- Bardzo tego chcę: wreszcie awansować do Ligi Mistrzów!. Byłaby to ukoronowanie mojej gry w Wiśle - mówi 26-letni Paweł Brożek.
Wisła Kraków miała dwie duże szanse na awans do Champions League. Za pierwszym razem udział w elitarnych rozgrywkach był o krok. W 2005 roku w meczu z Panathinaikosem Ateny (3:1) przy Reymonta "Brozio" strzelił jedną z bramek, ale w rewanżu (1:4) zagrał tylko przez 45 minut. Drugie podejście miało miejsce w ostatnim sezonie, kiedy to na drodze Białej Gwiazdy stanęła wielka FC Barcelona. Na Camp Nou wiślacy ponieśli sromotną porażkę (4:0), ale u siebie odnieśli historyczne zwycięstwo (1:0). Brożek zebrał bardzo dobre oceny za ten dwumecz. Chwalił go nawet Pep Guardiola, szkoleniowiec drużyny z Hiszpanii.
- No właśnie. Długo czekamy w Krakowie na Ligę Mistrzów i w tym roku jest duża szansa. Sporo zależy od naszej postawy na boisku, a nie od tego, jak zagra Barcelona. Jeśli przejdziemy Levadię, to w trzeciej rundzie będziemy faworytem każdej konfrontacji. A z tymi zespołami, które są w czwartej rundzie, można spokojnie powalczyć o awans. Wszyscy są w naszym zasięgu - zaznacza reprezentant Polski w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Napastnik Wisły przy każdej okazji podkreśla, że najpierw trzeba skupić się na pojedynku w II rundzie eliminacji, a potem myśleć o kolejnych meczach. Rywali nie można zlekceważyć. - Oni są w sztosie, wysoko wygrywają, ale weźmy pod uwagę, że liga estońska jest dużo słabsza od naszej. Trudno mi uwierzyć w to, że ich nie przejdziemy. Wygrajmy w Sosnowcu, bo w Tallinie nie przegramy - uważa.