Zdaniem trenera Czerwono-Niebieskich, jego zespół nie przystępował do spotkania w roli faworyta, ale zagrał znacznie skuteczniej drużynowo, co przyniosło efekt w postaci wygranej.
- Odbył się mecz dwóch drużyn z innych pułapów, bo Śląsk, który ma bardzo doświadczony zespół, jest obyty w Ekstraklasie i przegrał tylko jeden mecz. My mamy siedem porażek i faworyt był dość klarowny moim zdaniem. Cieszę się, że po raz drugi z rzędu boisko pokazało, że założenia przedmeczowe typu kto jest faworytem się nie zawsze sprawdzają - przyznał Marek Papszun.
Choć może widowisko kibiców nie porywało, szkoleniowiec Rakowa Częstochowa był zadowolony z tego, jak pod względem taktycznym zaprezentowali się jego piłkarze.
ZOBACZ WIDEO: Serie A. Juventus - Bologna: świetne interwencje Skorupskiego nie pomogły [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Uważam, że pokazaliśmy się jako mega kolektyw. Drużyna zapracowała na to zwycięstwo i to był najlepszy taktycznie mecz do tej pory. Byliśmy konkretni, stworzyliśmy kilka dobrych szans i nawet mogliśmy zdobyć bramkę wcześniej. To co los zabrał, trochę oddał. Ale zostawiłbym go jako ostatni czynnik, bo drużyna bardzo mocno zapracowała neutralizując bardzo dużą siłę przeciwnika w ofensywie. Po drugiej stronie w ataku grali Musonda, Placheta, Marković... trzeba było się bardzo natrudzić, by nie stworzyli sytuacji. Doceniam ten wysiłek - dodał Papszun.
Z drugiej strony trener ekipy spod Jasnej Góry nie uważa, że Śląsk jest zespołem łatwym do pokonania, choć ostatnie wyniki tej ekipy (cztery punkty w sześciu meczach) mogłyby na to wskazywać.
- W tych meczach - nawet przegranych - wrocławianie mieli sytuacje. Starcie z Koroną mogli wygrać spokojnie. Taka jest piłka. Trzeba spokojnie podchodzić do tego z dystansem. Na pewno widać jakość w tym zespole i rękę trenera, że zespół wie, co ma robić, a my się przeciwstawiliśmy temu. To nie jest łatwe, trzeba to przełamać, ale widać w zespole potencjał i że jest myśl, co do budowy tego zespołu - podkreślił trener Rakowa.
W zupełnie innym nastroju po meczu był trener Vitezslav Lavicka, który po raz kolejny wraz z zespołem musi borykać się z ogromnym niedosytem po golu straconym w samej końcówce.
- W ostatnich minutach Raków walczył, miał nową energię. My musieliśmy robić rotacje w obronie, choćby ze względu na kontuzję Puerto. To nie jest pierwszy raz, gdy "tracimy" mecz w ostatniej jego części. Podobnie było na Koronie. Musimy walczyć, mysi być charakter, większe zaangażowanie, większa odpowiedzialność za to, co dzieje się na boisku - wyliczał szkoleniowiec Śląska Wrocław.
56-letni trener z Czech dodał, że nie zaskoczyło go to, że częstochowianie rozpoczęli mecz ustawieniem z trzema obrońcami. To akurat nie był największy problem jego ekipy.
- Wiedzieliśmy, że Raków gra takim ustawieniem. W przerwie reprezentacyjnej przygotowywaliśmy się na ten styl gry. Ci zawodnicy, jak Filip Marković na "dziewiątce"... chcieliśmy dać sprytniejszych, szybszych i bardziej zwrotnych piłkarzy. Za mało dobrych okazji było tego wieczora. Mecz nawet w pewnym momencie rozgrywał się z pola karnego do pola karnego, ale w końcówce gospodarze pokazali większą wolę walki - dodał Lavicka.