca w drużynie. Ani w ataku, ani w środku pola" - tak pisało "Mundo Deportivo" zaraz po tym, jak FC Barcelona obroniła mistrzostwo Hiszpanii. Kto zawiódł katalońskich dziennikarzy? Philippe Coutinho.
Forma Brazylijczyka znacząco odstaje od tej z ubiegłego sezonu. Podczas zeszłorocznej rundy wiosennej strzelił dziesięć goli i sześć razy asystował. Apetyt pobudziła w szczególności końcówka rozgrywek w jego wykonaniu - w ostatnich trzech meczach zdobył pięć bramek. 26-latek kończy pierwszy pełny sezon w Barcelonie z 11 golami i pięcioma asystami. Dla kibiców to za mało. Tym bardziej, że jest najdrożej zakupionym piłkarzem w historii klubu. Razem z bonusami kosztował Barcelonę około 160 mln euro.
Wygwizdany
Cierpliwość Coutinho też zaczęła się kończyć. "Nigdy nie powinniśmy słuchać ludzi, którzy nas demotywują. Ich mowa odprowadza nas od prawdziwych celów. Nigdy nie lekceważyłem nikogo w piłce nożnej i poza nią" - tłumaczył się na Instagramie. Sam wywołał burzę.
ZOBACZ WIDEO Lewandowski ostro krytykowany w Niemczech. "Oczekiwania wobec niego są ogromne!"
Pomocnik przypieczętował awans Barcelony do półfinału Ligi Mistrzów. W drugim starciu z Manchesterem United (3:0, dwumecz 4:0) efektownie uderzył z dystansu i dobił rywali. Po zdobyciu bramki stanął i zatkał sobie uszy. Dotknęło to sympatyków Blaugrany. Pomyśleli, że to gest skierowany do nich. - To nie wydawało się wyjątkowe. Nie wydaje mi się, żeby to też był wyraz braku szacunku dla kogokolwiek - skomentował sprawę Ernesto Valverde.
Dziennikarze sami zachodzili w głowę, co reprezentant Brazylii chciał tym gestem udowodnić. Nie pokusił się o wyjaśnienia i bez słowa przemknął przez strefę mieszaną.
W końcu zabrał głos nie tylko na Instagramie. W materiale sponsorskim na Youtube zawodnik Barcelony narzekał na media, że nie zawsze podchodzą do ludzi z szacunkiem. Potem zaczął tłumaczyć się z kontrowersyjnej cieszynki: - Zrobiłem to, żeby pokazać, że czasem muszę zatkać uszy, żeby w pełni skupić się na grze i swojej pracy.
Do kibiców to nie dotarło. Tego samego dnia FC Barcelona grała w Primera Division z Realem Sociedad (2:1). Coutinho załapał się tylko na końcówkę spotkania. Przy gwizdach Camp Nou zastąpił w 72. minucie Ousmane Dembele. - Nie rozumiem, czemu ktoś wątpi w Coutinho. Jestem w nim w stu procentach. Udowadnia swoje umiejętności i nie wiem, czemu podważa się jego jakość - odniósł się po spotkaniu Nelson Semedo.
Czytaj również: Valencia, czyli historia o cierpliwości
Swoje trzy grosze dołożył i Luis Suarez. - Każdy piłkarz Barcelony musi sobie radzić z ciągłą krytyką. Trzeba mieć wewnętrzną siłę, by przebrnąć gorsze chwile. Philippe jest moim przyjacielem, jest młody i staram się mu doradzać. Mi też bywało trudno, powiedziałem, że będzie miał tak samo. Najważniejsze, że jest szczęśliwy, a koledzy z zespołu i trener mu ufają - mówił Urugwajczyk w rozmowie z "The Guardian".
I dodał: - Jesteśmy na świeczniku. Najmniejsza rzecz, jaką zrobisz - nawet ta malutka, jak u Philippe - zostaje rozdmuchana do wielkich rozmiarów.
"Każdy chłopak z Ameryki Południowej marzy o grze w Barcelonie"
- W Liverpoolu Coutinho był liderem. Z Leo Messim to trudniejsze. Mają wiele dobrych graczy. On może być ważny, ale to Argentyńczyk jest najważniejszą postacią - diagnozuje problem Coutinho jego rodak i mistrz świata z 1994 roku, Zinho.
Brazylijczyk ma w Barcelonie jeszcze jeden problem. Valverde nie wystawia go w pomocy, tak jak zwykli robić to trenerzy Liverpoolu. Szkoleniowiec widzi Coutinho tylko na lewym skrzydle, gdzie rywalizuje z Dembele. Na razie Francuz prowadzi w rywalizacji.
"Cou" nie wykorzystał szansy nawet, kiedy Dembele wypadł ze składu w marcu i na początku kwietnia przez kontuzję. Wystarczyło, że były gracz Borussii Dortmund wrócił do pełni sił i znowu posadził Brazylijczyka na ławkę.
Zresztą to nie na tej pozycji były pomocnik Liverpoolu miał być największą gwiazdą. Do klubu przychodził jako następca Andresa Iniesty. Sam Hiszpan komplementował młodszego kolegę. - On ma profil skrojony pod Barcelonę - przyznał. Tymczasem w środku pola również nie spełniał oczekiwań.
Inny wielki pomocnik również był pewny, co do przyszłości Coutinho. - Hiszpańscy giganci będą składać za niego oferty za parę lat, tak jak w przypadku Luisa Suareza. To będzie trudny moment dla Liverpoolu - pisał w swojej autobiografii, kiedy w 2015 roku Coutinho podpisywał nowy kontrakt z Liverpoolem. Legendarny zawodnik się nie pomylił.
Kiedy tylko Coutinho usłyszał o zainteresowaniu Barcelony, poszedł na wojnę z The Reds, którzy nie chcieli lekką ręką oddawać swojej gwiazdy. Ta odgryzała się strajkami i symulowaniem kontuzji.
- W całej tej sadze związanej z Coutinho problemem jest wyłącznie Barcelona. Przyjechali na Anfield przedstawiciele z Katalonii i powiedzieli mu "teraz albo nigdy". Dzieciak spanikował, pomyślał, że to jego jedyna szansa, a to nieprawda. Każdy chłopak z Ameryki Południowej marzy o grze w Barcelonie. Mamy tego świadomość - komentował transferowe zamieszanie Gerrard w "BT Sport".
Wyobraźnię młodego piłkarza pobudzał również jego były klubowy kolega, który wcześniej przeszedł do Blaugrany, Luis Suarez. Brazylijczyk zdradził po podpisaniu umowy, że był w stałym kontakcie z Urugwajczykiem. Dogadują się na tyle dobrze, że teraz mieszkają razem na przedmieściach Barcelony.
Sprawdź też: Wyciekł wzruszający film do Leo Messiego
U obu starcie z The Reds wywołuje sentyment. Tyle, że lepiej w Liverpoolu jest wspominany Suarez. To jego częściej wspominają lokalne media. W kontekście Coutinho piszą, że po jego odejściu zespół wszedł na jeszcze wyższy poziom. "The Reds poprawili swoje wyniki w Premier League i w Lidze Mistrzów. Poprawili się pod jego nieobecność" - pisze przed meczem "Liverpool Echo". Po wizerunkowej wpadce z cieszynką, Brazylijczykowi pozostaje przemówić na boisku.