Na pewno trzeba dać szanse młodym - rozmowa z Przemysławem Cecherzem, trenerem Stali Stalowa Wola

Przemysław Cecherz to bardzo młody szkoleniowiec. W swojej karierze prowadził już drużyny Hetmana Zamość i Tura Turek. Teraz zdecydował się na pracę w Stalowej Woli, która do najłatwiejszych nie należy. - Słyszałem jaką pracę wykonywał trener Władysław Łach. Trzeba mu oddać szacunek za to - powiedział Cecherz.

Kamil Górniak: Dlaczego wybrał pan pracę w Stalowej Woli?

Przemysław Cecherz: To było wszystko konkretne. Dostałem telefon w poniedziałek, w środę pojawiłem się w Stalowej Woli. Porozmawialiśmy kilkanaście minut i już. Wszystko zostało szybko załatwione, konkretnie i podjąłem decyzję.

Zdawał sobie pan sprawę, że od razu napotka pan problemy?

- W innych zespołach, w których pracowałem też były kłopoty. W Hetmanie Zamość nie dostawaliśmy pensji przez cztery miesiące. W Turku były problemy nie finansowe, ale innego rodzaju. Był kłopot z organizacją, bazą treningową. Wszędzie się małe czy większe problemy, ale wydaje mi się, że da się je rozwiązywać, tutaj w Stalowej Woli także.

W Stali będzie pan skazany na swego rodzaju samotność.

- Wiem właśnie. Słyszałem jaką pracę wykonywał trener Władysław Łach. Trzeba mu oddać szacunek za jego pracę, tym bardziej, że utrzymał zespół w lidze. Wydaje mi się, że miał już tego po prostu dość i postanowił odejść z klubu. Na pewno czeka mnie ciężka praca. Na pewno to będzie też jakieś wyzwanie. Uważam, że jest możliwe poukładanie tego wszystkiego.

Nie ma pan dość po pierwszych treningach i po spotkaniu z prezesami?

- Nie. Ja z założenia nie wnikam w sprawy finansowe piłkarzy. Nie obchodzi mnie to. Powiedziałem już chłopakom, że dla mnie oni muszą być zadowoleni. Każdy ma różne wymagania. Jeden 200zł, drugi 100tys, a trzeci 300tys. Ten co podpisze ma być zadowolony.

Początek przygotowań nie jest zły. Było 23 graczy. A co będzie jeśli w przyszłym tygodniu pojawi się ich o połowę mniej i to takich, których poziom sportowy nie gwarantuje dobrego wyniku sportowego?

- Jest to na pewno problem. Nie sądzę jednak żeby tak się stało. Obecny rynek transferowy nie jest łatwy. Piłkarz nie ma już tylu propozycji. Kluby obecnie szanują pieniądze. W ekstraklasie nie ma już bardzo wysokich kontraktów. Nie jest takie proste odejść. W Stali trochę szyki może pokrzyżować Cracovia Kraków. Zobaczymy jednak jak to się wszystko rozwiąże. Na rynku jest sporo zawodników i w przyszłym tygodniu pojawi się kilku w Stalowej Woli. Pierwsza liga jest na pewno jakimś magnesem.

Których graczy Cracovii chciałbym pan widzieć w Stalówce?

- Szczerze powiem, że wszystkich trzech. Karcza, Szwajdych i Cebulę.

A jeśli chodzi o Pawła Wasilewskiego?

- Wiadomo, że to nie jest gracz Cracovii. Trudno mi powiedzieć, dlaczego ten piłkarz tak słabo wypadał tutaj w Stali. Ja tego chłopca pamiętam jak grał w Hutniku Kraków. Chciałem go koniecznie mieć w Hetmanie, ponieważ w Hutniku strzelał mnóstwo bramek. Krakowianie wcale nie byli mocnym zespołem, bowiem spadali z ligi. Potem widziałem go w Kmicie Zabierzów, gdzie również robił pozytywne wrażenie. Tutaj nie wiem dlaczego tak słabo wypadał. Chciałbym go sprawdzić tylko nie wiem czy mają tutaj do niego cierpliwość i czy on ją ma.

Jaki styl gry pan preferuje? Bardziej ofensywny czy defensywny?

- Trzeba na pewno patrzeć po tym, kogo się ma. Trzeba także dobierać odpowiednią taktykę pod drużynę, z którą się gra. Mam swoją wizję. Lubię wysoko odbierać piłkę, wysoki pressing, twardą, ostrą grę. Zresztą każda ekipa, którą prowadziłem miała dużo kartoników. Tego wymagam. To jest na pewno ryzykowna gra, ale się na pewno podoba.

