Liga Mistrzów 2019. Liverpool jest najlepszy!!!

PAP/EPA / TOLGA BOZOGLU / Na zdjęciu: Mohamed Salah
PAP/EPA / TOLGA BOZOGLU / Na zdjęciu: Mohamed Salah

Liverpool pokonał Tottenham 2:0 i wygrał Ligę Mistrzów. Juergen Klopp i jego chłopcy spełnili wreszcie marzenia swoich kibiców. Po 14 latach ponownie sięgnęli po puchar.

[b]

Michał Kołodziejczyk z Madrytu[/b]

Zabawa w pierwszej połowie trwała dokładnie 22 sekundy. Sekundę wcześniej Sadio Mane, stojąc w polu karnym, postanowił dośrodkować, a piłka trafiła Moussę Sissoko w rękę. To znaczy, są oczywiście wątpliwości, czy było to bardziej przedramię czy pacha, ale to wątpliwości kibiców, bo przepisy mówiły gwizdkiem sędziego. Damir Skomina pokazał, że Liverpoolowi należy się rzut karny, a Mohamed Salah wziął tak długi rozbieg, że nawet jakby trafił w Hugo Llorisa, mógłby go wepchnąć do bramki. Liverpool prowadził 1:0. Rosjanie powiedzieliby, że Salah "zabił" gola, ale to ten karny zabił mecz, przynajmniej do przerwy.

To miał być finał czarodziejów, bo obie drużyny do finału weszły w magiczny sposób. Odrobienie 0:3 z Barcelony przez Liverpool w półfinale i cuda Tottenhamu, który w ostatnich minutach eliminował najpierw Manchester City, a później Ajax Amsterdam, pozwalały wierzyć, że w Madrycie zobaczymy reklamę futbolu, w którym nie tylko chodzi o wygrywanie, ale też o piękną grę. Zderzenie dwóch huraganów wytworzyło jednak niż - niż emocji, sytuacji podbramkowych i efektownych zagrań. Tottenham nie potrafił się otrząsnąć z wydarzeń w pierwszej minucie, Liverpool niby kontrolował to, co się dzieje, ale nie odważył się zaryzykować. To drużyna, która w ubiegłorocznym finale przegrała w Kijowie 1:3 z Realem Madryt, mimo że miała swoje okazje. Teraz być może wolała mieć ich mniej, a podnieść Puchar Mistrzów.

Liverpool wygrał Ligę Mistrzów po 14 latach. Ostatnio, kiedy był lepszy w finale w 2005 roku, przegrywał z Milanem 0:3 do przerwy. Kiedy piłkarze wyszli na boisko w Stambule po przerwie usłyszeli śpiew swoich kibiców - wykrzyczane "You’ll never walk alone" (Nigdy nie będziesz szedł sam) miało ich podnieść na duchu. W Madrycie po przerwie Tottenham czekał na rywali ponad minutę. Trybuny milczały, ale tylko dlatego, by piłkarze Liverpoolu usłyszeli wsparcie, jakie swojej drużynie chcieli dać fani Tottenhamu. To był ryk ponad dwudziestu tysięcy gardeł, ryk który popchnął Spurs do przodu i skończyła się bezradność.

Mauricio Pochettino powiedział przed meczem, że jeśli jego drużyna chce napisać swoją historię futbolu, to chociaż powinna być rozliczana za drogę do finału, sam finał musi wygrać. Doprowadził do tego, by przed meczem do zdjęcia pozowała cała kadra obu zespołów, a nie tylko podstawowe jedenastki. Chciał pokazać szacunek tym, którzy nie zaczęli meczu w Madrycie od początku, a może chciał przeprosić Lucasa Mourę, że chociaż strzelił Ajaksowi trzy gole w półfinale, to przeciwko Liverpoolowi jego miejsce zajął Harry Kane, który wyleczył kontuzję. Lucas wszedł na boisko w 66. minucie, Eric Dier na kwadrans przed końcem. Pochettino czuł, że ma coraz mniej czasu. Juergen Klopp także nie spał, bo szybko zorientował się, że Liverpool gra przeciwko innej drużynie niż przed przerwą. Po kwadransie drugiej połowy z boiska zeszłi Roberto Firmino i Georgino Wijnaldum, a w ich miejsce pojawili się Divock Origi i James Milner.

