Liga Mistrzów: Bayern Monachium ma nieobliczalnego rywala. W lutym Chelsea może być znacznie silniejsza

Getty Images / Paul Harding / Na zdjęciu od lewej: Tammy Abraham i Marcos Alonso
Getty Images / Paul Harding / Na zdjęciu od lewej: Tammy Abraham i Marcos Alonso

Bayern Monachium nie trafił w 1/8 finału Ligi Mistrzów na rywala najsilniejszego, ale na pewno najbardziej nieobliczalnego. Odmłodzona jak nigdy Chelsea nieźle zaczęła sezon, a w lutym może być znacznie mocniejsza kadrowo.

Bawarczycy jako zwycięzcy grupy B (zdobyli komplet 18 pkt., wyprzedzając na finiszu Tottenham Hotspur, Olympiakos Pireus i Crvenę Zvezdę Belgrad) mieli przywilej rozstawienia. "The Blues" byli w drugim koszyku, bo zajęli 2. pozycję w grupie H (za Valencią, a przed Ajaxem Amsterdam oraz Lille OSC).

Latem w klubie ze Stamford Bridge doszło do przełomu. Mimo triumfu w Lidze Europy (po efektownej wygranej 4:1 w finale z Arsenalem) z posadą menedżera pożegnał się Maurizio Sarri, a jego miejsce zajął uwielbiany przez kibiców Frank Lampard, który jako piłkarz spędził w Chelsea 13 lat i rozegrał dla niej ponad 400 spotkań.

Zakaz transferowy i najmłodszy skład w erze Romana Abramowicza

Nowy trener miał bardzo trudne zadanie, bo "The Blues" stracili Edena Hazarda, którego na rok przed wygaśnięciem kontraktu sprzedano do Realu Madryt. Wypełnienie ogromnej wyrwy na skrzydle nie było możliwe, bowiem na klub nałożono zakaz transferowy. Przebieg tej kary i tak ułożył się dla londyńczyków nie najgorzej i zamiast dwóch okienek, obowiązywała ona tylko w jednym. Zimą zatem Chelsea będzie już mogła dokonywać zakupów.

Zobacz wideo: wielkie emocje w finale Ligi Mistrzów. Chelsea grała z Bayernem

Latem do triumfatora Ligi Europy trafił tylko Christian Pulisić (pozyskany pół roku wcześniej z Borussii Dortmund), pozostałe luki w składzie Lampard musiał łatać młodzieżą i zawodnikami wracającymi z wypożyczeń. Te ruchy wyszły mu nadspodziewanie dobrze.

Po zebraniu szlifów w The Championship, na Stamford Bridge wrócili Tammy Abraham i Mason Mount - zawodnicy, których przeciętny kibic futbolu dotąd praktycznie nie znał, a którzy okazali się bardzo dużymi wzmocnieniami "The Blues". Ten pierwszy uzbierał już 11 goli w Premier League i jest najlepszym strzelcem zespołu. Mount też ma niezłe liczby (5 bramek i 2 asysty) i uchodzi za ogromny talent.

->Losowanie Ligi Europy: Olympiakos Pireus - Arsenal hitem 1/16 finału

Już w trakcie rozgrywek Lampard wprowadził do składu innego wychowanka - prawego obrońcę Reece'a Jamesa, przedłużono też umowę ze skrzydłowym Callumem Hudsonem-Odoim, o którego jeszcze niedawno mocno zabiegał nie kto inny jak Bayern Monachium.

Ta mieszanka młodości z doświadczonymi zawodnikami, którzy pozostali w Londynie, dała niezłe efekty. Niektórzy wróżyli odmłodzonej ekipie nawet mroczny środek tabeli, tymczasem dziś Chelsea zajmuje 4. miejsce i choć na skutek ostatnich kiepskich wyników (po serii sześciu ligowych zwycięstw, nadeszła passa pięciu meczów, w których londyńczycy wygrali zaledwie raz) przewaga nad grupą pościgową stopniała tylko do trzech punktów, sytuacja w tabeli wciąż jest niezła, a właśnie pierwsza czwórka pozostaje w obecnym sezonie najważniejszym celem klubu.

W lutym Chelsea znacznie mocniejsza?

Odwieszenie zakazu transferowego to dla "The Blues" ważna i dobra wiadomość. Roman Abramowicz przygotował dla Lamparda aż 150 mln funtów na wzmocnienia, przez co londyńczycy mogą być zimą jednym z najaktywniejszych klubów na rynku. Tak duży budżet na transfery to przede wszystkim efekt sprzedaży Edena Hazarda. Środków pozyskanych latem Chelsea nie mogła wydać, zrobi to więc teraz.

Giełda nazwisk, które mogą trafić na Stamford Bridge, wygląda bardzo ciekawie. W tym gronie są m. in. Nathan Ake (AFC Bournemouth), Ben Chilwell (Leicester City), Jadon Sancho (Borussia Dortmund), Wilfried Zaha (Crystal Palace) czy Timo Werner (RB Lipsk). W Anglii mówi się o trzech dużych transferach do Chelsea i jeśli te plany faktycznie zostaną zrealizowane, to w lutym, gdy rozpocznie się dwumecz z Bayernem Monachium, Frank Lampard może mieć jakościowo znacznie silniejszą drużynę.

Bayern nie trafił najgorzej (w gronie potencjalnych rywali miał choćby Real Madryt), ale i tak musi uważać. W Monachium zapewne wszyscy mają w pamięci niesamowity finał Ligi Mistrzów z 2012 roku. Bawarczycy rozgrywali go na własnym stadionie, mimo to po ostatnim gwizdku mogli tylko złapać się za głowy. Na bramkę Thomasa Muellera odpowiedział Didier Drogba, a w konkursie rzutów karnych Iworyjczyk wykorzystał ostatnią jedenastkę i to Chelsea świętowała w Niemczech pierwszy w historii triumf w Champions League.

->Premier League. Arsenal - Manchester City: popis Kevina De Bruyne, mistrz Anglii rozbił "Kanonierów" w hicie

Wtedy londyńczycy byli rewelacją rozgrywek, a nikt na nich nie stawiał, bo w Premier League zawodzili na tyle mocno, że Andre Villas-Boas stracił pracę na rzecz Roberto Di Matteo. Włoch skonsolidował zespół na tyle, że ten wyrzucił za burtę SSC Napoli, Benficę Lizbona i Barcelonę, zaś w finale ograł Bayern, doprowadzając do jednej z największych pucharowych niespodzianek w najnowszej historii.

Dzisiejsza Chelsea też nie jest faworytem, lecz jest z pewnością jeszcze bardziej nieobliczalna niż wtedy. Widać to było zresztą już w fazie grupowej. Londyńczycy tracili bramki, ale w spotkaniu z Ajaxem Amsterdam potrafili wyjść ze stanu 1:4 i wywalczyć remis 4:4, który zresztą sprawił, że holenderskiej ekipy zabraknie w 1/8 finału.

Grafika za SofaScore.com:

Źródło artykułu: