Szalikowcy wchodzili na stadion bez kontroli. Afera z akredytacjami w Górniku Zabrze
"Wyborcza" ujawnia proceder przyznawania akredytacji na mecze Górnika Zabrze... pseudokibicom. Pracownik klubu miał też uzgadniać z kibolami, co mają zeznawać w sądzie.
Dzięki akredytacjom członkowie bojówki założonej przez fanatyków Górnika mogli wchodzić na stadion bez żadnej kontroli. Liderem grupy był wspomniany wyżej "Mara". W maju tego roku "Mara" i szesnastu członków gangu zostało zatrzymanych przez oficerów Centralnego Biura Śledczego Policji. Przy sprawcach zabezpieczono narkotyki warte 1,2 mln zł.
- Widocznie ktoś mi je (akredytacje - przyp.) przekazał, często leżały na recepcji, różne były sytuacje. Nie zajmowałem się wystawianiem akredytacji. Zresztą zniszczył mnie pan już, fajnie byłoby, gdyby pan mi dał spokój - powiedział "Wyborczej" David F., były już pracownik Górnika, który był odpowiedzialny za kontakty z kibicami. W przeszłości mężczyzna był skazany za udział w rozróbie.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 114. Trudne początki Jerzego Kukuczki. "Koledzy mówili, że nic z niego nie będzie"ZOBACZ: Lotto Ekstraklasa. Poznaliśmy terminarz na sezon 2019/2020 >>
To jednak nie koniec afery. W marcu 2017 r. "Foka" miał instruować bojówkarzy, jak mają zeznawać w sądzie w sprawie o wtargnięcie na boisko w trakcie jednego z meczów. Powoływał się przy tym na... Tomasza Milewskiego, szefa bezpieczeństwa w klubie z Zabrza.
"Milewski mówi, że to wyrok nakazowy. Trzeba zaskarżyć. Pewnie się każdy nie przyznał. Stąd nie wzywano Milewskiego. A mieli mówić, że mieli akredytacje pod kurtką…" - pisał "Foka" w jednym z komunikatorów internetowych (cytat za "Wyborczą").
ZOBACZ: Lotto Ekstraklasa. Frekwencja na stadionach piłkarskich: rekord na koniec sezonu >>
Milewski wszystkiemu jednak zaprzecza. Twierdzi, że nikogo nigdy nie instruował, jak ma zeznawać w sądzie i nie ma też wpływu na to, że ktoś ("Foka" - przyp. red.) się na niego powoływał.