Unai Emery, który półtora roku temu zastąpił na Emirates Arsene'a Wengera, w piątek został zwolniony z Arsenalu. Hiszpan odszedł z londyńskiego klubu, nie zdobywając z nim ani jednego trofeum. Jego los przesądziła czwartkowa porażka w Lidze Europy z Eintrachtem Frankfurt (1:2). Był to siódmy kolejny mecz Arsenalu bez wygranej - takiej niemocy londyńczycy nie mieli od 1992 roku.
O nieudanej przygodzie Emery'ego z Arsenalem i jego potencjalnych następcach dla WP SportoweFakty pisze Rafał Nahorny, ekspert CANAL+:
Od kilku tygodni nikt już nie pytał, czy Arsenal zwolni Unaia Emery'ego, tylko... kiedy to zrobi. Zresztą bukmacherzy na Wyspach też nie pozostawiali hiszpańskiemu szkoleniowcowi złudzeń. Według nich, wśród menedżerów Premier League sam ustawił się pierwszy w kolejce po dymisję, przed Marco Silvą z Evertonu oraz Ralphem Hasenhuettlem z Southampton. I czara goryczy właśnie się przelała. Po czwartkowej porażce w meczu Ligi Europy, u siebie z Eintrachtem Frankfurt, szkoleniowiec stracił pracą. Jako trzeci w tym sezonie w angielskiej ekstraklasie - po Javi Garcii z Watfordu i Mauricio Pochettino z Tottenhamu.
ZOBACZ WIDEO: Rosną szanse Roberta Lewandowskiego na Złotą Piłkę? "Messi i Ronaldo zeszli na ziemię"
Półtora roku temu, po trwających ponad dwie dekady rządach Arsene'a Wengera, klub z Emirates na następcę francuskiego menedżera wybrał trenera, który wraz z Sevillą trzy razy triumfował w Lidze Europy, a z PSG zdobywał mistrzostwo Francji. Mało kto wtedy kwestionował wybór Emery'ego. Wręcz przeciwnie, wiązano z nim w Arsenalu duże nadzieje.
Pierwszy sezon z nowym menedżerem nie zapowiadał katastrofy. Hiszpan potraktował go jako rekonesans, zapoznanie się z zespołem. W porównaniu z ostatnim rokiem pracy Wengera, stołeczni Kanonierzy zrobili nawet postępy - w Premier League zdobyli 7 punktów więcej i awansowali z 6. na 5. miejsce. Grali też - fakt, że bez powodzenia - w finale Ligi Europy.
Czytaj również -> Największe rozczarowania sezonu w Europie
Latem amerykański właściciel Stan Kroenke nie żałował funduszy na wzmocnienia, bo trudno inaczej nazwać pobicie klubowego transferowego rekordu, czyli wydanie aż 72 mln funtów na skrzydłowego Nicolasa Pepe z Lille. Do kadry zespołu dołączyli też obrońcy David Luiz z Chelsea i Kieran Tierney z Celticu, pomocnik Dani Ceballos z Realu Madryt oraz napastnik Gabriel Martinelli z Ituano. Wydawało się, że na miejsce Aarona Ramseya i Laurenta Koscielnego , którzy opuścili Arsenal, znaleziono godnych zastępców.
Jeszcze na początku października Kanonierzy w Premier League byli na trzecim miejscu, a rywalizację w grupie w Lidze Europy rozpoczęli od trzech zwycięstw. Niby stylem gry nie zachwycali, ale przynajmniej punktowali. W to, co zdarzyło się później, wielu nie może uwierzyć do tej pory...
Otóż Arsenal nie wygrał w ekstraklasie i pucharach żadnego z siedmiu meczów, a takiej serii nie miał od 27 lat! Odpadł z Carabao Cup, a w ligowej tabeli obsunął na 8. miejsce, tracąc kontakt z czołówką. Wprawdzie czwartkowa porażka z Eintrachtem raczej awansu do 1/16 finału Ligi Europy londyńczykom nie odbierze, ale postawa Kanonierów, zwłaszcza w drugiej połowie, nie dawała nadziei na rychłą poprawę wyników.
Po tym, jak latem strajkował Koscielny, wymuszając transfer do Bordeaux, jak odpór złodziejom samochodów dali Sead Kolasinac i Mesut Oezil, sądził Emery, że już nic gorszego go nie spotka. Menedżer jednak pomylił się okrutnie, bo także na boisku fortuna mu nie sprzyjała, a piłkarze coraz głośniej narzekali na jego przestarzałe metody treningowe.
O marnym stanie defensywy Arsenalu najdobitniej zaświadcza fakt, że Bernd Leno to najbardziej zapracowany bramkarz w Premier League. Rywale bowiem przedzierają się w jego kierunku lewą i prawą stroną, a już środkiem chyba najchętniej. I strzelają na bramkę do woli, no bo skoro ich nikt nie zatrzymuje...
Czytaj również -> Ważny werdykt ws. tragedii na Hillsborough
Ale atakują Kanonierzy niewiele lepiej, niż bronią, bo współpraca pomocników z napastnikami układa się kiepsko. Menedżer nie mógł się zdecydować, czy potrzebuje Oezila, czy wolałby go sprzedać, a najdroższy w historii klubu Pepe, który w ubiegłym sezonie był wicekrólem strzelców francuskiej Ligue 1, strzelił w Premier League tylko jednego gola i to z rzutu karnego. W tej sytuacji aż strach pomyśleć, gdzie byłby dziś Arsenal bez ośmiu goli strzelonych przez Pierre'a-Emericka Aubameyanga.
No i wreszcie czas na kapitana. Był nim Granit Xhaka raptem miesiąc, ale w tym czasie, zwłaszcza schodząc z boiska w meczu z Crystal Palace, narozrabiał tak, że dolewając oliwy do ognia, podpisał wyrok na siebie (najpewniej odejdzie już w styczniu) i przy okazji na menedżera. Obrażając kibiców, doszczętnie zepsuł relacje fanów z piłkarzami i menedżerem, a atmosfery w szatni też nie poprawił.
W tej sytuacji władze klubu, chyba bez większego żalu, zwolniły Emery'ego, a rolę tymczasowego menedżera powierzono byłej gwieździe Arsenalu - Fredrikowi Ljungbergowi, a wśród kandydatów do pracy z Kanonierami na stałe wymienia się Nuno Espirito Santo z Wolverhampton, Eddiego Howe'a z Bournemouth, byłego menedżera Juventusu Massimiliano Allegriego, drugiego trenera Manchesteru City Mikela Artetę, a nawet Pochettino, który kiedyś deklarował, że oferty z Arsenalu nigdy nie przyjmie.
W niedzielę zaś rozbity Arsenal jedzie do beniaminka z Norwich City i na Carrow Road wcale nie będzie faworytem.