Michel Platini - czy to ostateczny upadek niedoszłego króla futbolu

PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS  / Na zdjęciu: Michel Platini
PAP/EPA / YANNIS KOLESIDIS / Na zdjęciu: Michel Platini

Aresztowanie Michela Platiniego, kiedyś jednego z największych piłkarzy świata, potem człowieka, który rozdawał karty w futbolu, oznacza jego ostateczny upadek.

W tym artykule dowiesz się o:

Dla Francuzów Michel Platini był nie tylko symbolem, ale i królem futbolu. Gdyby żył w czasach, gdy królom należała się gilotyna, zapewne zakończyłby swój żywot w ten niezbyt przyjemny, ale z pewnością szybki sposób.

Jeden z włoskich dziennikarzy, opisując mieszkanie piłkarza Michela Platiniego, zwrócił uwagę na płyty z muzyką popularną i sporo kryminalnych książek Agaty Christie. Pomyślał, że to oznaka inteligencji. Po wielu latach okazało się, że Platini, działacz piłkarski, czerpał niekoniecznie z bohaterów takich jak Hercules Poirot czy Panna Marple, ale z czarnych charakterów.

Platini został aresztowany w związku z fałszowaniem głosowania dotyczącego przyznania mundialu w 2022 roku Katarowi. Oczywiście wszystko może się wydarzyć, nikt nikogo nie skazał. Sam Platini już wcześniej miał kłopoty. Niedawno toczyło się przeciw niemu śledztwo związane z przyjęciem 2 milionów franków szwajcarskich przelewem w lutym 2011 roku. W zamian miał zrezygnować z ubiegania się o stanowisko szefa FIFA. Tłumaczył, że upomniał się o "zaległą kwotę", która podobno należała mu się za doradzanie Seppowi Blatterowi w latach... 1998-2002. A więc FIFA, której szefem był Blatter, zwlekała z zapłatą 9 lat. Prokuratura ostatecznie umorzyła śledztwo, w maju 2018 roku, ale nie oznaczało to, że Platiniemu odpuszczono.

ZOBACZ WIDEO: Wkurzony Robert Kubica. Wtedy przeklina po włosku

Tym bardziej, że już wcześniej postawa Francuza budziła wątpliwości. Pod koniec listopada 2014 roku dziennik "Sunday Times" doniósł, że Platini dostał od Rosjan obraz Picassa z Ermitażu. Miało to mieć związek z faktem, że Rosja potem otrzymała prawo organizacji mundialu w 2018 roku. Następnie okazało się, że jego syn Laurent dostał doskonałą posadę w powiązanej z Paris Saint-Germain firmie "Qatar Sports Investments".

Największa gwiazda Europy

Żeby jednak zrozumieć skalę upadku Platiniego, trzeba mieć świadomość tego, kim był. A powiedzenie, że był świetnym technicznie rozgrywającym, równie dobrze można by odnieść do jakiejś gwiazdy małomiasteczkowej drużyny trzecioligowej.

Francuz wymykał się prostym opisom. Michel Hidalgo, trener Francuzów z lat 80. stwierdził, że Platini jest podobny do Pelego, a różnią się tym, że Brazylijczyk był słaby w defensywie, zaś Platini jest dobry.

W wydanej w Polsce książce "Gwiazdy Sportu 84" Andrzej Łozowski tak kreślił sylwetkę Francuza: "Dziennik "Le Monde" pisał w 1984 roku, że jeżeli prezydent Mitterand poszukuje osobistości godnej urzędu premiera, powinien natychmiast zaoferować posadę trenerowi piłkarskiej reprezentacji Francji, Michelowi Hidalgo. Zalety kandydata: potrafi mobilizować podwładnych, jest wybornym taktykiem i strategiem, no i popularność w narodzie ma większą aniżeli jakikolwiek polityk. Jeżeli pod tym względem komuś ustępuje, to innemu przedstawicielowi futbolu - Michelowi Platiniemu.

"Le Monde" nie mylił się wcale co do popularności Platiniego w czasie trwania turnieju o mistrzostwo Europy w piłce nożnej. Swoją twarzą zdobił on pierwsze strony gazet, od wywiadów z kapitanem reprezentacji Francji uginały się kolumny, a gdy turniej zakończył się, paryskie "L'Equipe" zawiadomiło, że Platini nie jest Michel tylko "Euro".

