Stadion "Awangarda" w wymarłym mieście po katastrofie w Czarnobylu. Prypeć - tu czas zatrzymał się 33 lata temu

Ze stadionu szybko zrywano bieżnię, bo chłonęła promieniowanie. Ludzie uciekali, zostawiali domy, a złodziej, który kradł z nich dywany, zapłacił za to najwyższą cenę. Po wybuchu reaktora w czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej czas stanął w miejscu.

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
Stadion w Prypeci WP SportoweFakty / Szymon Mierzyński / Stadion w Prypeci

Do dziś wspominana jest historia mężczyzny, który tuż po ewakuacji upodobał sobie kradzieże dywanów z opuszczonych mieszkań. Gdy milicja wykryła to przestępstwo, a specjaliści zbadali poziom promieniowania, jakie wydzielały jego łupy, oznajmiono złodziejowi, że pozostało mu półtora roku życia. I faktycznie, po upływie takiego okresu mężczyzna zmarł w wyniku choroby popromiennej.

Ukraińska Prypeć miała niespełna 50 tys. mieszkańców - młodych, w średnim wieku ok. 26 lat. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych była jednym z lepiej rozwiniętych miast na terytorium dzisiejszej Ukrainy (wtedy ZSRR). To nie przypadek, zamieszkiwali ją bowiem głównie pracownicy pobliskiej czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej i ich rodziny - starannie wyselekcjonowani i sprawdzeni przez aparat bezpieczeństwa.
Tak dziś wygląda reaktor numer cztery. Przykryto go nowym sarkofagiem, który ma chronić przed działaniem radioaktywnych odpadów przez 100 lat Tak dziś wygląda reaktor numer cztery. Przykryto go nowym sarkofagiem, który ma chronić przed działaniem radioaktywnych odpadów przez 100 lat
Warunki do życia były wymarzone. Mieszkania w nowych blokach (miasto założono w 1970 roku) przydzielano bezpłatnie, nie trzeba było w nich opłacać czynszu, ani uiszczać należności za prąd, bo ten był produkowany w położonej 4 km dalej elektrowni jądrowej.
ZOBACZ WIDEO Lewandowski zdradził przepis na wygraną z Izraelem. "Nie szukaliśmy kwadratowych jaj. Wróciliśmy do podstaw"

Metr sześcienny wody kosztował dwie kopiejki (czyli dwie setne rosyjskiego rubla), a pracownik elektrowni zarabiał na tyle dobrze, że po roku mógł samodzielnie odłożyć sumę, która wystarczałaby mu na zakup nowej Łady (przeciętna pensja w elektrowni wynosiła ok. 400 rubli, a samochód kosztował 5,5 tys.).

Raj zamienił się w piekło

Tuż po wybuchu reaktora czwartego w czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej (to efekt źle przygotowanego i nieudanego eksperymentu, który doprowadził do przegrzania reaktora), obszar w promieniu kilkudziesięciu kilometrów uległ skażeniu promieniotwórczemu i ówczesne władze podjęły decyzję o ewakuacji.
Wnętrze mieszkania w jednym z bloków w strefie zamkniętej Wnętrze mieszkania w jednym z bloków w strefie zamkniętej
Każda rodzina opuszczająca miejsce zamieszkania miała zabrać ze sobą najcenniejsze rzeczy (maksymalnie dwie walizki) i zapas żywności na dwa tygodnie, bo początkowo właśnie na taki okres planowano wysiedlenie Prypeci. Czas pokazał, że ludność do swoich domów nie powróciła już nigdy. - Oglądacie Prypeć jako atrakcję turystyczną i choć faktycznie można ją tak nazwać, to jest to atrakcja bardzo smutna. Wyobraźcie sobie, że nagle opuszczacie miejsce, w którym mieszkacie od dawna, i z którym jesteście związani. Nie wiecie, co się dzieje i skąd taka decyzja, bo w chwili ewakuacji mieszkańcy Prypeci nie mieli jeszcze świadomości, jakie są skutki awarii w elektrowni - opowiada Igor, pilot wycieczek do strefy zamkniętej (obszaru w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od reaktora, wyłączonego z zamieszkania).

Późno radziecki skansen

Dziś Prypeć przyciąga amatorów ekstremalnych wycieczek. To stosunkowo duże miasto, w którym czas zatrzymał się ponad 33 lata temu. W blokach mieszkalnych wciąż znajdują się meble (w jednym z lokali ostało się nawet pianino) i różne przedmioty codziennego użytku.
Pozostałości wesołego miasteczka Pozostałości wesołego miasteczka
Zwiedzając ten teren, można się natknąć na pływalnię, główny plac miasta, hotel "Polesie", centrum handlowe, szpital (nie wpuszcza się tam turystów, bo w piwnicy składowano napromieniowaną odzież osób, które brały udział w akcji gaśniczej po wybuchu pożaru w elektrowni), czy zakład "Jupiter". To także charakterystyczne miejsce. Produkowano w nim m. in. grafitowe końcówki prętów kontrolnych reaktorów RBMK (właśnie tego typu był reaktor numer cztery).
Diabelski młyn. Konstrukcja miała ruszyć 1 maja 1986 roku, ale nie wystartowała nigdy, bo kilka dni wcześniej doszło do wybuchu reaktora Diabelski młyn. Konstrukcja miała ruszyć 1 maja 1986 roku, ale nie wystartowała nigdy, bo kilka dni wcześniej doszło do wybuchu reaktora
Przy głównym placu Prypeci znajduje się wesołe miasteczko, w którym największa karuzela - diabelski młyn - miała ruszyć 1 maja 1986 roku. Konstrukcja była ukończona i czekała na święto, lecz wszystkie plany zniweczyła katastrofa w elektrowni.

