Eliminacje Euro 2020. Polacy w końcu mogą przełamać czerwcową klątwę

PAP/EPA / GEORGI LICOVSKI / Na zdjęciu: Robert Lewandowski (z lewej) oraz Egzon Bejtulai (z prawej)
PAP/EPA / GEORGI LICOVSKI / Na zdjęciu: Robert Lewandowski (z lewej) oraz Egzon Bejtulai (z prawej)

W XXI wieku Polacy nie wygrali jeszcze dwóch czerwcowych meczów eliminacyjnych z rzędu. Tym razem zaczęli dobrze, bo od pokonania Macedonii Północnej (1:0). Teraz trzeba pójść za ciosem w starciu z Izraelem.

- W historii polskiej piłki te czerwcowe mecze były bardzo trudne, ale zrobimy wszystko, by to zmienić. Wygraliśmy na trudnym terenie w Skopje, a teraz już skupiamy się na kolejnym rywalu - mówił Jerzy Brzęczek. Selekcjoner zaczął nieźle, bo od wygranej z Macedonią Północną (1:0). Zwycięstwo zostało jednak odniesione w kiepskim stylu. Gola na wagę trzech punktów strzelił zaraz po wejściu na boisko Krzysztof Piątek. Napastnik dokonał tego w kuriozalnych okolicznościach.

- Zauważyłem, że po tej "półprzewrotce" nikt nie dotknął piłki. Kamil Glik mówił, że mu się udało, ale powtórki pokazały, że było to już za bramką - opowiadał Piątek. W tej sytuacji skiksował i Robert Lewandowski, ale to być może zmyliło Stole Dimitrievskiego, który przepuścił strzał.

Czytaj też: Goran Pandev zawiedziony. "Remis byłby sprawiedliwy"

W poniedziałek Biało-Czerwoni zagrają kolejne spotkanie eliminacji ME 2020. Rywalem będzie reprezentacja Izraela, z którą Polacy powalczą o trzy punkty i przełamanie passy. W XXI wieku nigdy nie wygrali "czerwcowych dwumeczów".

ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Kamil Glik krytycznie o grze reprezentacji. "Kolejne spotkanie zaczynamy bardzo słabo"

Klątwa

Ostatni raz Polacy wygrali dwa czerwcowe mecze eliminacji z rzędu w 1999 roku. Było to jeszcze za kadencji Janusza Wójcika. Jego drużyna pokonała wówczas Bułgarię u siebie (2:0), a na wyjeździe Luksemburg (3:2). Ostatecznie Biało-Czerwoni i tak nie zakwalifikowali się na ME 2000.

Kolejny czerwcowy dwumecz - i pierwszy w XXI wieku - przyszło im zagrać w 2001 roku. Wtedy stawką było prawo gry na MŚ 2002 w Korei Południowej i Japonii. Najpierw piłkarze Jerzego Engela sprostali wymagającym Walijczykom, których pokonali po męczącej walce (2:1). Bramkę na wagę zwycięstwa zdobył Paweł Kryszałowicz na 16 minut przed końcem podstawowego czasu gry. Po wygranej Polacy rozstroili się i zremisowali w delegacji z Armenią (1:1). - To był bardzo cenny punkt, remis w Erywaniu pozwolił nam utrzymać pozycję lidera grupy - wspomina z optymizmem Engel (za "Piłka Nożna").

Kolejny raz Biało-Czerwoni musieli wejść na najwyższe obroty przed wakacjami w 2007 roku. I znowu we znaki dali się Ormianie. Kadra Leo Beenhakkera po pokonaniu Azerbejdżanu (3:1) znowu przylecieli do Erywania walczyć o punkty. Tym razem było jeszcze gorzej niż za Engela. Polska przegrała 0:1.

Nadzieja

Drużyny Engela i Beenhakkera mimo potknięć w czerwcowych meczach i tak awansowały na turnieje. Jednak kadra Brzęczka musi uważać - ma tylko dwa punkty przewagi nad drugim Izraelem, który w piątek pewnie wygrał z Łotwą (3:0). Ewentualna porażka kosztowałaby nas stratę pozycji lidera.

Poniedziałkowe starcie jest też okazją do poprawy wizerunku. Mimo zwycięstwa z Macedonią Północną, na piłkarzy i selekcjonera posypały się gromy. Większość oczekiwała, że w starciu z 68. ekipą rankingu FIFA Polacy zagrają efektownie i wygrają przewagą kilku bramek.

Taka krytyka nie spadła na Biało-Czerwonych od dawna. A ze zdaniem kibiców i ekspertów zgadzają się również sami piłkarze. Po spotkaniu część z nich nie gryzła się w język i krytykowała własny styl gry. Jasne, zdarzyli się też optymiści jak Łukasz Fabiański i Kamil Grosicki, którzy doceniali zwycięstwo na trudnym terenie i kolejne czyste konto.

Robert Lewandowski: - Strzeliliśmy gola przypadkowo, z czego zdawaliśmy sobie sprawę i się cofnęliśmy, żeby pilnować wyniku, bo nam nie szło. To błędne myślenie, takie 1:0 w końcu może nie wystarczyć. Stworzyliśmy sobie pół sytuacji w ciągu całego spotkania, a nie graliśmy przecież z rywalem z najwyższej półki. Męczyliśmy się sami ze sobą. Kibiców zresztą też.

Maciej Rybus: - Trudno mi mówić o pomyśle selekcjonera, jestem pierwszy raz u niego na zgrupowaniu. Wiemy, że styl nie podoba się kibicom i dziennikarzom. Nam też nie. Pracujemy nad tym i wierzymy, że to ulegnie poprawie

Kamil Glik: - Nie będę zakłamywał rzeczywistości, że to był piękny mecz i było wiele składnych akcji. Pierwsza połowa była słaba, w drugiej było trochę lepiej. Zgadzam się, że szczególnie przed przerwą zagraliśmy po prostu słabo.

Z Izraelem Polacy zagrają w poniedziałek o godzinie 20:45. Transmisja w TVP 1, TVP Sport i Polsacie Sport.

Sprawdź również: Polacy zagrają na PGE Narodowym w jubileuszowych koszulkach

Źródło artykułu: