W niedzielę zespół wyruszył z Sao Paulo do Mendozy, gdzie we wtorek ma zagrać z miejscowym klubem - Godoy Cruz - w ramach Copa Libertadores. Z tym, że na miejsce ekipa jeszcze nie dotarła - samolot z piłkarzami na pokładzie był zmuszony awaryjnie wylądować w Buenos Aires - 760 km od miejsca docelowego.
Wszystko z uwagi na zondę. To wiatr wiejący w południowej części Ameryki Południowej. Bardzo silne podmuchy sprawiły, że pilot samolotu z piłkarzami na pokładzie, mimo dwóch prób, nie był w stanie "posadzić" maszyny. Wtedy podjęto decyzję skierowaniu samolotu do stolicy Argentyny.
"Samolot przez moment dotknął już nawet pasa startowego, ale podmuchy wiatru zmusiły pilota do ponownego wzniesienia się. To spowodowało panikę wśród pasażerów, a nawet wymioty u niektórych członków zespołu" - opisuje brazylijski serwis informacyjny "Globoesporte".
ZOBACZ WIDEO: Borussia Dortmund lepsza od Liverpoolu. Pięć goli w ciekawym sparingu
Wiatr osiągał prędkość nawet 70 km/h. W związku z zondą w Argentynie zginęła jedna osoba, a 60 osób zostało rannych (m.in. przez zwalone drzewa).
Drużyna Palmeiras do Mendozy uda się dopiero w dniu meczu - we wtorek. Do tego czasu pozostanie w Buenos Aires.
Zobacz także:
Transfery. Na Mbappe czekają wielkie pieniądze. Dostanie fortunę, jeśli odejdzie Neymar
ICC. Juventus - Tottenham. Świetne zachowanie Cristiano Ronaldo! Chłopiec był zachwycony