Zdarzenie miało miejsce na początku wyjazdowego meczu z Brighton and Hove Albion. Jeden z piłkarzy drużyny gospodarzy dośrodkował piłkę w pole karne, Hugo Lloris próbował ją złapać, ale zdołał tylko zatrzymać na linii bramkowej. Nie złapał piłki, puścił ją, a sam wpadł do bramki. Upadając podparł się na lewej ręce, łokieć nie wytrzymał naporu ciała, ręka wygięła się w nienaturalny sposób.
Gdy Neal Maupay dobiegał do piłki i strzelał gola, jeszcze nie wiedział, jak bardzo bramkarz Tottenhamu Hotspur cierpi. A Lloris nie podnosił się, wył z bólu, podano mu tlen. BT Sports relacjonowało, że już w tunelu Francuz nadal krzyczał w męczarniach, potrzebował dodatkowej dawki morfiny. Od razu pojechał do szpitala.
Trener Tottenhamu Mauricio Pochettino nie miał wątpliwości, że uraz kapitana miał ogromny wpływ na mecz. - Kontuzja zmieniła emocje tego spotkania. Nasza drużyna cierpiała, nie była w stanie wejść na swój poziom i grać w piłkę - mówił Argentyńczyk.
ZOBACZ WIDEO: "Druga połowa". Niefortunny wpis Legii Warszawa. "Przeprosiliśmy. Posypaliśmy głowy popiołem"
Tottenham przegrał w Brighton aż 0:3 - Czytaj więcej o meczu.
Lloris miał ostatnio ogromnego pecha i ten wyjątkowy zły tydzień kończy w najgorszy możliwy sposób. W poprzedniej kolejce Premier League bramkarz Tottenhamu popełnił fatalny błąd w meczu z Southampton, gdy próbował kiwać się w polu karnym. Stracił piłkę, rywale zdobyli gola. Na szczęście Francuza jego koledzy z drużyny strzelili dwie bramki i klub z Londynu jeszcze szczęśliwie wygrał.
We wtorek w Lidze Mistrzów, w meczu z Bayernem Monachium zawodnicy mistrza Niemiec strzelali gola za golem, Lloris kapitulował aż 7 razy, a Tottenham przegrał 2:7.
I teraz ta kumulacja pecha. Kolejny błąd i do tego taka kontuzja...
Na razie nie wiadomo, w jakim stanie jest 32-letni mistrz świata.