ZOBACZ WIDEO El. ME 2020. Reprezentacja Polski krytykowana za styl. Mateusz Klich: Nie da się zadowolić wszystkich[color=#1D2129]

[/color]

Nuda poszła spać przed 22.00. Obudziły się emocje i nerwy, ale wskaźnik jakości gry nie poszedł znacząco w górę. Strzelał Milner, huknął z daleka Son, próbował Dele Alli, z rzutu wolnego na sześć minut przed końcem uderzał Christian Eriksen, ale bramkarze mimo niesłabnącego upału, zachowali koncentrację. Kiedy Tottenham postawił już wszystko na jedną kartę, po rzucie rożnym dla Liverpoolu i małym zamieszaniu piłka trafiła pod nogi Origiego, który pokonał Hugo Llorisa i zrobiło się 2:0. Przeciwnikom na finał zabrakło już magii, by znowu coś wyczarować. Zabrakło też doświadczenia, jakie piłkarze Kloppa wynieśli sprzed roku. Dla Tottenhamu ten finał był maksimum obecnych możliwości.

Grafika SofaScore.com

Liverpool wygrał Ligę Mistrzów po dwóch przegranych wcześniej finałach - w 2007 i 2018 roku, Klopp dał swojej drużynie pierwsze trofeum. Dzień przed meczem mówił o tym, że nie czuje się trenerem przegranym, a jego zespół - chociaż wzmocniony - nie zabił w sobie tego, z czego słynął wcześniej, czyli szybkości i techniki. W Madrycie nie było tego specjalnie widać, nie był to dobry finał, ale widocznie inne mecze dają chwałę, a inne miejsce w historii i tytuły. Liverpool pokazał, że potrafi też być wyrachowany i atakować tylko wtedy, kiedy widzi szansę na skuteczny finisz. Umiejętność nietracenia sił bez sensu także jest wartościowa.

Po najlepszej Lidze Mistrzów w historii spodziewaliśmy się finału, o którym będzie się mówiło równie długo, a był to raczej mecz, po którym domalowuje się jedną złotą gwiazdkę na kibicowskich flagach. Być może obie drużyny za dobrze znały się z Premier League, być może sparaliżowała je presja i stawka, o jaką toczyła się gra. Nie było widać 26 punktów, jakie oba zespoły dzieliło w angielskiej tabeli, ale wygrała zimna krew. I Klopp, który w końcu poukładał klocki tak, by dało się ukończyć budowlę. Kibice Liverpoolu mogli ryknąć "You’ll never walk alone" tylko jeden dodatkowy raz - w 90. minucie ciesząc się z sukcesu. Wcześniej widzieli, że ich chłopcy idą raźnie do przodu i dają radę.

Tottenham - Liverpool 0:2 (0:1)
0:1 - Salah 2' k 
0:2 - Origi 87'

Tottenham: Hugo Lloris - Danny Rose, Jan Vertonghen, Toby Alderweireld, Kieran Trippier - Harry Winks (Lucas Moura 66), Moussa Sissoko (Eric Dier 74), Heung-Min Son, Dele Alli (Fernando Llorente 82), Christian Eriksen - Harry Kane

Liverpool: Alisson - Andrew Robertson, Virgil Van Dijk, Joel Matip, Alexander Trent - Arnold - Jordan Henderson, Georginho Wijnaldum (James Milner 62), Fabinho - Sadio Mane (Joe Gomez 90), Roberto Firmino (Divock Origi 58), Mohamed Salah

Źródło artykułu: