O krok od kolejnej rewolucji w Valencii. Jorge Mendes mąci w klubie

Getty Images / Na zdjęciu: Estadio Mestalla w Walencji
Getty Images / Na zdjęciu: Estadio Mestalla w Walencji

Portugalski agent Jorge Mendes o mało co nie doprowadził do rewolucji w Valencii. Menedżer tak podpowiadał właścicielowi klubu, że drużynę byli gotowi opuścić dyrektor sportowy, trener, a piłkarze byli o krok od zorganizowania strajku.

Zbyt długo wszystko układało się dobrze na Estadio Mestalla. Po znakomitej końcówce sezonu, wygranych rozgrywkach Pucharu Króla i awansie do Ligi Mistrzów w Valencii coś przecież musiało się zepsuć. I się zepsuło, a chaos w klubie niemal doprowadził do rewolucji.

Na kilka tygodni przed rozpoczęciem sezonu o krok od odejścia z Valencii był dyrektor sportowy Mateu Alemany, jego drogą zamierzał podążyć trener Marcelino Garcia Toral oraz szef skautingu Pablo Longoria. A wymienieni mają największe zasługi w odbudowie klubu, który przez lata był kojarzony z prowizorką i marnowaniem pieniędzy.

To nie koniec, bo przeciwko takim rozwiązaniom gotowi byli protestować piłkarze.

Skąd takie radykalne zmiany w Walencji po tak udanym sezonie? Otóż do akcji wkroczył właściciel klubu Peter Lim, któremu doradza jeden z największych agentów piłkarskich, Jorge Mendes. Obaj postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i przekonać, że najlepiej znają się na futbolu.

ZOBACZ WIDEO: Szalony mecz Manchesteru City z Liverpoolem. Decydowały karne! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

W połowie lipca doszło do spotkania Lima z Marcelino i Alemanym. Podczas niego właściciel miał zakomunikować, że sam będzie zajmował się transferami. Oczywiście formalnie, bo najwięcej do powiedzenia w tej kwestii miał mieć jego przyjaciel, wspomniany Mendes, lubujący się we wpychaniu do klubów swoich piłkarzy.

A Valencia przed długi czas była jego prywatnym folwarkiem. Jeszcze dwa lata temu miał on w drużynie aż 17 (!) swoich zawodników. Wszystko zmieniło się właśnie po pojawieniu się w klubie Alemany'ego. Hiszpan rozpoczął sprzątanie i wkrótce zostawiono tylko dwóch graczy ze stajni Portugalczyka - Gabriela Paulistę i Ezequiela Garaya.

Według hiszpańskich dziennikarzy Mendes nie chciał tego dłużej tolerować i postanowił namówić Lima, by ten ponownie obdarzył go zaufaniem. To właśnie agent miał mieć decydujący wpływ na wszystkie transferowe ruchy Nietoperzy i był niezadowolony z pozyskania Maxi Gomeza. Wolał, by mimo sprzeciwu Marcelino do drużyny dołączył jego napastnik, Radamel Falcao.

Alemany nie wyobrażał sobie funkcjonowania w takim bałaganie i postanowił odejść z klubu. Z kolei bez dyrektora generalnego pracy na Mestalla nie widział Marcelino i również miał zapowiedzieć, że w takim wypadku on również złoży wypowiedzenie. Media zareagowały natychmiast i poinformowały, że w takim wypadku bliski powrotu do pracy trenerskiej jest Jose Mourinho, który miał przejąć jego obowiązki (więcej TUTAJ).

Przy okazji wielkiego zamieszania na wierzch zaczęły wypływać zakulisowe informacje dotyczące relacji obu fachowców z Limem. Ekscentryczny Singapurczyk, którego już nie raz kibice chcieli zmusić do odejścia (w lipcu znów zorganizowano manifestację pod stadionem), miał zupełnie nie szanować Alemany'ego.

Według hiszpańskich dziennikarzy nie miał do niego zapisanego nawet numeru telefonu. Z kolei Marcelino miał stracić swoją posadę w styczniu tego roku, gdy Lim był już po słowie z Leonardo Jardimem. Do przejęcia Valencii przez Portugalczyka nie doszło tylko dlatego, że nagle otrzymał propozycję powrotu do AS Monaco.

Według hiszpańskich mediów odejścia Marcelino nie wyobrażali sobie piłkarze, którzy zapowiedzieli mu osobiście, że nie po to zdecydowali się pozostać w drużynie, by trener ich opuścił jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Na dodatek grupa zawodników, którzy mają najwięcej do powiedzenia w klubie (Dani Parejo czy Jose Gaya) miała zaprotestować także wobec możliwego odejścia Alemany'ego.

Leo Messi o swojej kontuzji. Wiadomo, co się stało. Czytaj więcej--->>>

Jednak na szczęście dla kibiców Valencii, nie będzie kolejnej w ostatnich latach rewolucji. Peter Lim spotkał się z dyrektorem generalnym i obaj panowie osiągnęli porozumienie. Hiszpan zostaje więc w klubie, a co za tym idzie trenerem nadal będzie Marcelino, czyli twórcy ostatnich sukcesów drużyny.

"Podczas spotkania dyrektorów i akcjonariuszy klubu pozytywnie oceniono dotychczasową pracę pionu sportowego, który nadal będzie funkcjonował w takim składzie i w oparciu o zaufanie do organizacji" - oświadczyła Valencia, co fani przyjęli z ogromną ulgą.

Nie tylko jednak Polacy wiedzą, że nic nie może wiecznie trwać. W Walencji czują ulgę, jednak wciąż żyją w obawie przed kolejnymi pomysłami właściciela z Singapuru, który potrafił już zatrudnić na stanowisku trenera telewizyjnego eksperta.

Komentarze (0)