Liga Europy. Glasgow Rangers - Legia Warszawa. Michał Kołodziejczyk: Koniec marzeń (komentarz)

PAP/EPA / ROBERT PERRY / Na zdjęciu: Radosław Majecki
PAP/EPA / ROBERT PERRY / Na zdjęciu: Radosław Majecki

Nie można od pierwszych minut bronić się przed szczęściem. Legia przegrała z Rangersami 0:1, bo bała się nacisnąć pedał gazu.

To nie jest dramat, ani katastrofa. To zwyczajny brak awansu do fazy grupowej Ligi Europy po bardzo wyrównanym dwumeczu z przeciwnikiem o znanej nazwie. Nie można napisać o przepaści, która dzieliła Legię od rywali, nie można napisać, że najedliśmy się wstydu i dobrze, że nas w Europie nie będzie. Porażka po golu w doliczonym czasie gry boli, bo takie gole bolą najbardziej. Jeśli Aleksandar Vuković mówił o tym, że w dwóch poprzednich sezonach Legia się kompromitowała, to tym razem kompromitacji nie było, ale być może pamięć o niej siedziała w głowach piłkarzy. Chciało im się grać, walczyli jak lwy, ale myślę, że zabrakło im trochę odwagi i wiary. Przekonania, że potrafią.

Rangersi nie byli lepszą drużyną niż tydzień temu w Warszawie. Grali pod presją, gubili się, wybijali piłkę na aut. Kibice na Ibrox bardzo szybko stracili do nich cierpliwość obawiając się najgorszego. Legia miała szanse, w pierwszej połowie doskonałej nie wykorzystał Luquinhas, po przerwie bardzo dużo ożywienia do gry wniósł Jarosław Niezgoda. To było jednak spotkanie dwóch przeciętnych drużyn, które marzyły o awansie, ale za bardzo nie miały pomysłu, jak marzenia zrealizować.

"Takie porażki bolą najbardziej" - Zobacz reakcje na porażkę Legii.

Zabrakło jakości, doświadczenia, spokoju, szybkości, nieprzewidywalności. W podróży do Glasgow Walerian Gwilia przez cały czas analizował na laptopie mecze Rangersów, dopytywał się siedzącego obok Jacka Zielińskiego o najlepsze możliwe zagrania w danym momencie. Być może wszystko było dokładnie rozrysowane przez trenera, ale jednocześnie do bólu przewidywalne.

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Czy Carlitos odejdzie z Legii Warszawa? "Do końca tygodnia może się to wyjaśnić"

Wynik nie jest sprawiedliwy. Sprawiedliwie byłoby, gdyby obie drużyny nie awansowały do fazy grupowej, bo zabrakło im czegoś więcej niż chęci do gry, czegoś ekstra, co sprawiałoby, że chciałoby się je dalej oglądać. Do podbijania Europy nie wystarcza kilkunastu przeciętnych piłkarzy, którzy rozumieją strzałki rozrysowane w szatni na tablicy. Potrzeba czasem kogoś, kto wsiądzie na konia na oklep i przeprowadzi tę jedną szarżę. Taką, jak rywale, kiedy minęła 90. minuta meczu.

Michał Kołodziejczyk

Źródło artykułu: