Chińczycy szykują się na mundial. Budują kadrę z obcokrajowców

Getty Images / Fred Lee / Na zdjęciu: Marcelo Lippi
Getty Images / Fred Lee / Na zdjęciu: Marcelo Lippi

Z piłkarskich szkółek miała "wychodzić" zdolna młodzież, która stworzy światową potęgę. Słynny Włoch Marcello Lippi, trener reprezentacji Chin, ma inne plany, bo widzi, że ten model się nie sprawdza.

Chiny chcą dostać się na mistrzostwa świata w Katarze w 2022 roku. Zagrają tam cztery (maksymalnie pięć) zespoły z Azji. Do tego potrzeba im wzmocnionej kadry, o co stara się Marcello Lippi, były selekcjoner włoskiej reprezentacji i trener m.in. Juventusu. Pracował w Chinach od 2016 roku, w styczniu zrezygnował, by w maju ponownie objąć stery chińskiej drużyny narodowej.

Lippi widzi jedno wyjście - trzeba naturalizować jak najwięcej obcokrajowców. Decydujący krok został już zrobiony. Urodzony w Anglii 26-letni pomocnik, Nico Yennaris, został pierwszym naturalizowanym piłkarzem, który otrzymał powołanie do kadry. Piłkarz w przeszłości występował m.in. w Arsenalu. Teraz, jako nowy obywatel Państwa Środka, nazywa się Li Ke. W czerwcu wystąpił w dwóch spotkaniach przeciwko Filipinom i Tadżykistanowi.

U Yennarisa proces adaptacji przebiegał łatwiej, bowiem matka piłkarza jest Chinką, więc był uznawany "za swojego". W styczniu podpisał kontrakt z Beijing Guoan, zrezygnował z angielskiego obywatelstwa i dostał nowy paszport. Wcześniej było to nie do pomyślenia, bowiem w kadrze mieli grać tylko piłkarze urodzeni w Chinach.

ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Niefortunny wpis Legii Warszawa. "Przeprosiliśmy. Posypaliśmy głowy popiołem"

Włoski selekcjoner nalegał na zmianę. To on doprowadził do naturalizacji Tyiasa Browninga, 25-letniego środkowego obrońcy, którego dziadek pochodził z Chin. Pod koniec września piłkarz odebrał nowy paszport i teraz nazywa się Jiang Guangtai. Taki ruch pozwoli klubowi zawodnika - Guangzhou Evergrande - zwolnić miejsce dla obcokrajowca, bowiem obowiązuje limit trzech zagranicznych piłkarzy na jeden zespół.

Historia Komunistycznej Partii Chin

To nie koniec. Nowymi piłkarzami, którzy także mogą występować w kadrze, są Brazylijczycy: Ricardo Goulart (104 mecze w Super League, 71 goli) i Elkeson (155 meczów, 102 gole). Z pierwszym jest o tyle kłopot, że ma na koncie oficjalny mecz w kadrze Brazylii, choć nie wszedł na murawę. Z kolei Elkeson zrezygnował z brazylijskiego paszportu, dostał obywatelstwo i nazywa się teraz Ai Kesen.

10 września wystąpił w meczu przeciwko Malediwom i to jego uznaje się za pierwszego obcokrajowca w reprezentacji narodowej z prawdziwego zdarzenia, bo Elkeson nie ma jakichkolwiek związków z Chinami. W debiucie, wygranym przez jego nowy zespół 5:0 (druga runda eliminacji do MŚ w Katarze), zdobył dwa gole. W kolejce po paszporty oraz na występy w kadrze czekają kolejni zawodnicy: Alan Carvalho, Aloiso i Fernandinho.

Występ Elkesona wzbudził dużo większe emocje niż Nico Yennarisa. Hao Haidong - były piłkarz kadry, który pamięta udział Chin w finałach MŚ z 2002 roku - jest przeciwnikiem naturalizacji nowych kadrowiczów. - Nie czują związku z naszym krajem, to przerażające co się wyprawia. FIFA na to pozwala, ale to jeszcze nie powód, żeby tak robić. Przez takie działania nie staniemy się lepszymi piłkarzami nawet wtedy, gdybyśmy zdobyli mistrzostwo świata - powiedział były reprezentant kraju.

CZYTAJ TAKŻE Transfery: Chiny podbijają Europę. Koszty się nie liczą

Kandydaci na chińskich obywateli muszą przejść kurs z historii Komunistycznej Partii Chin, a klub co miesiąc składa raporty z ich zachowania. Do tego dochodzi egzamin ze znajomości języka, zwyczajów i historii kraju. W 2011 roku sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin (a od 2013 roku przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej), powiedział, że w przyszłości marzy mu się zwycięstwo w całym mundialu, więc plany Lippiego trafiły na podatny grunt.

Coś poszło nie tak

W Chinach naturalizacja obcokrajowców pokazuje, że ich długofalowy program wychowania piłkarskich mistrzów nie działa. Komunistyczne władze przywiązują wielką wagę do wychowania młodzieży. Dyscyplina i duże nakłady finansowe (zobaczcie TUTAJ, jak wygląda ośrodek treningowy Guangzhou Evergrande) - to był przepis na sukces. Potem jednak przyszedł Lippi, mistrz świata z reprezentacją Włoch z 2006 roku, i jako fachowiec ocenił: "jeśli chcemy z kadrą Chin odegrać jakąś rolę, dajcie mi obcokrajowców". Nikt nie patrzy na metrykę, liczą się efekty i awans na MŚ w Katarze.

Powrót włoskiego selekcjonera do kadry, po krótkim okresie pracy Fabio Cannavaro jako trenera reprezentacji Chin, był uwarunkowany wolną ręką w budowaniu zespołu. Nikt już nie czeka na złote pokolenie piłkarzy, każdemu się spieszy. Lippi stracił nadzieję, że uda się coś zbudować z samymi Chińczykami. Dobrze pamięta styczniowe 0:3 w Pucharze Azji przeciwko Iranowi, po którym wściekły wyjechał do domu. Grzmiał wtedy, że to niemożliwe, aby popełniać tyle błędów. Nie zamierza ponownie powierzać swojego utytułowanego nazwiska w ręce piłkarzy, którzy już raz go zawiedli.

Chen Xuyuan - chiński odpowiednik Zbigniewa Bońka - zapowiedział, że liczba naturalizowanych piłkarzy będzie ograniczona, a wyjątki będą robione dla zawodników długo związanych z krajem. Wątpliwe jednak, żeby ktoś odważył się pozbyć Lippiego i jego zaciężnej armii, jeśli uda się awansować na turniej w Katarze.

CZYTAJ TAKŻE Jose Mourinho odrzucił gigantyczną ofertę z Chin

CZYTAJ TAKŻE "Piątek? Nie mam słów". Marcello Lippi pod wrażeniem gry reprezentanta Polski

Komentarze (0)