Stal za kadencji trenera Łacha grała tylko z jednym napastnikiem i to się sprawdzało.

- Tak dokładnie. Władysław Łach preferował grę w ustawieniu 4-2-3-1. Uważam, że na dany moment była optymalna. Trener Łach nie miał tak naprawdę takich dwóch doskonałych napastników. Nie było takich graczy, którzy stworzyliby przewagę z przodu, ale i cofali się do obrony jak to mam miejsce przy ustawieniu 4-4-2.

Konrad Cebula grał takiego podwieszonego gracza pod napastnika.

- Trener Łach wiedział gdzie go ustawić, ponieważ to doświadczony szkoleniowiec i umiał dopasować sobie ludzi pod system jaki preferował. Naprawdę, ale to było chyba optymalne w danym momencie. Zresztą to widać po wynikach. Utrzymał Stal w lidze.

Stalówka będzie miała najmłodszy duet szkoleniowy w pierwszej lidze. Czy w młodości siła?

- Tak? (Śmiech). Czy 36 lat to tak mało? Maciej Skorża w podobnym wieku zdobył mistrzostwo Polski.

Stali potrzeba wzmocnień. Kto to będzie? Uznani piłkarze, młodzi, czy może tacy, którzy do końca nie pokazali swoich możliwości?

- Na pewno trzeba dać szanse młodym. Będziemy musieli ściągnąć kilku młodych chłopców z okolic i im się przyjrzeć. Trzeba powoli wprowadzać ich do drużyny, dać im możliwość trenowania i ogrywania się w lidze. Muszą się uczyć od doświadczonych graczy takich jak Jaromir Wieprzęć. Myślę o ściągnięciu 3-4 graczy, którzy są obyci ligowo.

Czyli z nazwiskami?

- Czy to są nazwiska? Każdy ma nazwisko. To muszą być właśnie tacy, którym liga nie jest obca.

Dyrektor klubu mówił, że do Stalowej Woli napływają oferty od zawodników z ekstraklasy.

- Tak. Jeśli chodzi o oferty, to ja mam przy sobie nawet ze 40. Nie chciałbym pokazywać laptopa, ponieważ tam jest kolejnych 150. Wszyscy są zdolni, dobrzy i grali w lidze. Tylko ja nie wiem gdzie ta liga jest. Na pewno menadżerowie mają swoje walory, ponieważ siedzą w tym i wiedzą gdzie kto gra. Niemniej jednak w tym krótkim okresie letnim trzeba wiedzieć kogo się ściąga. Nie można strzelać, próbować, ale wiedzieć co może zagwarantować takich zawodnik. 15 czy 17 piłkarza można już ściągać i dawać mu szansę. Tą 14-15 trzeba mieć i wiedzieć kim grać.

Czyli nie przewiduje pan rewolucji w składzie?

- Nie chciałbym. Powiem tak, że z tego składu, który grał tutaj na wiosnę 12-13 osób to wartościowi chłopcy.

Jesienią kadra Stali była bardzo wąska. Zdarzało się, że na wyjazdy jeździło 12-13 graczy. Wiosną było lepiej, bowiem było tych zawodników już ponad 20. Czy chciałbym pan utrzymać podobny stan liczbowy w drużynie?

- Musi być w kadrze tych 22 graczy. Trzeba mieć tylu piłkarzy, ponieważ w mniejszej liczbie jest ciężko przeprowadzać treningi przed meczem.

Miał pan już rozmowę z kibicami.

- Tak zgadza się. Bardzo przyjemna konwersacja.

W Stalowej Woli trener musi liczyć na wsparcie kibiców.

- Kibice to bardzo duży kapitał w Stalowej Woli. W poprzednim sezonie na spotkania w lidze przychodziło minimum 3000 widzów, a zdarzało się, że było ich i 5000. To duży kapitał dla zespołu. Dlatego warto trenować, warto mieć wyniki, ponieważ dla kogoś się to robi.

Atmosfera na meczach w Stalowej Woli jest wyśmienita, co nawet potwierdzają piłkarze z innych drużyn.

- Ja też to pamięta, że kibice do końca są ze Stalówką. Mało tego. Na wyjazdy jeździ także bardzo dużo sympatyków zielono-czarnych.

A co pan sądzi o boisku, na które wszyscy narzekają?

- Nie da się ukryć, że nie jest ono w najlepszym stanie. Rewelacją nie jest, ale w Turku było jeszcze gorsze.

Komentarze (0)