PKO Ekstraklasa. Legia - Cracovia. Uciszył Łużniki, ale nigdy nie był dość dobry. Janusz Gol w końcu został doceniony

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Przy piłce Janusz Gol
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Przy piłce Janusz Gol

"Janusz Gol, allez, allez!" - jeśli potrafisz to przeczytać bez zanucenia, to nie kochasz futbolu. Kiedyś Gol zdobył jedną z najważniejszych bramek w historii Legii, a w sobotę zagra przeciwko niej jako kapitan jej głównego rywala w walce o tytuł.

26 sierpnia 2011 roku Legia grała na Łużnikach rewanżowy mecz ostatniej rundy kwalifikacji do Ligi Europy ze Spartakiem Moskwa. Remis 2:2 w Warszawie stawiał Rosjan w świetnym położeniu, a gdy po 27 minutach rewanżu prowadzili 2:0, mało kto wierzył w awans Wojskowych.

Zespół Macieja Skorży wyrównał jeszcze przed przerwą, ale druga połowa nie przyniosła kolejnych bramek. Gdy wszyscy spodziewali się dogrywki, w ostatniej akcji meczu Janusz Gol zaskoczył Andrieja Dakina precyzyjnym uderzeniem głową i uciszył wrogo nastawione Łużniki jak Władysław Kozakiewicz w 1980 roku.

Gol za miliony

To był jego pierwszy gol w barwach stołecznego klubu, ale to trafienie ma też wartość inną niż sentymentalna. Dała Legii pierwszy w historii awans do fazy grupowej Ligi Europy. UEFA wyceniła to na ok. 2,5 mln zł, ale cenniejsze było to, że był to pierwszy z serii awansów, która pięć lat później pozwoliła Legii być rozstawioną w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów i trafić na Dundalk FC.

Wtedy narodziła się przyśpiewka "Janusz Gol, allez, allez!", którą wracających z Moskwy piłkarzy powitał na Okęciu nawet pilot samolotu. Weszła na stałe do repertuaru kibiców z Łazienkowskiej 3. Sam Gol nie ukrywał, że zdarzało mu się nucić ją pod prysznicem. O tamtej bramce powstała nawet praca naukowa na jednej ze stołecznych uczelni.

- Koledzy zaczęli śpiewać w szatni, potem się to przeniosło na stadion. Ale nie wiem, może wcześniej kibice zanucili to na trybunach? No i pilot w samolocie! To był największy szok, piękna niespodzianka - wspominał po latach. - Ta jedna bramka miała duży wpływ na to, że zostałem zapamiętany przez kibiców w Warszawie. Do dziś czasami do mnie podchodzą, zaczepiają mnie i wspominają tamtego gola - mówił.

Lepiej późno niż wcale

To był szczytowy moment jego gry w Legii. Gdy latem 2012 roku Macieja Skorżę zastąpił Jan Urban, powoli zaczął tracić miejsce w składzie. Urban miał inną koncepcję budowy zespołu. Wolał w środku pola wprowadzać młodych Dominika Furmana czy Daniela Łukasika.

Gola zdarzało mu się upokorzyć. Jak w półfinale Pucharu Polski ze Śląskiem Wrocław, gdy ściągnął go z boiska już po 33 minutach. Piłkarz zareagował emocjonalnie, za linią boczną wyrwał się z objęć trenera.

- Trener powiedział mi na ucho "przepraszam" i stąd moja reakcja, bo "przepraszam" raczej mnie w tym momencie nie interesowało. To była wręcz chyba najgorsza rzecz, jaką mogłem usłyszeć - tłumaczył potem w rozmowie z weszlo.com.

To, jak potraktował go Urban, wpisuje się w jego pełną wzlotów i upadków karierę. Był wiecznie niedoceniany, nigdy dość dobry. Do ekstraklasy trafił późno, bo dopiero jako 23-latek. Nim w 2008 roku sięgnął po niego GKS Bełchatów, grał tylko w IV-ligowej Polonii/Sparcie Świdnica.

