W sobotę w Madrycie Liverpool zagra z Tottenhamem w finale Ligi Mistrzów. Droga obu drużyn do tego spotkania była niesamowita i obfitowała w wielkie mecze, które zapisały się na stałe w historię rozgrywek.
Takim starciem z pewnością był rewanż The Reds z Barceloną w półfinale. Po porażce 0:3 na Camp Nou niewielu wierzyło jeszcze w wyeliminowanie Dumy Katalonii. Byli jednak wśród nich piłkarze LFC i wygrali 4:0.
Jednym z tych, którzy nie wierzyli w drużynę z Anfield Road był m.in. Kamil Stoch, prywatnie wielki kibic tego klubu.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Liverpool - Tottenham. Kto wygra Ligę Mistrzów? Głosy ekspertek podzielone
- Nie wierzyłem, że awansują. Myślałem, że jest to już totalnie niemożliwe. Wierzyłem jedynie, że wygrają mecz u siebie i pożegnają się z Ligą Mistrzów i z kibicami w pozytywny sposób - ocenił, cytowany przez sport.tvp.pl.
- To co zrobili w rewanżowym półfinale, to zaskoczyło chyba ich samych - skomentował wybitny polski skoczek.
Trzykrotny mistrz olimpijski dodał, że z piłkarzy LFC i ich niesamowitych powrotów do gry (teraz Barcelona, wcześniej dwumecze z Borussią Dortmund w LE czy pamiętny finał LM z Milanem) czerpie inspirację.
- Czerpię z nich bardziej inspirację niż motywację. Inspirację do treningu, codziennej pracy i wysiłku. Motywacji mi nie brakuje. Mam swoje cele, które mnie motywują, żeby robić dalej to, co robię - podsumował.
Stoch już wcześniej zdradził na łamach "Przeglądu Sportowego", że sobotni mecz obejrzy w domu, chociaż chciał początkowo wybrać się do Madrytu.
- Dowiadywałem się, jak można je załatwić, ale kiedy usłyszałem, ile by to kosztowało, uznałem, że przed telewizorem na pewno też będzie super atmosfera - powiedział.