Stadion "Awangarda" - pochłaniacz promieniowania

Diabelski młyn to jedno z bardziej charakterystycznych miejsc w Prypeci, a tuż obok - przy ulicy Hydroprojektowej 2 - znajduje się stadion "Awangarda" - najważniejszy sportowy obiekt w mieście. Miał służyć klubowi o nazwie "Stroitiel" ("Budowniczy"), który nigdy nie występował w rozgrywkach profesjonalnych (brał udział w turniejach amatorskich).
Trybuna główna stadionu Trybuna główna stadionu "Awangarda" w Prypeci
Stadion, a właściwie to, co z niego pozostało (przede wszystkim główna trybuna), to jedna z głównych atrakcji miasta. Po murawie nie ma już śladu, zarosła ją bujna roślinność. Zdarto też bieżnię, gdyż była ona wykonana z bitumu, a ten mocno pochłania promieniowanie.

Oprócz głównej trybuny (murowanej), wokół boiska znajdowała się widownia tymczasowa, wykonana z metalu. Tę konstrukcję po ewakuacji miasta rozebrano w obawie o zdrowie osób, które mogłyby na nią wchodzić.

Strach ma wielkie oczy

Jedno z głównych pytań, jakie zadają sobie dziś osoby odwiedzające Prypeć, dotyczy ewentualnej możliwości napromieniowania. Stereotypowo wyjazdy do strefy zamkniętej traktuje się jako niebezpieczne, ale rzeczywistość wygląda tak, że w zdecydowanej większości miejsc dozymetry nie wskazywały dawki większej niż norma. Dla Ukrainy to 0,12 mikrosiwerta.

W pobliżu elektrowni dawka się zwiększa i wyświetlacz pokazywał nawet powyżej 3 mikrosiwertów, lecz to wciąż jest dawka daleka od zagrażającej zdrowiu.
Chwytak, którego używano do usuwania elementów reaktora po wybuchu. To jedno z najbardziej napromieniowanych miejsc w strefie zamkniętej Chwytak, którego używano do usuwania elementów reaktora po wybuchu. To jedno z najbardziej napromieniowanych miejsc w strefie zamkniętej
Dziś w strefie zamkniętej najbardziej napromieniowany jest tzw. "rudy las" - teren pomiędzy elektrownią a Prypecią, wzdłuż którego nocą 26 kwietnia i później przemieszczała się radioaktywna chmura. W tym miejscu gołym okiem widać wpływ promieniowania na roślinność, bo część drzew wymarła, bądź nabrała charakterystycznego brunatnego koloru. W samej Prypeci promieniowanie oscyluje w granicach normy, wzrasta natomiast w miejscach, gdzie np. składowane są resztki urządzeń wykorzystywanych niegdyś w akcji gaśniczej podczas pożaru reaktora. Najwyższe promieniowanie dozymetry wskazały przy chwytaku. Za jego pomocą usuwano z dachu reaktora elementy, które wyleciały w powietrze podczas wybuchu. Wewnątrz chwytaka pomiar wskazał 123 mikrosiwerty, a według relacji przewodnika bywało, że promieniowanie wynosiło tam nawet 600 mikrosiwertów.
Grafitowe końcówki prętów kontrolnych reaktorów RBMK. Właśnie tego typu był reaktor numer cztery w czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej Grafitowe końcówki prętów kontrolnych reaktorów RBMK. Właśnie tego typu był reaktor numer cztery w czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej
Wchłanianie takiej dawki przez 15-20 minut mogłoby doprowadzić do drobnych zmian na skórze, które byłyby pierwszym stadium choroby popromiennej.

To sytuacje ekstremalne, a miejsc o tak wysokim promieniowaniu jest w całej strefie niewiele. Dziś nie brakuje głosów - nawet tych z kręgów naukowych - że zamknięcie terenu wokół reaktora było działaniem przesadzonym i tak naprawdę nadawałyby się one do zamieszkania. Tak się jednak nigdy nie stanie.

Na samym terytorium Ukrainy wysiedlono w okolicach elektrowni 120 tys. osób, a wyposażenie części budynków zniszczono, by zniechęcić szabrowników - m.in. po to, by już nigdy nie powtórzyła się historia ze złodziejem dywanów.

->Izraelska federacja dziękuje polskim kibicom za ich reakcję podczas hymnu

->PZPN uhonorował Józefa Klotza

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×