Zarabiał 400 zł, dorabiał jako gazeciarz i budowlaniec. W międzyczasie oblał testy w Śląsku Wrocław, wygrał z Dolnośląskim ZPN Puchar Regionów UEFA 2007 - mistrzostwa Europy amatorów, ale też pauzował półtora roku przez złamaną dwukrotnie piątą kość śródstopia.

Zdegradowany

W Bełchatowie szybko gonił stracony czas. Zadomowił się w "11" i dobrze uzupełniał się z Łukasz Garguła i Tomaszem Jarzębowskim. Już po kilku miesiącach zgłosiła się po niego Legia, ale odmówił.

- Nie czułem, że to właściwy czas. Razem z prowadzącym moją karierę Jarkiem Solarzem uznaliśmy, że powinienem ograć się w Bełchatowie. Nie byłem na tyle mocny, by skakać na głęboką wodę - tłumaczył "Przeglądowi Sportowemu".

Radził sobie coraz lepiej, zadebiutował nawet w reprezentacji. Jego kariera nabrała rozpędu, a w 2011 roku Legia dopięła swego: - Wybierałem pomiędzy Legią i Lechem, interesowała się mną Wisła. Chciałem zaryzykować, bo wiele osób przestrzegało, że będzie tam mi trudno. O transfer mocno zabiegali trener Skorża i dyrektor Jóźwiak.

Dopóki trenerem Legii był Skorża, Gol odgrywał w zespole ważną rolę. Nie był pierwszoplanową postacią, bo nawet w środku pola był w cieniu Ivicy Vrdoljaka, ale jego pozycja w drużynie była mocna. Wszystko zmieniło się wraz z przyjściem Urbana.

Janusz Gol w barwach Legii Warszawa
Janusz Gol w barwach Legii Warszawa

- Ciężko było nam się dogadać. Trener miał swoją wizję. Nie widział dla mnie miejsca i wolał stawiać na Łukasika czy Furmana. Stałem się postacią drugoplanową, nie godziłem się z tym i z tego wynikały te nieporozumienia. Uważałem, że zasługuję na granie, a trener miał inne zdanie. Stąd moja decyzja o odejściu do silniejszej ligi - mówił.

Na niechęci Urbana do piłkarza skorzystał Stanisław Czerczesow. Mający słabość do Polaków Rosjanin chciał sprowadzić go już do Tereka Grozny wraz z Maciejem Rybusem i Marcinem Komorowskim. Kiedy Gol stał się dostępny na rynku, ściągnął go do Amkara Perm.

Ignorowany

Miasto z pogranicza Europy i Azji nie jest wymarzonym miejscem do życia, ale Gol w Permie świetnie się odnalazł. Przez pięć lat był podstawowym zawodnikiem Amkara. Wygrywał klubowy plebiscyt na piłkarza sezonu i kilka razy przedłużał kontrakt.

Znów czuł się chciany i potrzebny, ale choć regularnie grał w mocnej lidze, był ignorowany przez Waldemara Fornalika i Adama Nawałkę. U tego pierwszego zagrał tylko w debiucie. Z drugim nawet nie rozmawiał. Licznik jego występów w kadrze stanął na ośmiu.

- Złościłem się. W końcu moje umiejętności stały na naprawdę wysokim poziomie, w szóstej lidze świata, a na kadrę jeździli zawodnicy z mniej docenianych, którzy samą dyspozycją też nie powalali. Nigdy nie zadzwonił do mnie człowiek ze sztabu reprezentacji Nawałki. Po dwóch latach zrozumiałem, iż nie ma sensu zajmowanie swojej głowy kadrą - mówił.

Selekcjonerzy reprezentacji Polski Gola nie doceniali, ale prowadzący dziś rosyjską kadrę Czerczesow przeciwnie. Gdy został trenerem Legii, chciał go ściągnąć na Łazienkowską 3, ale Amkar nie chciał tracić swojego lidera.

