Ale wygląda na to, że krakowskiej Wiśle ta sztuka w obecnym okienku transferowym się udała, choć pozbycie się znudzonych grą pod Wawelem Marcina Baszczyńskiego i Marka Zieńczuka kokosów klubowi nie przyniosło. Białej Gwieździe udało się pozyskać za darmo gracza na wysokim poziomie - Mariusza Jopa, a także Słoweńca Andraza Kirma, reprezentanta swojego kraju, za kwotę rzędu 400-500 tysięcy euro. Są to zawodnicy, którzy mogą bez dwóch zdań stać się godnymi zastępcami swoich poprzedników. Jop ma predyspozycje zarówno do gry jako stoper, jak i prawy obrońca. Baszczyński zdecydowanie preferował grę na prawej stronie, więc nowy nabytek Wisły wydaje się być bardziej uniwersalnym graczem, jeśli chodzi o formację defensywną. No i przez pięć lat nabrał doświadczenia dzięki grze w mocniejszej lidze (reprezentował barwy FK Moskwa). Kimr z kolei zbierał świetne recenzje w swej rodzimej lidze, uważany jest także za jedną z nadziei słoweńskiej piłki.
Wielkim jak na polskie realia wzmocnieniem krakowian wydaje się być także sprowadzony z Bełchatowa Łukasz Garguła. Jest trochę prawdy w stwierdzeniu, że ze złamaną nogą lepiej potrafiłby się zaprezentować na boisku od połowy pomocników naszej ligi. Gdyby nie groźne urazy, kto wie, czy dzisiaj nie grałby w niezłym europejskim klubie. Mimo jego kontuzjogenności, Wisła powinna się cieszyć, że zdołała nie płacąc ani grosza ściągnąć piłkarza takiego formatu.
Wciąż natomiast nie udało się krakowianom sprowadzić na Reymonta golkipera, który mógłby jak równy z równym konkurować o miejsce w bramce z Mariuszem Pawełkiem, któremu do naszej elity w tym fachu jednak troszkę daleko. Ilie Cebanu, mołdawski rezerwowy bramkarz Białej Gwiazdy, na prywatnym blogu wyraża zaniepokojenie swoją sytuacją, zważywszy, że miał zostać wypożyczony do Polonii Bytom, ale w ostatniej chwili przenosiny piłkarza zablokował dyrektor sportowy Jacek Bednarz. Wisła testuje dziesiątki zawodników na tę pozycję, ale na żadnego wciąż się nie zdecydowała. Ta komedia wydaje się nie mieć końca.
Na drugim miejscu, jeśli chodzi o dotychczasowe transfery tego okienka (transfery do, nie z), można by było ulokować poznańskiego Lecha, choć mowa o jakiś szczególnych zakupach i wzmacnianiu się byłaby w tym przypadku mocno niezasadna. Tym bardziej, że z drużyny odszedł Rafał Murawski, niezwykle szanowany przez kibiców Kolejorza. Środkowy pomocnik za kwotę 3 milionów euro wzmocnił mistrza Rosji, ekipę Rubinu Kazań. Działacze Lecha postawili sprawę jasno, że mogą pozwolić na sprzedaż maksymalnie jednego zawodnika z grona tych najważniejszych, i nic nie wskazuje na to, by coś się miało w tym względzie zmienić. Do zespołu przyszli utalentowani Grzegorz Kasprzik (bramkarz Piasta Gliwice) oraz Krzysztof Chrapek (napastnik Podbeskidzia Bielsko-Biała).
Warszawska Legia z kolei znów rozczarowuje swoich sympatyków, gdyż jak dotąd nie zdecydowała się sprowadzić za pieniądze nawet jednego gracza. Pozyskanie za darmo Marcina Mięciela to dobre posunięcie, ale na zdobycie mistrzostwa to jednak za mało. Ostatnie głośniejsze transfery klub z Łazienkowskiej przeprowadził kilka lat temu za kadencji Dariusza Wdowczyka. Od tamtej pory dla stołecznego klubu wydawanie pieniędzy to zło, którego trzeba unikać.
Mocniejszy niż w minionym sezonie wydaje się być zespół GKS-u Bełchatów, mimo utraty wspomnianego wyżej Garguły. Do klubu z wypożyczenia wrócił Carlos Costly, pozyskani zostali także młodzi i zdolni Maciej Małkowski i Maciej Korzym. Do drużyny przyszedł kupiony z Korony Kielce Marek Szyndrowski, choć jego szanse na zaistnienie w ekstraklasie można określić jako znikome.
To chyba tyle ciekawostek, o jakich wypadałoby wspomnieć w kontekście dotychczasowych ruchów transferowych w naszej lidze. Do zamknięcia bieżącego okienka jeszcze sporo czasu, ale fajerwerków spodziewać się nie należy. Można powiedzieć, że pewne rzeczy w życiu po prostu się nie zmieniają.