W poprzedniej serii gier łodzianie zremisowali u siebie z Garbarnią Kraków 1:1. Objęli prowadzenie po golu Marcina Robaka z rzutu karnego w 57. minucie, ale pięć minut zostawili w polu karnym Kamila Kuczaka, który wyrównał stan spotkania. W tamtym spotkaniu Widzew miał optyczną przewagę, ale nie przekuł jej na zwycięstwo (czytaj więcej o tym meczu).
- Czujemy niedosyt, bo liczyliśmy na trzy punkty. Mecz miał różne fazy. Łącznie oddaliśmy chyba 16 strzałów na bramkę, a przeciwnik 5. Zrobiliśmy wiele, by mecz wygrać, strzeliliśmy bramkę i gdy wydawało się, że przejmujemy kontrolę, przytrafił się błąd. A potem byliśmy nieskuteczni. Nie wychodziły też stałe fragmenty gry. To kwestia centymetrów. Ja wierzę, że zaczniemy strzelać ze stałych fragmentów, bo brakuje niewiele. Jest progres, ale oczekujemy więcej - mówił po tamtym spotkaniu trener Marcin Kaczmarek.
Trudno żeby wymagający kibice czerwono-biało-czerwonych byli zadowoleni z takich rezultatów. Wszak drużyna jest dopiero siódma w tabeli. Jednak zdaniem szkoleniowca trzeba nieco inaczej patrzeć na grę zespołu i w inny sposób ją analizować.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Polacy świetni w klubach, słabi w reprezentacji. Jak to wytłumaczyć? "Straciliśmy pomysł na grę"
- Nie jestem aż tak krytyczny. Za każdym razem chcielibyśmy wygrywać, robić postęp z meczu na mecz. Ja też liczyłem, że gra będzie lepsza, ale tak to się układa. Widzę w Łodzi bardzo duże ciśnienie na zdecydowanie lepszą grę Widzewa. Ja się z tym zgadzam, ale też wiem, jak pracujemy i nie jestem aż tak krytyczny, bo czasem powinniśmy spojrzeć na to przychylniejszym okiem w niektórych momentach. Jako dziennikarze czy kibice macie prawo do krytyki, a ja muszę oceniać to obiektywnie. Wszystko robimy wspólnie, by to wskoczyło na odpowiednie, oczekiwane przez wszystkich tory. Dalej będę robił wszystko jak najlepiej poprawię - tłumaczył Kaczmarek.
Na razie widzewiacy zdobyli czternaście bramek, co daje średnio ponad półtora gola na jedno spotkanie. Za działania ofensywne odpowiadają m.in. Marcin Robak, Rafał Wolsztyński czy Przemysław Kita, który wraca do gry po kontuzji.
- Można byłoby się zastanawiać po fakcie nad niektórymi rzeczami, czy Przemek nie powinien wejść wcześniej. Kita wszedł, zrobił zamieszania, ale to zawsze jest kwestia decyzji. Trafnych lub nie. Nie obronię się, bo zremisowaliśmy mecz. Przemek miał 4 tygodnie przerwy, a to nie jest krótki okres na poziomie centralnym. Musimy być cierpliwi w stosunku do niego - powiedział szkoleniowiec Widzewa Łódź.
Z kolei Wolsztyński, który wiosną przyszedł z ekstraklasowego Górnika Zabrze wciąż jeszcze sam ma świadomość, że stać go na więcej. Potwierdził to również trener Kaczmarek.
- On sobie zdaje sprawę, że ma jeszcze rezerwy. Musimy wymagać więcej od niego, zresztą jak od wszystkich. Rafał musi sobie z tym radzić. Ma wyznaczone zadania. Mamy większe oczekiwania od dwójki napastników. Wypadł nam Przemek Kita, który strzelił 3 bramki, musieliśmy to skorygować. Jest Rafał i jest Marcin, dużo czasu spędzamy na treningu, by mieli jasne role - podkreślił szef sztabu szkoleniowego.
Czytaj także: III liga: kolejna wygrana Ruchu Chorzów. Niebiescy coraz wyżej w tabeli
Przed łódzkim zespołem w najbliższy weekend ciekawie zapowiadające się spotkanie z rezerwami Lecha Poznań. Dla ekipy z al. Piłsudskiego to będzie niemałe wyzwanie pod kątem taktycznym.
- Lech to nie jest drużyna grająca chaotycznie, długą piłką, a raczej konstruuje akcje od tyłu. To drużyna nastawiona jest na rozwój, a nie czekająca tylko na to, by przeszkadzać rywalowi i być dla niego tłem. Grają swoje, starają się długo utrzymywać przy piłce, mają też kilka wariantów rozegrania stałych fragmentów gry. To poukładana ekipa i spodziewam się meczu bardziej "piłkarskiego" niż "szarpanego" - zapowiedział Kaczmarek.
Mecz Lech II Poznań - Widzew Łódź odbędzie się w sobotę 21 września o godzinie 17:00 we Wronkach.