Maciej Kmita: Robert Lewandowski - dożywocie w Monachium (komentarz)

Przedłużając kontrakt z Bayernem, Robert Lewandowski porzuca swoje ambicje. Nie zostanie bohaterem spektakularnego transferu, nie sprawdzi się w innej mocnej europejskiej lidze i przede wszystkim godzi się z myślą, że już nie wygra Ligi Mistrzów.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Robert Lewandowski Getty Images / Steve Mount / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Nowa umowa Roberta Lewandowskiego z Bayernem ma obowiązywać do końca sezonu 2022/2023 - dwa lata dłużej niż obecna. Negocjacje kontraktowe zakończyły się więc jego i Piniego Zahaviego sukcesem, bo klub chciał umowy krótszej o rok. "Lewy" utrzyma też status najlepiej opłacanego zawodnika Bundesligi, co również ma swoją wymowę. Nowy kontrakt wzmocni i tak już silną pozycję Lewandowskiego w klubie, ale prawdziwe korzyści z pozostania kapitana reprezentacji Polski w Monachium może odnieść tylko klub. "Lewy" w poniedziałek, kiedy złoży podpis pod umową, dobrowolnie podda się karze piłkarskiego dożywocia.

Po pierwsze, Bayern ostatecznie potwierdzi swoją siłę, zatrzymując najlepszego zawodnika, który od kilku lat chciał zmienić otoczenie i głośno o tym mówił. Lewandowski został ujarzmiony i będzie musiał porzucić ambicję zostania bohaterem spektakularnego transferu, a między innymi to było jego motywacją, gdy zgłaszał chęć odejścia z Monachium. W czasach, gdy dziewięciocyfrowe kwoty nie robią na nikim wrażenia, "Lewy" mógł zostać najdroższym polskim piłkarzem i jedną z najdroższych "9" w historii futbolu.

Ten pociąg już odjechał. Bayern nie po to przedłuża z nim umowę, by za rok go sprzedać. A jeśli - czysto hipotetycznie - sytuacja się zmieni i do transferu dojdzie za dwa lata, to prawa rządzące transferowym rynkiem są bezlitosne: 33-letni Lewandowski nie będzie wart kilkudziesięciu milionów euro. Transferowe rekordy w wieku chrystusowym mógł bić tylko Cristiano Ronaldo.

ZOBACZ WIDEO Dorota Banaszczyk o Annie Lewandowskiej: Nigdy nie chciałam w nią uderzać. Uprawiamy inne dyscypliny

Po drugie, z "Lewym" szanse Bayernu na potwierdzenie dominacji w Niemczech są zdecydowanie wyższe, ale samemu Lewandowskiemu Bundesliga nie ma już nic do zaoferowania. W dziewięć lat Polak zdobył siedem mistrzostw, cztery Superpuchary i trzy Puchary Niemiec, jest najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii ligi (202) i czterokrotnym królem strzelców - częściej był nim tylko legendarny Gerd Mueller (7).

Czytaj również -> Marco Giampaolo - maniak ze słabością do Polaków

Sportowym celem Lewandowskiego mogłoby być odebranie "Der Bomberowi" miana strzelca wszech czasów Bundesligi, ale spójrzmy prawdzie w oczy: detronizacja Mueller jest nierealna. "Lewemu" brakuje do Niemca aż 163 trafień. By go dogonić, musiałby zdobywać średnio 32,6 bramki w każdym z pięciu najbliższych sezonów, a nawet w swoich najlepszych strzelał równo po 30 goli.

Klubowy rekord Muellera też jest oczywiście poza zasięgiem Lewandowskiego. W Bayernie "Lewy" nie ma już nic do wygrania - w Monachium wisi jedyny szklany sufit, którego Polak nie jest w stanie przebić. Kibice Bayernu nigdy nie zapomną jego spektakularnych występów, ale nie ma szans na to, by w przyszłości wymieniali jego nazwisko jednym tchem obok Franza Beckenbauera, Gerda Muellera, Karla-Heinza Rummeniggego, Lothara Matthaeusa, Olivera Kahna, Philippa Lahma czy Bastiana Schweinsteigera.

Bundesliga jest już dla Lewandowskiego za ciasna, a przedłużając kontrakt z Bayernem, "Lewy" porzuca ambicję sprawdzenia się w innej mocnej europejskiej lidze i rezygnuje z naturalnego impulsu do rozwoju, jaki dałaby mu zmiana otoczenia. W Bundeslidze zna już każdą szatnię, każde źdźbło trawy, a rutyna może osłabić nawet tak mocną chęć samodoskonalenia się, jaka cechuje Lewandowskiego.

Jeśli miałby opuścić Bayern, to tylko po to, by iść wyżej: do czołowego klubu hiszpańskiej Primera Division, angielskiej Premier League czy włoskiej Serie A. A grono klubów, odejście do których z Bayernu nie byłoby degradacją, maleje z każdym oknem transferowym. Przejście do Paris Saint-Germain byłoby usprawiedliwione tylko zwiększeniem szans na triumf w Lidze Mistrzów, tymczasem patrząc na panujący w Paryżu chaos, nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie Parc des Princes miał być ziemią obiecaną dla piłkarzy chcących dorzucić do swojej kolekcji Champions League. Świadczy o tym przykład Gianluigiego Buffona, który wrócił do Juventusu Turyn.

Czytaj również -> Mino Raiola zapowiada transfer Paula Pogby

I tu przechodzimy do kolejnego sportowego celu, z brakiem osiągnięcia którego Lewandowski zdaje się być już pogodzony, skoro zdecydował się zostać w Monachium. Bayern należy do grupy klubów, które co rok grają o pełną pulę, ale nie za wszelką cenę. Środki, które w ostatnich latach wystarczały mu do zdominowania Bundesligi, były zbyt skromne, by do końca liczyć się w walce o triumf w Lidze Mistrzów - monachijczycy po raz ostatni wystąpili w finale tych rozgrywek w 2013 roku.

W futbolu sześć lat to cała epoka. Lewandowski głośno domagał się odejścia od zachowawczej polityki transferowej i bardziej agresywnych, nastawionych na sukces w Europie ruchów, ale Uli Hoeness i Karl-Heinz Rummenigge założyli, że ewentualny triumf Bawarczyków w Lidze Mistrzów nie będzie efektem wyścigu zbrojeń, lecz długoletniego planu. Projektu, którego finalizacji Lewandowski może nie doczekać i dołączyć do klubu, w którym nikt nie chce być - największych piłkarzy w historii, którzy nie wygrali Ligi Mistrzów. Towarzystwo jest zacne, ale nikt nie marzy o tym, by wymieniać jego nazwisko obok Ronaldo czy Matthaeusa akurat w tym kontekście.

Gdy "Lewy" wypełni nowy kontrakt z Bayernem, będzie miał 35 lat i jedyne sportowo-życiowe marzenie, jakie wtedy będzie mógł spełnić, to to o zamieszkaniu w Los Angeles.

Maciej Kmita

Czy Robert Lewandowski postąpił słusznie, decydując się na przedłużenie umowy z Bayernem Monachium?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×