Po klęsce reprezentacji Polski na mundialu w Rosji wydawało się, że gorzej być nie może. Potem jednak już w sierpniu nasze drużyny odpadły z pucharów. Dziś wygląda na to, że nie ma mowy o przypadku. Dwie polskie drużyny przegrały w europejskich pucharach już w lipcu. Cracovia może skoncentrować się na rozgrywkach Ekstraklasy, Piast Gliwice jeszcze męczy się z zespołem z Rygi. Legia Warszawa ośmiesza się na Gibraltarze i w meczu z fińskim Kuopio. Tylko Lechia Gdańsk jeszcze trzyma fason.
Gdzie jest polska PKO Ekstraklasa? W tej chwili na 27. miejscu w Europie, ale jeśli nie przytrafi się nic spektakularnego, w przyszłym sezonie będziemy na miejscu 29. Tak czy inaczej najgorszym w historii.
To nie koniec. Nasza drużyna do lat 20 zagrała fatalnie na mistrzostwach świata, drużyna do lat 21 na mistrzostwach Europy we Włoszech ustawiła autobus na swoim polu karnym i próbowała w ten sposób coś ugrać. Co się stało z naszą piłką? Oto siedem grzechów polskiego futbolu.
ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski dla WP SportoweFakty: Szansa na medal na wielkim turnieju jest znikoma, ale chcemy dać Polakom radość i dumę
Marnowanie potencjału finansowego
Wiele krajów z regionu zazdrości nam warunków. Polskie kluby mają nowoczesne stadiony, dobre jak na region pieniądze z praw telewizyjnych, a także całkiem liczną widownię. Oczywiście w stosunku do innych, zwykle mniejszych krajów. Na mecze w Polsce, według danych szwajcarskiego instytutu CIES, w latach 2013-18 przychodziło średnio 8959 widzów.
Dla porównania Czesi mają na meczu średnio ok. 5 tysięcy widzów, Rumuni 3,5 tys, Węgrzy 2,7 tys., Słowacy 2,1 tys, Bułgarzy nieco ponad 2 tys. A przecież każdy kibic to klient. Gdyby zestawić ze sobą te kraje tylko w ciągu ostatnich trzech sezonów, z obecnym włącznie, wszystkie nas wyprzedzają. To pokazuje, że Polacy są jednym z najmniej efektywnie zarządzających narodów, jeśli chodzi o piłkę. Czyli w skrócie – nie znamy się na piłce, słabo nią zarządzamy.
Sprowadzanie "szrotu"
Albo znamy się, ale przede wszystkim na kombinowaniu. Ktoś powiedział, że kiedyś zarabiało się na ustawianiu meczów, a dziś na sprowadzaniu słabych i przepłaconych zawodników. Niestety plagą u nas stało się sprowadzanie średniej jakości mocno przepłacanych zawodników z Zachodu.
Zbyt często zarabia na tym agent i trener. A że trenerzy zmieniają się jak rękawiczki, to zmieniają się również piłkarze. Jak powiedział kiedyś Franciszek Smuda: "Przyjeżdża ciężarówka, wyrzuca piłkarzy i odjeżdża". Często są to pozornie tani zawodnicy zagraniczni, których trudniej zweryfikować.
Brak współpracy
Dyrektor sportowy federacji szwajcarskiej, Laurent Prince, powiedział kiedyś, że kluby i federacja muszą żyć w symbiozie, są od siebie zależne. Silna federacja to silne kluby i odwrotnie. U nas prezes PZPN, Zbigniew Boniek, wywołał konflikt z Ekstraklasą, od lat odżegnuje się od klubów, w każdym wywiadzie podkreśla, że nie może przecież powiedzieć klubom, co mają robić. I tu jest błąd.
Przykładowo w Holandii normą są regularne spotkania federacji z klubami. Panowie i panie prowadzą rozmowy, pokazują problemy, szukają wspólnych rozwiązań. W Polsce są to odrębne byty, gdyż każdy ma wielkie ambicje i trzyma berło w tornistrze.
Słabe szkolenie
Od tego wszystko się zaczyna. Tymczasem przeciętny polski zawodnik jest mało kreatywny, nie potrafi grać jeden na jednego, nie do końca rozumie, co się wokół niego dzieje, jest słabo przygotowany fizycznie.
Przesada? Wystarczy spojrzeć ilu polskich zawodników znaczy coś w najlepszych europejskich ligach. Jedyna liga, która z otwartymi rękami wita Polaków to włoska Serie A, a więc liga o najmniejszej intensywności spośród wszystkich topowych lig. Anglia i Hiszpania nie chcą naszych graczy, do Niemiec wysłaliśmy 2 zawodników w ciągu ostatnich 5 lat. Przeciętny polski piłkarz nie jest przystosowany do najwyższego poziomu. Niestety PZPN wciąż ignoruje ostrzeżenia i przez wiele lat nie przeprowadził żadnej szkoleniowej reformy. To oznacza, że przez najbliższe dziesięć lat wiele się w naszym futbolu nie zmieni
I to wielki dramat, bo oznacza to marnowanie potencjału. Dziś szacuje się, że w Polsce w piłkę gra między 700 a 800 tysięcy zarejestrowanych zawodników. Po doliczeniu niezarejestrowanych liczba może dojść do miliona. Pod tym względem Polska jest w pierwszej piętnastce na świecie.
Słabi trenerzy
Jeden z publicystów napisał kiedyś fajne zdanie: "Nie dzielmy trenerów na polskich i zagranicznych, ale na słabych i dobrych". Niestety nasi szkoleniowcy to dziś światowa czwarta liga. Są tu oczywiście bardzo solidni fachowcy, ale żaden na razie nie wypłynął poza nasze podwórko, żaden też nie sprawił sensacji w Europie. Dziś przyjeżdża do Polski średniej jakości trener z Niemiec, Kosta Runjaić i okazuje się, że merytorycznie jest poziom wyżej od naszych trenerów.
Szukanie wymówek
Położenie geograficzne kraju często ma ogromne znaczenie dla losów jego mieszkańców, co wiedzą wszyscy, którzy regularnie oglądają wiadomości. Np. Indonezję nawiedzają często trzęsienia ziemi, Stany Zjednoczone huragany, Włochy i Islandia kojarzą się z wybuchami wulkanów, zaś Chiny z częstymi powodziami. A Polska? Otóż jesteśmy jedynym krajem na świecie, w którym zgromadziły się absolutnie wszystkie możliwe przeszkody do uprawiania piłki nożnej.
- Nie mamy boisk
- Nasze dzieci są grube (wg badań co trzecie dziecko ma problem z masą ciała) i mało utalentowane
- Nie mamy imigrantów
- Dzieci grają w play station
- Nasze dzieci nie grają na podwórkach
ZOBACZ: Dlaczego Polacy nie chodzą na mecze
I tak dalej i tak dalej. Zamiast wyzwań, szukamy usprawiedliwień. Zabawne, że wiele z tych rzeczy to są faktyczne powody problemów. Tyle, że z większością z nich zmaga się wiele krajów. Niemcy i Anglicy mają play-station, zaś zanik gry podwórkowej to trend światowy, nie polska przypadłość. Jedni sobie radzą z tym lepiej, inni gorzej. My gorzej. Trudno na przykład przypomnieć sobie jakiś dobry program prowadzony przez kluby czy federację, który np. zachęcałby dzieci do uprawiania piłki.
Wyżej pisaliśmy, że mamy spory potencjał, ale on może być dużo większy. Warto zauważyć, że w Polsce nieco ponad 4 procent dzieci jest zarejestrowanych w klubach sportowych, a np. w Holandii jest to 27 procent. Próżno też szukać lobbingu związku w ministerstwach na temat możliwych rozwiązań, pokazywania szans i zagrożeń. Próżno szukać programów pomocowych dla dzieci z biedniejszych rodzin. Gdyby rolę związku ograniczyć do marketingowego wykorzystania Roberta Lewandowskiego, niewiele osób zauważyłoby różnicę.
Brak krytycznego spojrzenia
To niestety chyba nasza cecha narodowa. Wystarczy drobny sukces i polski kibic przestaje myśleć racjonalnie. Takim sukcesem polskiej piłki był ćwierćfinał mistrzostw Europy we Francji. Polacy zaczęli wyśmiewać i podważać inne nacje, nie biorąc pod uwagę, że nasz wynik to był przypadek, a ich wypadek. Pierwszy raz od 30 lat wyszliśmy z grupy na dużym turnieju.
Wiele wskazuje na to, że długo się taki wynik nie powtórzy. Niestety trudno było przetłumaczyć kibicom, że ten wynik to zbieg okoliczności. W jednym momencie zebrała się grupa niezłych piłkarzy i trafił się Robert Lewandowski, który był koniem pociągowym całej naszej piłki. Dopiero klęska w Rosji ostudziła nieco polskiego kibica. Aż do kolejnego małego sukcesiku.
ZOBACZ: Wielki świat zamyka drzwi przed polskim piłkarzem
Najnowszym świetnym przykładem jest zachwyt mediów i kibiców podczas mistrzostw Europy do lat 21. Nasza drużyna pokonała Belgię czy Włochy, ale był to futbol, którego nie dało się oglądać. Trzy mecze, 18 strzałów przeciwko 80 uderzeniom rywali, gra ultra defensywna i liczenie na rykoszet.
To był perfekcyjny obraz dzisiejszego polskiego futbolu. Patrząc na drużynę, nie zastanawialiśmy się, co dalej, kto zasili pierwszy zespół, ale liczyliśmy na farta i przypadek, który pozwoli nam przepchnąć się do kolejnej rundy. Gdybym Polska awansowała, świętowanie trwałoby do dziś.
Jaki jest system wymagań dla trenerów? (szkolenia, egzaminy, nauka, certyfikaty) (powinien być narzucony przez PZPN).
Jak trenerzy podnoszą swoj Czytaj całość