Bundesliga. Lars Windhorst. Dziewięć żyć właściciela Herthy

Najpierw dumnie prężył muskuły po sprowadzeniu polskiego napastnika Krzysztofa Piątka. Wkrótce wszystko się odwróciło, klubem wstrząsnęło odejście mistrza świata Juergena Klinsmanna. Ale Lars Windhorst nigdy się nie poddaje.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Lars Windhorst Getty Images / Na zdjęciu: Lars Windhorst
Gdy Klinsmann przekonywał Polaka, by porzucił Milan i przeniósł się do Berlina, nasz rodak i jego agent, o czym wspominali w mediach, mieli ciarki na plecach. Słynny niegdyś niemiecki piłkarz o nowym projekcie na Herthę Berlin opowiadał z taką pasją i tak przekonująco, że nie sposób było odmówić zaproszenia.

Polak za 27 mln euro dołączył do ekipy, którą buduje niemiecki miliarder chcący przerwać hegemonię Bayernu Monachium. Ale Klinsmann nagle, po 10 tygodniach pracy i ostatniej porażce z FSV Mainz 1:3, podał się do dymisji.

W czwartek na konferencji prasowej Lars Windhorst mówił: - Ten problem na pewno nie zmieni naszych planów. Nadal będę budował w Berlinie silny klub i zespół - zapewniał 43-latek. I nadal może mu się udać, bo to człowiek, który nie doszedłby do miejsca, w którym się znajduje, gdyby nie charakter.

ZOBACZ WIDEO: Artur Wichniarek skomentował transfer Krzysztofa Piątka. "Nie wiem, czy to jest dla niego dobre miejsce"
Cudowne dziecko biznesu

Windhost pracować zaczął wcześnie. Już jako nastolatek prowadził firmę sprzedającą części komputerowe. Gdy miał 16 lat, zarabiał na tyle dużo, że - aby nie stracić rozpędu biznesowego - postanowił rzucić szkołę. Na całego zajął się biznesem. Szybko został milionerem.

A naprawdę głośno zrobiło się o nim wtedy, gdy został zaproszony przez słynnego kanclerza Helmuta Kohla na konferencję ekonomiczną do Davos. 17-letni szczeniak pojechał do Szwajcarii, gdzie zjeżdża się światowa elita finansjery i opowiadał tam o swoich nowoczesnych biznesach. Stał się wówczas - w 1994 roku - najmłodszym uczestnikiem konferencji w Davos w historii.

I to właśnie ten człowiek w czerwcu ubiegłego roku wyjął 125 milionów euro i przelał na klubowe konto Herthy. Pozyskał w ten sposób 37,5 procent akcji klubu. W następnych miesiącach dołożył jeszcze więcej, dzięki czemu ma już ich prawie połowę.

Mógłby zapewne wykupić i cały klub, sęk jednak w tym, że w Niemczech nie można mieć klubu na własność. Co najmniej 50 proc. akcji musi być w rękach kibiców. Mimo to Windhorst stał się bohaterem jednej z największych transakcji w historii Bundesligi. A to, że nie wszystko idzie z górki, to żaden problem: Lars przeżywał to nie raz.

Cało wyszedł z katastrofy

Gdy jeszcze tylko zajmował się biznesem, przechodził liczne kryzysy. Blisko 20 lat temu firma Windhorst Electronics rosła w siłę, otworzyła się na azjatycki rynek, a jej właściciel przeprowadził się do HongKongu. Wydawało się wtedy, że Windhorst jest po prostu skazany na sukces. Że żadna porażka nie wchodzi w grę. Wkrótce jednak dotarło do niego, że nic nie jest dane raz na zawsze.

Ze względu na światowy kryzys ekonomiczny problemy dotknęły także jego, a w 2003 roku firma 27-latka ogłosiła bankructwo. On sam był zadłużony aż na 70 mln euro. Do dzisiaj jako ogromne upokorzenie wspomina brak możliwości założenia konta w banku czy pożyczanie pieniędzy od przyjaciół i rodziny.

Ta historia jest jednak pozytywna dla kibiców Herthy. Bo przedsiębiorca szybko stanął na nogi - rok później był współzałożycielem funduszu inwestycyjnego Sapinda. Po zaledwie kilkunastu miesiącach znów był milionerem, a w 2009 roku jego firma była warta dwa miliardy (!) euro.

Po drodze znów jednak życie przypomniało mu o swoich kaprysach i poważnie doświadczyło, tym razem zdecydowanie mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. W 2007 roku Windhorst przeżył katastrofę odrzutowca w Kazachstanie. W wypadku zginął jeden z pilotów, on sam z poważnymi obrażeniami trafił na miesiąc do szpitala.

Nic dziwnego, że "Financial Times" nazywa go biznesmenem o dziewięciu życiach.

Nie działa bezinteresownie

Bliskie spotkanie ze śmiercią nie wpłynęło jednak na jego działania, co najwyżej podkręciło tempo życia. Firma rosła w siłę, a on zaczął inwestować też w innych sektorach. Zaangażował się w filantropię - założył Serpentine Sackler Gallery w Londynie, wspiera też galerię fotograficzną w Berlinie.

Aby poprawić swój wizerunek, nadszarpnięty też wyrokiem sądu za nieprawidłowości finansowe, kupił kolekcję prac pary Christo Vladimirov Javacheffa i Jeanne-Claude, które przekazał następnie na 20 lat Bundestagowi.

Windhorst nie ukrywa jednak, że działa bezinteresownie. Inwestycja w Herthę też nie jest dla niego elementem misyjnym. Dobrze wie, że jeśli trafi, może na piłkarskim biznesie poważnie zarobić. Na razie jednak pieniądze płyną tylko w jedną stronę. Główny sponsor Herthy nie miał problemów z wyłożeniem w zimowym oknie transferowym blisko 80 milionów euro na czterech piłkarzy, w tym Krzysztofa Piątka. Reprezentant Polski kosztował aż 27 mln, czyniąc siebie najdroższym piłkarzem w historii Herthy.

Nikt w Niemczech nie ma jednak wątpliwości, że Piątek szybko straci to miano. Jeśli klub utrzyma się w Bundeslidze, latem w Berlinie może dojść do wielkich zakupów. Już teraz pisze się w niemieckich mediach o co najmniej dwukrotnie większym budżecie transferowym niż zimą.

Czytaj także:
Oto nowy trener Herthy Berlin
Media nadały nowy pseudonim Krzysztofowi Piątkowi

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×