Władysław Piątek uważa, że jego syn urodził się po to, aby strzelać gole. Skoro Krzysztof trafia do bramki nawet wtedy, gdy chce podać jak w meczu z Macedonią Północną. Skoro pokonuje bramkarza z pięciu metrów prawie rwąc siatkę, jak w poniedziałek z Izraelem, to znaczy ojciec doskonale wie, co mówi. Zna po prostu swojego chłopaka i wie, na co go stać.
W 35. minucie Robert Lewandowski zagrał prostopadłą piłkę w pole karne, przejął ją Tomasz Kędziora, który odegrał do Krzysztofa Piątka. Napastnik Milanu nie dał szans bramkarzowi Izraela Arielowi Harushowi. Polska prowadziła 1:0.
Napastnik reprezentacji Polski jak zwykle w polu karnym zachował chłodną głowę. Analityczną, nie dał się ponieść emocjom. Trybuny Narodowego po jego golu już nie musiały się wstrzymywać. Stadion huknął, bo ta bramka była jak oczyszczenie. Była zaprzeczeniem tego wszystkiego, o czym w poprzednich tygodniach i miesiącach pisano o kadrze. Że gra źle, bez pomysłu, bez ładu i składu. A tu jako rozgrywający błysnął Lewandowski, w końcu był pożytek z Kędziory, a Piątek to Piątek. Tylko spojrzy na piłkę, a ona jest w bramce.
ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Drugi ślub Macieja Rybusa, a potem kadrowe obowiązki. "Stres był trochę większy"
Jerzy Brzęczek wysłuchał ludu, wysłuchał własnych piłkarzy, którzy po meczu z Macedonią Północną wręcz domagali się Lewego i Piątka w jednym składzie. Dwóch napastników, którzy potrafią zrobić coś z niczego. Kadrowicze otwarcie przyznawali, że nie podoba im się styl gry kadry, że - jak widać - dwóch snajperów przynosi więcej korzyści.
Selekcjoner w porównaniu z piątkowym meczem zrobił tylko jedną zmianę i Piątek kosztem Przemysława Frankowskiego zagrał od początku. To wymusiło też przesunięcie Piotra Zielińskiego na skrzydło, czyli tam, gdzie ten błyskotliwy technik gra na co dzień w Napoli. I Zieliński grał jak w Napoli. Przebojowo, pomysłowo, dryblował i robił dużo zamieszania.
Polska od początku meczu grała lepiej. Izrael miał być naszym najgroźniejszym rywalem, przyjechał do Warszawy po łatwym rozbiciu Łotwy 3:0. Od początku grał z kontry i były to groźne ataki. Ba, po jednym z takich wypadów powinien prowadzić, ale dwa razy w jednej akcji w ostatniej chwili nasi piłkarze zatrzymywali Erana Zahaviego, czyli "izraelskiego Messiego" (tak go tam nazywają), który do tego meczu strzelił aż 7 goli. W Izraelu mówią jeszcze "Graj na Zahaviego i niech się dzieje wola nieba". W tym przypadku niebo pomogło Polakom.
A potem Biało-Czerwoni pomagali już sobie sami. W 52. minucie Kamil Grosicki włączył wyższy bieg, uciekł lewym skrzydłem, dośrodkował, a Sheran Yeini zatrzymał piłkę ręką. Robert Lewandowski z jedenastu metrów był bezbłędny.
Dwie minuty po golu kapitana, Zieliński zagrał na lewo do Grosickiego, ten uderzył, a piłka po rękach Harusha znowu wpadła do bramki. Izrael dobił Damian Kądzior po asyście Arkadiusza Milika.
I jakbyśmy znowu widzieli drużynę, która awansowała do Euro 2016, a potem na mundial. Zaciętą, pomysłową, skuteczną i odważną. Przekonaną o tym, że jest lepsza.
Zobaczyliśmy drużynę, która pojedzie na Euro 2020. Po czterech meczach mamy komplet wygranych, nie straciliśmy gola. Nie da się tego zepsuć. I tak, my pamiętamy o trzech pierwszych, siermiężnych meczach, w których Polacy męczyli się sami ze sobą. Wiemy doskonale, jak źle polscy piłkarze mogą grać.
Ważne, aby oni już o tym zapomnieli. Oby ten mecz był ponownymi narodzinami zespołu. Który strzela i wygrywa.
Polska - Izrael 4:0 (1:0)
1:0 - Krzysztof Piątek 35
2:0 - Robert Lewandowski 56' k.
3:0 - Kamil Grosicki 58
4:0 - Damian Kądzior 84'
Polska: Łukasz Fabiański - Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Kamil Glik, Bartosz Bereszyński - Grzegorz Krychowiak, Mateusz Klich (Jacek Góralski 75), Kamil Grosicki (Damian Kądzior 77'), Piotr Zieliński - Krzysztof Piątek (Arkadiusz Milik 73), Robert Lewandowski.
Izrael: Ariel Harush - Ben Harush, Sheran Yeini, Loai Taha, Eli Dasa - Bibras Natcho, Beram Kayal (Yonotan Cohen 57), Nir Bitton (Hatem Elhamed 82), Dor Peretz, Manor Solomon (Dia Seba 72) - Eran Zahavi.
Żółte kartki: Krychowiak - Zahavi, Natcho.
Widzów: 57 tys.