Rozczarowany

Po sezonie 2017/2018 Amkar upadł. Nowy gubernator Kraju Permskiego wycofał wsparcie finansowe dla klubu, a inni sponsorzy się nie znaleźli. Gol zjechał do Polski i choć celował w powrót do Rosji, to liczył też na oferty z klubów PKO Ekstraklasy.

Znów przeżył rozczarowanie, bo dostał propozycje tylko ze stojącej wtedy nad przepaścią Wisły Kraków, beniaminka Zagłębia Sosnowiec i Cracovii. Dziś walczy z Pasami o tytuł, ale gdy trafił na Kałuży 1, zespół Michała Probierza miał na koncie dwa punkty i zamykał tabelę PKO Ekstraklasy.

- Po pięciu latach gry w lepszej lidze w polskich zespołach mieli wątpliwości co do mojej przydatności. Dość nieprzyjemne uczucie - mówił, dodając: - Przewinęło się również zainteresowanie z Rosji, ale nie były one na tyle korzystne finansowo, abym ponownie wyjeżdżał z kraju.

Oferty Pasów też nie przyjął od razu. Pierwszą odrzucił, czekając na sygnały z Rosji. Dopiero gdy zadzwonił sam Janusz Filipiak, zmienił zdanie. Jeden z najbogatszych Polaków nie zwykł osobiście namawiać piłkarzy, ale klub był w potrzebie, bo na gwałt potrzebował następcy dezertera Miroslava Covilo.

W końcu doceniony

Telefon od właściciela Cracovii zastał go na... Legii. Trenował wtedy gościnnie z rezerwami i był na meczu przy Łazienkowskiej 3. Kluczową rozmowę przeprowadził w... kąciku zabaw.

- Byłem na meczu Legii, zabrałem córkę. Trwała przerwa, poszliśmy do kącika zabaw dla dzieci. Zawibrował telefon. "Z tej strony Janusz Filipiak". Zazwyczaj nie odbieram połączeń z nieznanych numerów. Nie wiem, dlaczego wtedy nacisnąłem zieloną słuchawkę. Zaskoczył mnie. Był konkretny, rozmowa nie trwała dłużej niż pięć minut. Przedstawił warunki, poprosił, żebym to przemyślał. I tak zostałem piłkarzem Cracovii - opowiadał.

Janusz Gol zadebiutował w Cracovii w meczu przeciwko Legii Warszawa
Janusz Gol zadebiutował w Cracovii w meczu przeciwko Legii Warszawa

Dla obu stron była to sytuacja win-win. Cracovia zastąpiła Covilo jeszcze lepszym zawodnikiem, a Gol przy Kałuży 1 wyrósł na czołową postać PKO Ekstraklasy. Gra tak dobrze, że kiedy w kontekście Cracovii pada określenie "Profesor", nie wiadomo już, czy chodzi o Filipiaka, czy o niego.

Wiecznie niedoceniany, nigdy dość dobry - najpierw na Legię, potem na reprezentację i na czołowe polskie kluby, ale w końcu znalazł uznanie. W październiku podpisał z Pasami nowy, dwuletni kontrakt -  taka umowa dla 34-letniego piłkarza to rzadkość.

A w sobotę wróci na Łazienkowską 3 jako Ligowiec Roku (więcej TUTAJ) i kapitan głównego rywala Legii w walce o mistrzostwo Polski. Mecz na szczycie PKO Ekstraklasy Legia - Cracovia o godz. 20:00.

Czytaj również -> Probierz kontra Legia - zawsze wrzało
Czytaj również -> Lusiusz - uczeń Gola

ZOBACZ WIDEO: Odwiedziliśmy bazę reprezentacji Polski na Euro 2020! Zobacz, jak będą mieszkać kadrowicze

Komentarze (0)