Zbudujemy mocniejsze skrzydła

1984 był faktycznie jego rokiem. 9 goli w 5 meczach mistrzostw Europy to wydarzenie bezprecedensowe. W historii futbolu trudno o wielki turniej tak bardzo zdominowany przez jednego piłkarza. A przecież Platini mógł osiągnąć więcej. W 1982 roku on i jego koledzy mieli prawo czuć się oszukani, gdy holenderski arbiter Charles Coerver nie sięgnął po czerwoną kartkę dla Toniego Schumachera za jeden z najbrutalniejszych fauli w historii piłki - na Patricku Battistonie.

Francuzi zasłużyli na finał. Ich linia pomocy, w której oprócz Platiniego byli też Luis Fernandez, Alain Giresse i Jean Tigana, uchodziła za jedną z dwóch najbardziej kreatywnych formacji swoich czasów - obok brazylijskiego trójkąta: Zico - Socrates - Falcao.

Wbrew światu, Platini widział problem znacznie szerzej. Ian Rush, walijski supersnajper Liverpoolu, opisuje w swojej autobiografii rozmowę, którą odbył z Platinim po turnieju.

"Rozmawialiśmy o tym, jak blisko Francja była awansu do finału, jeśli nie wygrania mistrzostwa świata.
- Słyszałeś o Ikarze? - nagle zapytał.
- Tak, grecki mit o człowieku, który leciał zbyt blisko słońca i jego skrzydła się roztopiły - odpowiedziałem.
- I wiesz, jaki z tego morał, Ian? - zapytał.
- Nie jestem pewien.
- Większość wierzy, że chodzi o to, że nie należy latać zbyt blisko słońca - powiedział. - Ale ja myślę, że morał jest taki, iż należy zbudować mocniejsze skrzydła. We Francji to właśnie zrobimy z naszą piłką".

Platini musiał w tym samym czasie uporać się z własnym problemem, prawdziwym czy też wydumanym. Po aferze z magazynem "Liberation" ograniczył aktywność medialną. Dziennikarze zasugerowali, że na zgrupowaniu przed mundialem w 1982 roku, Christelle Platini, ładna i dość drobna blondynka, miała romans z kolegą Michela z kadry. Jean-Francois Larios, pomocnik kadry i Saint Etienne, bo o nim mowa, zaprzeczał zdecydowanie. On i Platini grozili gazecie procesem, więc redaktorzy na wszelki wypadek wycofali się ze sprawy rakiem. Wszystko skończyło się dobrze. Ale nie dla Lariosa, który zagrał tylko pierwszy mecz grupowy Francuzów, z Anglią, a potem ostatni, o trzecie miejsce, z Polską. I był to dla 26-letniego piłkarza ostatni mecz w kadrze.

Bez Lariosa kadra mogła istnieć. Bez Platiniego traciła zbyt wiele. 27-letni wówczas Platini był dowódcą drużyny, ale jego partnerzy z pomocy nie byli tylko wykonawcami rozkazów czy bezwolnymi asystentami. Platini pełnił w tej drużynie różne role: napastnika, "dziesiątki", zawodnika bardziej cofniętego. Łamał znane schematy.

Platini w kapsule czasu

Jak wielu Francuzów, którzy wybili się ponad szarość, był poddawany dyżurnemu porównaniu do Napoleona. Być może wrzucenie do worka z imieniem wielkiego wodza nieco umniejsza jego klasę, czyni go przeciętnym wśród nieprzeciętnych. A Platini jest wyżej. Francuzi czekali na kogoś takiego. To, że wygrał trzykrotnie plebiscyt "France Football", trudno uznać za przejaw głosowania na swojego. Był nie tylko pierwszym Francuzem, któremu przyznano to wyróżnienie, ale też jedynym aż do czasu Zinedine'a Zidane'a.

Sam o sobie mówił: "Nie mam i nigdy nie będę miał pewnych walorów Cruyffa czy Maradony. Nikt nie dorówna także boskiemu Pele. O tym można tylko marzyć. Wydaje mi się, że jedynym wspólnym elementem tych gwiazd i moim jest umiejętność przewidywania na boisku. Zazwyczaj widzę więcej od partnerów i potrafię szybko podejmować decyzje. Jeśli chodzi o przyspieszenie, start do piłki, jestem gorszy od wielu piłkarzy".

Idealnie sklasyfikował go wspomniany John Foot, zaliczając do grupy piłkarzy, którzy "sprawiają wrażenie, jakby znajdowali się w kapsule czasu".

Do ojczyzny z hiszpańskiego mundialu wrócił już jako gwiazda piłki. W Juventusie Turyn, m.in. ze Zbigniewem Bońkiem, stworzył jedną z najbardziej ekscytujących drużyn w historii europejskiego futbolu klubowego.

W pierwszym sezonie "Stara Dama" doszła do finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (od 1993 roku Liga Mistrzów), gdzie przegrała z Hamburgerem SV. Potem był wygrany Puchar Zdobywców Pucharów (finał 2:1 z Porto i decydująca bramka Bońka) i w końcu wygrany finał Pucharu Mistrzów. Mecz z Liverpoolem na Heysel, choć wygrany, był jednak końcem drużyny i Platiniego. W 56. minucie Gary Gillespie sfaulował Bońka przed polem karnym (Anglicy wyliczyli nawet, że miało to miejsce na 22,86 metrze od bramki Bruce'a Grobbelaara), ale sędzia Andre Daina podyktował rzut karny. Wielu komentatorów od razu uznało, że arbiter działał z premedytacją.

Liverpool nie mógł wygrać tego meczu po tym wszystkim, co stało się wcześniej tego wieczoru (przed meczem na trybunach doszło do zamieszek, zginęło 39 osób).

Bramkarz "The Reds" rzucił się w swoją lewą stronę, Platini strzelił lekko w drugą, po czym zaczął biec w stronę ławki rezerwowej Juve. Wyłączył się. Nie był w stanie ukryć radości na twarzy. Długo nie zostało mu to zapomniane.

W swojej książce, wywiadzie przeprowadzonym przez Gerarda Ernaulta (w Polsce pod tytułem "Porozmawiajmy o futbolu"), stara się wyjaśnić tamtą chwilę: - Wiedziałem o zabitych na stadionie i tę wiedzę "wyparłem". Tak więc mój gest należałoby oceniać z punktu widzenia psychiatrii.

Platini zapewnia, że choć zdawał sobie sprawę z dramatu, nie znał jego rozmiarów. Radość piłkarzy i runda honorowa były jednak niezrozumiałe (sami zawodnicy mówią, że chcieli jedynie podziękować fanom). Ojciec jednej z ofiar stwierdził wiele lat później, że oglądając to, chciał wymiotować. W końcu nocne świętowanie w hotelu i parada z pucharem po mieście. W "Calcio" czytamy, że Francesco Rutelli, późniejszy burmistrz Rzymu, stwierdził, iż zachowanie wszystkich zaangażowanych w ten mecz było haniebne.

Dla Platiniego to był koniec. W swojej autobiografii wydanej w 1987 roku (w Polsce pod tytułem "Moje życie jak mecz") pisze: - Gdybym miał wpływ na artykuł, który mógłby być mi poświęcony, np. w naszym wydawnictwie, chciałbym, żeby ograniczyć go do kilku słów: "29 maj. 1985 roku, Heysel w Brukseli. Zdobył z rzutu karnego jedyną bramkę finału Pucharu Europy. Od tego tragicznego wieczoru wszystko się w nim załamało"

Na pokaz? W poczuciu winy? Nigdy się tego nie dowiemy. Zbigniew Boniek do tej pory wypowiedział publicznie ledwie kilka zdań na temat tej tragedii.

Christelle, żona Francuza, po latach powiedziała dziennikarzowi, że Michel nie może do dziś zapomnieć o śmierci francuskiego kibica (w rzeczywistości zginęło 2 Francuzów), który przyjechał na mecz tylko dla swojego idola. Platini, zapytany o to przez Ernaulta, mówi: "Ten nieszczęsny widz uosabia wszystkie pozostałe ofiary. Przed Heysel był dla mnie jednym z mnóstwa fanów, których miałem okazję poznać, ofiarując im moje słowa i fotografie. Tam zaś nagle stał się uosobieniem tragedii. A także mojej winy".

Powrót na szczyt i upadek

Koniec kariery tego piłkarza i to, co nastąpiło w kolejnych latach, jeszcze bardziej podkreśla jego klasę. Juventus podupadł i odrodził się jako europejska potęga dopiero w połowie lat 90. po niemal dekadzie lat chudych. Podobnie rzecz miała się z Francją, która dopiero w 1996 roku odniosła jakiś sukces, docierając do półfinału EURO 1996.

Jako selekcjoner Platini prowadził kadrę w latach 1988-92. Była to jego jedyna praca w "trenerce". W eliminacjach do mistrzostw świata we Włoszech jego drużyna nie wyszła z grupy, przegrywając z Jugosławią i Szkocją, ale w eliminacjach EURO 92 była fantastyczna. Wygrała wszystkie mecze i jako jedyna awansowała do turnieju bez straty punktu. Świat czarował ofensywny duet Cantona - Papin. Potem nastąpiła katastrofa. Zespół odpadł z turnieju, a selekcjonerowi zarzucono tchórzliwą taktykę i dopuszczenie do podziału w szatni na linii Olympique Marsylia - reszta drużyny.

ZOBACZ: Katar 2022 - departament przyszłości


Platini, który kilka miesięcy wcześniej odbierał nagrody trenera roku od hiszpańskiego "El Pais" i brytyjskiego "World Soccer", musiał ustąpić.

Wylądował miękko, razem z Fernandem Sastre odpowiadał za organizację mistrzostw świata w 1998 roku we Francji. Jego praca została doceniona, on wrócił do gry jako człowiek sukcesu. Zaczął pracę dla Seppa Blattera, co z czasem doprowadzi go do upadku. Ale teraz był jeszcze czas żniw. Od 2002 roku zasiadał w komitetach wykonawczych UEFA oraz FIFA, a w 2006 roku uznał, że zrobi zamach na stołek szefa UEFA, zajmowany przez Szweda Lennarta Johanssona.

Wybory wygrał nieznacznie (27:23), ale od początku zachowywał się, jakby było to jednogłośne "vox populi".

Nie miał zamiaru być zarządcą, ale człowiekiem czynu. Nie wiadomo, na ile jego działania miały charakter merkantylny, na ile były zgodne z duchem wspólnoty, ale trzeba przyznać, że dopuścił do stołu mniejsze i średnie kluby Europy Wschodniej, które wcześniej pełniły rolę statystów. To za jego czasów tak zmieniano zasady kwalifikacji do Ligi Mistrzów, aby bycie miliarderem nie było warunkiem koniecznym.

Owszem, Liga Mistrzów jest i będzie zabawą bogatych, ale jednak i mniejsi mogli coś dostać z tortu. W 2010 roku, dzięki jego zabiegom, zwiększono liczbę drużyn na mistrzostwach Europy do 24, co otworzyło drzwi dla mniejszych federacji. W końcu jego dzieło życia, czyli EURO 2020, które będzie rozgrywane w wielu krajach, jako impreza całego kontynentu.

Logiczne jest, że to wszystko może doprowadzić do zwielokrotnienia przychodów. Trudno dziś przewidzieć, jak historia oceni te zmiany, ale trzeba przyznać, że są one rewolucyjne.

ZOBACZ: Michel Platini przeciwnikiem VAR

Po wielu latach rządów został pariasem. Zgubiła go pazerność, ale też zbytnia pewność siebie, przekonanie o bezkarności piłkarskich urzędników, czyli zwykła arogancja. Z punktu widzenia biedniejszych federacji jego upadek był złą wiadomością. W erze telewizyjnej tylko odgórne działania administracyjne mogły zrównać szanse i to właśnie Francuz stał się rzecznikiem biedoty, realizując drugi z postulatów głównego hasła rewolucji francuskiej ("Wolność, Równość, Braterstwo albo Śmierć"). Dla samego siebie zostawił nieco zapomniany - czwarty.

Komentarze (0)