Piłkarze Śląska Wrocław chociażby z racji miejsca zajmowanego w tabeli PKO Ekstraklasy byli faworytem spotkania z Koroną Kielce. Gola, który ostatecznie dał jednak zwycięstwo WKS-owi zielono-biało-czerwoni strzelili dopiero w 84. minucie.
- Nie było łatwo. Na koniec odetchnęliśmy ja i cała drużyna oraz nasi kibice. Był to trudny mecz. Wiedzieliśmy, że po derbach będzie bardzo ważne mentalnie, abyśmy dali radę i odnieśli zwycięstwo. Widziałem dużo serca w drużynie. Chłopcy oddali dużo energii i serca. Widziałem też dużo nerwowości w trakcie meczu - komentował po spotkaniu Vitezslav Lavicka.
- Strzeliliśmy bramkę przed przerwą, ale było jasne, że przeciwnik będzie jeszcze walczyć o swój sukces. Początek drugiej połowy z naszej strony nie był tak aktywny, jak wcześniej. Później nasz błąd sprawił, że przeciwnik strzelił bramkę. Straciliśmy gola, ale od tego momentu widziałem znowu nową energię w naszych chłopakach. Były jeszcze błędy, ale była też duża energia, chęć zdobycia drugiej bramki, co się udało - dodał trener wrocławskiego zespołu.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: kuriozalna sytuacja na meczu rezerw Realu. Bezmyślne zachowanie Rodrygo
Lavicka podziękował także kibicom, którzy w środę pojawili się na stadionie. - Szacunek dla naszych kibiców. Przyszli na stadion. Nie jest to łatwe w środku tygodnia, w tej sytuacji, jaka teraz panuje w Polsce i na świecie. Ci kibice, którzy przyszli - cierpieli, wiem, ale dali nam dużo pozytywnej energii w trackie meczu, a w końcówce zrobiliśmy dobre zmiany, a Erik Exposito zdobył bardzo ważną bramkę dla nas - podkreślił szkoleniowiec.
Korona Kielce, która w tabeli zajmuje przedostatnie miejsce, miała swoje okazje na strzelenie więcej niż jednego gola we Wrocławiu. - Musiałbym powtórzyć to, co powiedziałem kilka dni temu po meczu z Lechią Gdańsk. Mimo na pewno niezłej drugiej połowy i kilku stworzonych sytuacji, chęci zwycięstwa na trudnym terenie, podobnie było u nas z Lechią Gdańsk. Również bardzo dobra druga połowa, stworzenie kilku sytuacji i tak dalej niestety po raz kolejny nie zdobywamy nawet punkciku. Najbardziej żal mi zawodników, którzy w szatni przeżywają to wszystko. Jedno, czego nie można im zarzucić, to tego, że bardzo chcą - mówił Mirosław Smyła.
- Jeżeli utrzymamy tę tendencję, będziemy się rozwijać, poprawiać jakość, wierzyć w to, że możemy grać lepiej w defensywie, nie stwarzać tak jak w drugiej połowie kilku sytuacji na własne życzenie dla Śląska Wrocław, a z przodu będziemy skuteczniejsi, to przyjdą te zwycięstwa. Czy wystarczy czasu, czy da radę, to już inny temat. To jest piłka nożna. Nie chcę jednoznacznie wypowiadać żadnych deklaracji - dodał trener Korony.
Szkoleniowiec drużyny z Kielc pogratulował także zwycięstwa rywalowi. - Gratuluję Śląskowi Wrocław zwycięstwa. Moim zdaniem mecz w pierwszej połowie był na tyle wyrównany, że można powiedzieć, że ta bramka była troszkę niespodzianką, ale wpadło. W drugiej połowie to my przeważaliśmy, mieliśmy swoje chwile, która można było wykorzystać. Nie udało się. Tylko jeden gol Pacindy. Potem gwóźdź do trumny i jest po meczu - podsumował Smyła.
W następnej kolejce Śląsk na wyjeździe zmierzy się z Jagiellonią Białystok, a Korona Kielce podejmować będzie ŁKS Łódź.
Czytaj także:
PKO Ekstraklasa. Piast Gliwice - Arka Gdynia. Martin Konczkowski: Miałem duży głód piłki (wywiad)